Za ok. 6000 zł konkurenci oferują modele wyposażone w dziewięć końcówek mocy (i wyjścia 11.2), tymczasem RX-A1070 ogranicza się do 7.1 (a dokładnie 7.2), będąc najlepszym amplitunerem Yamahy tego formatu. Wielu zgodzi się na mniejszą liczbę kanałów, jeżeli w zamian dostanie cechy przybliżające amplituner AV do zadań audiofilskich. Albo praktyczne rozwiązania, o których inni zapomnieli.
Yamaha RX-A1070 - front
Przyjęto styl "czystego" frontu, ukrywając większość manipulatorów pod dużą klapką. Poza nią pozostały jedynie dwa "oczywiste" pokrętła - selektor źródeł oraz regulacja wzmocnienia, włącznik zasilania i specyficzny, wyeksponowany przycisk trybów bezpośrednich Pure Direct (odłączający wszystko, co zbędne, w tym wyświetlacz). Matryca jest duża, świeci delikatną bielą uzupełnioną czerwonymi akcentami.
W palecie przycisków (już pod klapką) jest firmowy system szybkiego wyboru Scene, sterowanie zdalną strefą, tunerem i klawisze kursorów do nawigacji po menu. Możemy do tych celów użyć również pilota, ale klawisze w samym urządzeniu mają też specjalne kompetencje - poprzez ich odpowiednią kombinację wywołamy ukryte menu, dające dostęp np. do ustawień selektora impedancji.
Yamaha RX-A1070 - złącza
W strefie gniazd podręcznych mamy wyjście słuchawkowe, wejście na mikrofon kalibracyjny, USB (odtworzymy w ten sposób muzykę z nośników pamięci), HDMI oraz analogowe wejście RCA (bez towarzystwa kompozytowego obrazu).
Zestaw gniazd na tylnej ściance prezentuje się nieco skromniej niż u konkurentów, co ma głównie (choć nie tylko) związek z mniejszą liczbą terminali głośnikowych (wynikającą z konfiguracji końcówek mocy), których w Yamaha RX-A1070 jest "tylko" dziewięć. Wzmacniaczy mamy siedem, dodatkowa para gniazd zapewnia elastyczność (np. bi-amping, druga strefa, przednie kanały efektowe Presence).
Yamaha RX-A1070 ma siedem wejść HDMI i dwa wyjścia HDMI: jedno dla głównego pomieszczenia (wspiera ARC), a drugie dla zdalnej strefy. Możliwości wyprowadzenia sygnału do sąsiedniego pomieszczenia uzupełniają jeszcze analogowe gniazda RCA.
Jest dziewięć par zacisków głośnikowych, a końcówek mocy "tylko" siedem. W RX-A1070 postawiono za to wyjątkowo mocno na tryby wirtualne.
HDMI poradzą sobie oczywiście z sygnałem 4K (i z dodatkami Dolby Vision, HLG, BT.2020), a wbudowany skaler z taką rozdzielczością. Przetwornik A/C zadba o swobodne operowanie sygnałem ze wszystkich wejść wideo - oprócz HDMI są cztery kompozytowe i dwa komponentowe; tylko wyjście HDMI dla zdalnej strefy nie przesyła sygnałów z wejść analogowych wideo. RX-A1070 ma osiem analogowych wejść stereo, w tym jedno na gramofon (MM), i aż sześć wejść cyfrowych (trzy optyczne i trzy współosiowe).
Wyjście (analogowe) z procesora to komplet 7.2. Chociaż za sterowanie odpowiadają protokoły sieciowe, to amplituner wciąż ma złącze RS232, a także złącza wyzwalaczy. Sygnały Wi-fi oraz Bluetooth korzystają z jednej anteny, to rozwiązanie typowe dla Yamahy, powiązane z konstrukcją modułu bezprzewodowego NW-01. Ograniczeniem jest tutaj brak standardu Wi-fi w pasmie 5 GHz (jest wyłącznie 2,4 GHz), ale potencjalne problemy znikają, gdy podłączymy RX-A1070 przez LAN.
Bluetooth wyróżnia się natomiast dwoma trybami pracy: standardowym - jako odbiornik; dodatkowym - jako nadajnik. Pozwala to korzystać z bezprzewodowych słuchawek. Funkcja bardzo przydatna, a jeszcze wcale nie taka powszechna.
W podręcznym panelu Yamahy rezygnowano tylko z analogowego wejścia wideo, jest analogowe audio (RCA) oraz oczywiście HDMI.
Nie samym atmosem ampliture żyje W ciągu dwóch ostatnich lat obserwujemy konsekwentną promocję systemu Dolby Atmos, który stał się głównym tematem i wabikiem, demonstrującym możliwości nowych amplitunerów. Sam Dolby Atmos został zresztą zaprojektowany w taki sposób, by można było go dawkować, tworząc tym samym marketingowo skuteczną hierarchię amplitunerów. System pracuje już wtedy, gdy przygotujemy konfigurację 7.1 (spotkamy go nawet w amplitunerach z pięcioma końcówkami mocy - wraz z wyjściami na dodatkowe, zewnętrzne wzmacniacze). Jednak sam dekoder Dolby Atmos potrafi wykreować tych kanałów znacznie więcej, i to obsadzając je w różnych fizycznych miejscach pomieszczenia. Stąd 9.1 to wcale nie maksimum, bo są na rynku urządzenia 11.1, a nawet 13.1. Zarówno Denon AVR-X4400H, jak i Marantz SR6012 zachęcają do mocnego wejścia w Dolby Atmos, podłączenia już nie jednej, a dwóch par głośników efektowych (można to robić w różnych miejscach sufitu). Yamaha RX-A1070 prezentuje bardziej odmienne, oszczędniejsze, ale pragmatyczne podejście. Nie dość, że (w ramach Dolby Atmos) poprzestaje na jednej, dodatkowej parze kolumn efektowych (a więc 5.1.2), wcale takiego rozwiązania szczególnie nie wyróżnia. RX-A1070 wprowadza bowiem na trzydziestolecie swojej koncepcji Cinema DSP zupełnie nowy, własny standard o nazwie Cinema DSP HD3. Z pomocą trzech procesorów, DSP RX-A1070 kreuje wirtualną konfigurację 11.1. Fizyczne są w niej kolumny ustawione w schemacie 7.1 – składającym się z klasycznego 5.1 plus jednej pary (przednich) głośników Presence. Reszta, a więc tylne kanały efektowe (te znajdujące się za słuchaczem, jako dobrze znany element 7.1) oraz tylne górne kanały Presence, są już wirtualnym wytworem procesorów DSP. To tylko najnowszy i jeden z wielu dostępnych trybów. Koncepcja Cinema DSP jest przez Yamahę regularnie wzbogacana. |
Grafika ekranowego menu jest atrakcyjna, układ przejrzysty, wszystko działa bardzo szybko. Konfigurację wspiera autorski system kalibracji Yamahy YPAO w odmianie R.S.C., a więc z korekcją EQ. Jak każdy nowoczesny amplituner, tak i Yamaha RX-A1070, gdy tylko zostanie włączona w sieciowe środowisko, pozwala na integrację z urządzeniami mobilnymi na płaszczyźnie aplikacji sterujących - tych Yamaha przygotowała aż trzy.
Jest podstawowy "pilot" AV Controller, sterownik dla ekosystemu MusicCast (którego częścią RXA1070 może się stać) oraz kolejna w tym gronie aplikacja AV Setup Guide, będąca czymś w rodzaju wirtualnego asystenta konfiguracji. Nie jest to obowiązkowe (jak i w ogóle pomysł biegania ze smartfonem wokół samowystarczalnego amplitunera) i uzupełnia bazowy proces instalacyjno-kalibracyjny.
YamahaRX-A1070 - odtwarzane pliki
YamahaRX-A1070 odtwarza pliki DSD128, PCM 24 bit/192 kHz (dla FLAC, WAV, w przypadku ALAC jest to 24/96) z nośników pamięci USB oraz serwerów sieciowych. Ponadto potrafi wszystko, co powinien, w tym obsługuje sieciowe radio, serwisy Spotify czy Tidal, a także protokół AirPlay Konstrukcje serii Aventage wyróżnia szereg rozwiązań, często indywidualnych dla konkretnego modelu.
W przypadku RX-A1070 Yamaha podkreśla wzmocnienia mechaniczne (rama typu H z wewnętrznymi usztywnieniami), specjalną, antywibracyjną konstrukcję nóżek i staranne rozplanowanie obwodów wewnątrz. Pozwala na to sama obudowa, która jest (co doskonale widać na tle konkurentów) duża i pojemna. Podczas gdy w SR6012 Marantza i AVR-X4400H Denona końcówki mocy są stłoczone (jest ich zresztą więcej), w RX-A1070 "siedzą" luźniej, co poprawia również warunki ich chłodzenia.
Końcówki podzielono pomiędzy dwa moduły z radiatorami i płytkami drukowanymi i umieszczono nie w poprzek (jak w większości tańszych amplitunerów), ale wzdłuż obudowy - po dwóch jej stronach, a pomiędzy nimi osadzono duży transformator rdzeniowy. Skrzynka jest na tyle głęboka, że w jej tylnej części zostało wystarczająco dużo miejsca, aby można było tam ulokować kompletny tor przedwzmacniacza/procesora A/V.
Podczas gdy konkurenci wybierają procesory Analog Devices, Yamaha jest od lat wierna układom rodziny Cinema DSP firmy Texas Instruments.
Yamaha kontynuuje w sekcji dekodującej tradycję procesorów Cinema DSP (Texas Instruments), oczywiście na przestrzeni lat układy się zmieniają, a w tym roku (i w serii Aventage) po raz pierwszy zastosowano aż trzy scalaki - zmusiły do tego rozrastające się tryby dekodowania surround i kreowania wirtualnej przestrzeni, w której Yamaha czuje się jak ryba w wodzie; do pływania na głębinach niezbędna jest jednak duża moc obliczeniowa układów cyfrowych.
Od kilku lat w amplitunerach z gamy Aventage, Yamaha stosuje bardzo dobre przetworniki C/A ESS Technology z serii Sabre; główny układ ES9006A znamy już z wcześniejszych generacji (występował np. w RX-A1060). Teoretyczna, maksymalna dynamika układu wynosi 120 dB, scalak obsługuje osiem kanałów, do każdego dostarczymy sygnał PCM 24 bit/192 kHz.
Odsłuch
Yamaha od dawna określa swoje urządzenia mianem "Natural Sound". W przypadku RX-A1070 na pewno jest to uprawnione, mimo że nie trafia dokładnie w sedno sprawy. O ile łatwo było zarysować różnice między AVR-X4400H (Denonem) i SR6012 (Marantzem), o tyle trzeba się bardziej wysilić, aby zdefiniować relację między Marantzem a Yamahą - przynajmniej w trybie stereo; w trybie wielokanałowym nie będzie z tym kłopotu.
Główny przetwornik DAC to ESS Technology ES9006, obok na płytce drukowanej widać jeszcze miejsce na drugi taki układ; prawdopodobnie Yamaha stosuje ten sam bazowy druk dla kilku modeli amplitunerów.
Yamaha jest jeszcze bardziej "kulturalna" i wyrafinowana w cyzelowaniu wybrzmień, powściągliwa w emocjach, więc "naturalność" ma tutaj znaczenie zrównoważenia, spójności, a nie spontaniczności i bliskości.
Zamiast ustawiać bliski pierwszy plan, Yamaha przygotowuje wieloplanową scenę, oddaje zróżnicowaną akustykę nagrań, więc nie zawsze owe "przygotowane" plany są wykorzystane, czasami muzyka brzmi płasko, a czasami bardzo przestrzennie.
Dlatego też chwilami "niewiele się dzieje", aby za moment, może nie wybuchnąć, ale rozkwitnąć - zarówno barwą, jak i detalicznością. Yamaha RX-A1070 nie stara się z każdego nagrania "wycisnąć" jak najwięcej szczegółów, ale dobre realizacje doceni swoją dokładnością.
Bas jest najbardziej zwarty i konturowy (w testowanej grupie), nie podgrzewa średnicy, nie podlewa jej sosem, lecz skutecznie ją wspiera, trzyma się blisko, nie odpływa. Wokale mogą nawet zaskoczyć swoją wyrazistością; gdy pochopnie nabierzemy przekonania, że wszystko płynie łagodnie i bez zrywów, wybudzą nas mocne, czyste dźwięki, aby wraz z kolejnym nagraniem znowu cofnąć się i "przygasnąć".
W trybie wielokanałowym Yamaha RX-A1070 ujawnia zarówno kompetencje, jak i specyfikę. Wcześniejsza (stereofoniczna) równowaga przechodzi już w lekkie przyciemnienie i "kremowość", a mimo to lokalizacje są precyzyjne, a cała przestrzeń bardzo obszerna. Rezultat jest wyjątkowo elegancki, a przy tym efektowny i w sumie łatwy w odbiorze.
Bez pilota, pod kontrolą sieci
Jeszcze niedawno obsługa amplitunera wielokanałowego bez firmowego pilota byłaby niemożliwa, więc producenci prześcigali się w konstruowaniu coraz bardziej zaawansowanych sterowników. Niektóre z nich miały nawet ekrany dotykowe, a droższe modele amplitunerów wyposażone były nie w jeden, ale dwa piloty (oddzielny do zadań strefowych).
Jednak obecnie ich znaczenie zmalało. Podstawową konfigurację można przeprowadzić za pomocą przycisków na samym urządzeniu - przy okazji poprawiając też jakieś połączenia, w których gąszczu łatwo się zgubić. Gdy już "odpalimy" sprzęt, można wziąć smartfona do ręki (niektórzy brać nawet nie muszą, bo właściwie go z ręki nie wypuszczają) i za pomocą stosownej aplikacji dotrzeć do wszystkich funkcji.
Tylko jedna antena obsługuje zarówno Wi-Fi, jak i?Bluetooth. Ten ostatni jest tutaj wyjątkowy – pozwala nawet przesłać sygnał do słuchawek.
Amplitunery są na stałe wpięte w sieć komputerową - inaczej sterowanie za pomocą smartfonowych aplikacji nie byłoby możliwe (są co prawda systemy bazujące na komunikacji Bluetooth, ale należą one do rzadkości). Otwiera to również możliwości sterowania za pomocą komputerowych przeglądarek www oraz bazujących na tym protokole systemów firm trzecich.