Odsłuch
Konfrontacja Dali z B&W pokazała różnice nie tyle drastyczne, co znamienne – wynikające z dobrze utrwalonych, odmiennych stylów. Myślę, że nie trzeba innych przykładów, sprawdzania innych modeli, aby dowiedzieć się, o co chodzi ich konstruktorom, do jakiego klienta adresują swoje projekty, co jest w zasięgu ich możliwości, a co pozostaje nieosiągalne.
Obydwie konstrukcje – Bowers & Wilkins CM10 S2 i Dali Rubicon 6 – są więc reprezentatywne dla każdej z firm, ale jednocześnie trochę tendencyjne... trochę za dobre, jak na "średnią", pokazują obydwa firmowe profile z ich najlepszych stron, minimalizują problemy, maksymalizują zalety, a mimo to pozostawiają wyraźne obszary, w których jedna daje radę temu, czego nie potrafi druga – i na odwrót.
Część z tych różnic pozostaje w sferze techniki, jaką dysponuje określony producent, a część jest bardziej swobodnym wyborem projektanta szykującego ostateczne zestrojenie kolumny.
Rubicon jest kolejną serią Dali, w której wprowadzono SMC – rozwiązanie redukujące zniekształcenia. Wcześniej rozpoznawałem jego wpływ na brzmienie (testowanych już innych Rubiconów i Epiconów) jako poprawę przejrzystości i czytelności, chociaż bez śladu przejaskrawienia – raczej jako stworzenie ciemniejszego tła, gwarantującego lepszy kontrast.
Detale pojawiają się wyraźnie, w doskonałej gradacji, zróżnicowaniu, bogactwie, ale pozostają łagodne; nie są wyostrzane, lecz cyzelowane – to najbardziej wyrafinowana mikrodynamika, w której detaliczność przestaje być strumieniem czy nawet feerią drobnych informacji, ale jest kwestią czystości, proporcji i wzajemnych relacji. Dali potrafią grać do nas szeptem, a i tak łatwiej go zrozumieć niż niejeden krzyk...
Głośniki Rubicona nie imponują magnesami tak potężnymi, jak te u niektórych konkurentów, ale to właśnie w nich znajduje się specjalny system oparty na materiale SMC, który ma zapewniać najniższe zniekształcenia.
W bezpośrednim porównaniu z CM10 S2 mogą wydawać się odrobinę przymatowione, jak też wygładzone. Chyba najlepiej nazwać to "satynowością", zwłaszcza w zakresie średnich tonów; dźwięki nie błyszczą tak mocno, nie iskrzą, ale też nie wpadają w szorstkość.
Na tej skali B&W mają większy rozmach, grają mocniej, dobitniej, bardziej impulsywnie i pikantnie, natomiast Dali są w barwie i fakturze łagodniejsze, bardziej pastelowe, chwilami zaokrąglone, a jednak to po stronie duńskiej konstrukcji i duńskiego brzmienia jest więcej otwarcia, świeżości, powietrza, swobody tworzącej komfort, a nie napięcie.
Źródła takiej sytuacji, powstania takich kombinacji są wręcz trywialne i dość łatwo je zlokalizować,. Wysokie tony z Dali są prowadzone przez kopułkę jedwabną i "wykończone" wstążką – stąd płynie aksamitność, delikatność, a zarazem oddech i lekkie, zwiewne wybrzmienie, wykończenie każdego dźwięku, który tylko jest w stanie sięgnąć tak wysoko swoimi harmonicznymi.
Nie ma w tym zakresie śladu dzwonienia, metaliczności, agresywności; jest tylko to, co przyjemne. Zgoda, dźwięki z natury mocniejsze, ostrzejsze, uderzenia w blachy, dęciaki, a także werbel są oddawane przez CM10 S2 bardziej naturalistycznie, "studyjnie", bez litości, zwłaszcza w fazie ataku. Za to Rubicon w wybrzmieniach rozwija skrzydła pozwalając wręcz poczuć akustykę i atmosferę.
B&W chętniej atakuje, Dali lubi rozpieszczać; B&W jest bardziej pryncypialny w pokazaniu i uporządkowaniu detali, Dali stara się odtwarzać kształty, tkankę, szanować, a nawet samemu kreować subtelniejsze klimaty. Drugi filar takiej konstrukcji brzmienia to oczywiście niskie tony.
Dla wielu słuchaczy, również ze względu na muzykę, jaką kolumny zostaną nakarmione, to właśnie bas może być tym, co zdecyduje o wyborze, co będzie pierwszym wrażeniem, co zostanie zapamiętane jako największa atrakcja tego brzmienia.
Będzie w tym teście bas jeszcze donośniejszy, zresztą już CM10 S2 pokazały świetną kondycję, trudno się z nimi licytować pod względem dynamiki i konturowości, Rubicony proponują coś innego, może nie skrajnie odmiennego, ale mniej bezwzględnego, bardziej swojskiego – bas sprężysty, z odrobiną miękkości i poluzowania.
Nie można czepiać się zasadniczej kontroli i selektywności, poszczególne dźwięki są czytelne i poukładane, ale już nie "wyciosane", muzyka pulsuje, płynie, rytm nie jest ani podkreślany, ani osłabiany.
Przy tym basu jest dość dużo, najogólniej ma podobne "udziały" w całym przekazie, jak w przypadku CM10 S2. Patrząc pod tym kątem, można stwierdzić, że są to kolumny dla słuchaczy lubiących bas.
Na swój sposób wszystko w brzmieniu tych kolumn do siebie pasuje – takie właśnie niskie tony, nasycone, rozciągnięte, ale wciąż dostatecznie zwinne i nawet delikatne, odpowiadają opisanemu już charakterowi wysokich; skrajne zakresy są więc lekko wyeksponowane, aktywne, a zarazem nie wnoszą żadnej agresywności, ostrości czy twardości, nie są źródłem żadnych "przykrości", które słuchacz musiałby oswajać w imię bliskiego kontaktu ze wszystkimi elementami nagrania.
Dali ozdabia magnesy tak eleganckimi naklejkami, jakby wiedziało, że kolumny będą w testach „rozbierane”, albo jakby działało na rynku car-audio lub DIY – ale nic nam o tym nie wiadomo.
Średnica jest proporcjonalnie dokładna i plastyczna, w tym zakresie nie rozgrywa się żaden dramat, ani nie dzieją się żadne czary. Skoro skraje pasma są podniesione, to średnica jest relatywnie słabsza, ale dzięki opisanej już łagodności basu i wysokich nie zostaje zadudniona ani zasypana; sama nie jest nawet rozjaśniona, nie jest też podgrzana i podlana niskotonowym sosem – łapie dobrą wewnętrzną równowagę i mości się wygodnie (dla naszych uszu), co dobrze słychać na wokalach, zawsze znajomych, tonalnie poprawnych, umiarkowanie ekspresyjnych, ale naturalnych i dobrze ustawionych na scenie.
Nie musimy się skupiać na odbiorze żadnego dźwięku, żadnego elementu nagrania, bo wszystko "wchodzi" lekko, łatwo i przyjemnie. Jest w tym brzmieniu wyśmienita spójność wykraczająca poza płynność charakterystyki, nie ma stresu, nie ma wielkiego temperamentu i potężnych porcji dynamiki, nie ma mechaniczności i sterylności, nie ma żadnych "wyczynów" i popisów.
Jest bezpieczne, a zarazem całkiem wyrafinowane w eleganckim połączeniu żywości z umiarkowaniem. Na każdą okazję i do każdej muzyki.
Andrzej Kisiel