Odsłuch
Zastosowanie układu koncentrycznego nie tyle przeobraziło dźwięk Elaców, co go rozwinęło, zgodnie z wcześniejszymi założeniami. Kto inny może jednak powiedzieć, że to zupełnie nowy obraz, i nie będę się spierał; dostrzeżenie pewnych wątków, a pominięcie innych, jest przecież kwestią subiektywnej wrażliwości.
Ciekawa jest konfrontacja z Cantonami, z którymi w przeszłości Elaki walczyły o prymat w neutralności; pierwsze z pozycji brzmienia trochę jaśniejszego, drugie - cieplejszego, ale w obydwu przypadkach bliskiego liniowości.
Kiedy zobaczyłem wyniki pomiarów obydwu kolumn, pomyślałem, że drogi obydwu niemieckich producentów wyraźnie się rozeszły. Miałem też obawy, czy nowy profil Elaca nie jest nazbyt ekstrawagancki - obniżenie poziomu wysokich tonów daje dobre rezultaty tylko w wyjątkowych przypadkach.
Ta specjalna sztuka udała się i tutaj, i chociaż ma ona swoją cenę, wyrażoną wprost w mniejszej aktywności wysokotonowych detali, uspokojeniu wybrzmień blach, zaokrągleniu szarpnięć strun, to w zamian pojawia się wybitna plastyczność i wprost genialna stereofonia.
"W zamian", chociaż wcale nie jest to geszeft, który w każdej konstrukcji i każdemu musi się udać i opłacać - prawdopodobnie obniżenie wysokich tonów jest tylko jednym z elementów układanki, w której niezbędne są i inne elementy, w tym przede wszystkim układ koncentryczny.
Gniazdo pojedyncze, ale bardzo solidne - to znacznie praktyczniejsze niż byle jakie bi-wiringowe; mało kto zakłada podwójne okablowanie, a wtedy i z dobrymi zworami jest kłopot...
Inni też próbują "dowartościować" średnicę, podkreślić wokale, dodać naturalnej "akustyczności", wzmocnić spójność, czy choćby ocieplić brzmienie za pomocą przytłumienia góry; czasami niektóre z tych celów udaje się osiągnąć, częściej wychodzi z tego kupa.
Elacowi wyszła muzyka. Im dłużej słuchałem, tym bardziej byłem zafascynowany - to brzmienie się do ucha "przykleja", unika wszelkiej nerwowości, czemu służy barwa i sposób kształtowania dźwięków w całym pasmie, a nie tylko profil tonalny.
W sposób już znany z Elaców, a zupełnie przeciwny do stosowanego przez Cantona, bas jest zmiękczony, zaokrąglony, wspiera średnicę soczystością, a nie masą czy twardymi uderzeniami. Góra pasma jest oczywiście subtelna, wklejona, jednak na tyle przejrzysta i rozdzielcza, że nawet ustawiona w tak defensywnej pozycji, potrafico najmniej ładnie "zamknąć" całe brzmienie. Po krótkiej akomodacji wszystko staje się tak harmonijne, iż nie ma sensu kombinowanie, aby cokolwiek "poprawić".
Tutaj wszystko się ze sobą zgadza, chociaż nie musi się zgadzać z wzorcem liniowości. Gładkie, płynne, bliskie, intymne, "obecne", w niesamowity sposób pokazują wokale, wydobywając z nich modulacje, których nie słyszałem z innych kolumn. Odpuszczają skoki dynamiki, wyraźne kontury, a mimo to czytelność jest wyśmienita - wszystkie dźwięki nabierają kształtów i wypełnienia. Ekstremalnie przyjemne.
Podróże Andrew Jonesa
Nikt nie odmówi Andrew Jonesowi udziału w zaprojektowaniu pierwszego Uni-Q, chociaż KEF pewnie nie chciałby z nikim dzielić się sławą i powszechną rozpoznawalnością firmy specjalizującej się w układach koncentrycznych.
Elac wchodzi mu w paradę bardziej niż jakikolwiek inny producent, bo również jest producentem działającym na szerokim rynku, który tę zaawansowaną technikę wprowadza do produktów średniobudżetowych.
Wcześniejsze (sprzed ok.10 lat) głośnikowe ambicje i wielkie plany Pioneera (który również wprowadził układy koncentryczne, dzięki... Andrew Jonesowi) okazały się chimeryczne i były mało znane w Europie, a obecnie zupełnie zanikły.
Z kolei high-endowe propozycje TAD-a (luksusowej marki głośnikowej należącej do Pioneera), które też wyszły spod ręki Andrew Jonesa, są zbyt drogie, aby poważnie zamieszać. W tej konkurencji startuje jeszcze Cabasse, ale jego "koncentryki" są wyraźnie inne.
Andrew Jones, mając już bardzo gruntowne wykształcenie techniczne (studia z fizyki, akustyki, mechaniki), w roku 1984 wkroczył do świata głośnikowego, rozpoczynając pracę w KEF-ie. Tamże kontynuował prace nad komputerową optymalizacją zwrotnic, a przede wszystkim uczestniczył w przygotowaniu pierwszej serii Reference, wyposażonej w przetwornik Uni-Q.
Jak sam przyznaje, był to dla niego czas największych inspiracji, najintensywniejszego pogłębiania wiedzy i poszerzania horyzontów, nie tylko ze względu na technologiczne możliwości firmy, ale również na spotkania z ludźmi, którzy - tak jak on - są już dzisiaj postaciami legendarnymi (m.in. ówczesny dyrektor techniczny KEF-a - Laurie Fincham; Peter Walker z Quada; Richard Small i Neville Thiele - od parametrów T-S; profesorowie Lipshitz i Vanderkooy...).
To był czas inżynierów, a nie speców od marketingu, czas rzetelnych i pełnych pasji badań, czas planów, aby kolumny grały znacznie lepiej, a nie tylko kalkulacji, aby ich sprzedać więcej. Był to czas doskonalenia techniki we wszystkich elementach głośnikowych konstrukcji, odważnych, ale dobrze przemyślanych, nowych koncepcji, a nie tylko fantazyjnego wzornictwa; czas szukania skutecznych metod projektowania i najwłaściwszych metod pomiarowych.
KEF i inne duże firmy głośnikowe były w tamtym okresie nie tylko "fabrykami", ale też "uniwersytetami". Do dzisiaj korzystamy z dorobku głównie tamtego okresu, a ludzie, którzy wówczas posiedli wiedzę i później jeszcze ją uzupełniali, są dzisiaj największymi autorytetami.
Po 10 latach pracy w KEF-ie, Andrew Jones na 3 lata zatrzymał się w Infinity, a potem przez dłuższych czas pracował dla Pioneera i projektował TAD-y (Reference One to też jego dzieło). Dwa lata temu został zaangażowany przez Elaca i pozostając ze swoim zespołem (dział badań i rozwoju) w USA projektuje nowe modele.
Uni-wersalne zalety
Układ koncentryczny osiąga trzy zasadnicze cele, które najłatwiej przedstawić, zwracając uwagę na trzy odpowiednie problemy, jakie wywołuje typowy układ głośnikowy z odseparowanymi przetwornikami. Tych problemów jest nawet więcej, ale Uni-Q załatwia większość.
Po pierwsze, rozsunięcie przetworników powoduje zjawisko najlepiej widoczne i zrozumiałe dla laika - fale różnych częstotliwości nie biegną z tego samego punktu, co oczywiście może zaburzać naturalność "kształtów" i pozycjonowanie źródeł na scenie dźwiękowej; tego negatywnego zjawiska nie należy jednak demonizować przy typowych, dość dużych odległościach słuchacza od kolumn, z jakimi mamy do czynienia w "odsłuchu" prowadzonym z fotela; rozsunięcie o kilkanaście centymetrów (głośnika średniotonowego i wysokotonowego) nie jest już dostrzegalne.
Trochę gorzej, gdy słuchamy nawet małych monitorów, ale z perspektywy biurka. Jednak ważniejszym problemem są charakterystyki kierunkowe, czyli to, jaka charakterystyka przetwarzania powstaje poza osią główną - po pierwsze dlatego, że nie zawsze znajdujemy się na osi głównej; po drugie - że dociera do nas nie tylko promieniowanie bezpośrednie (bez względu na oś, na jakiej się znajdujemy), ale również fale odbite.
Dla różnych sytuacji i ogólnie dobrze zrównoważonego brzmienia ważne jest więc, aby rozpraszanie było względnie "zrównoważone", aby na innych osiach, zwłaszcza w pobliżu osi głównej, nie pojawiały się gwałtowne zmiany. Te jednak powstają w konwencjonalnych systemach z dwóch powodów.
Samo rozsunięcie głośników (zwykle w osi pionowej kolumny) powoduje, że zmieniając kąt w płaszczyźnie pionowej, zmieniamy różnicę odległości, jakie dzielą nas od poszczególnych przetworników, których charakterystyki zachodzą na siebie w okolicach częstotliwości podziału To powoduje dodatkowe, "niezaplanowane" przesunięcia fazowe i osłabienia na charakterystyce wypadkowej.
Ale nawet gdyby jakimś cudem udało się połączyć dwa głośniki układu dwudrożnego na styk, do czego zbliża się stosowanie filtrów wyższego rzędu, to z samego faktu, że łączymy głośniki o różnych własnych charakterystykach kierunkowych, wynika odrębny problem - "przeskakując" z np. 10-cm membrany głośnika nisko-średniotonowego do 25-mm kopułki wyskotonowej, przy 3 kHz, gwałtownie rozszerzamy charakterystykę kierunkową (przy 3 kHz membrana 10-cm promieniuje wiązką znacznie bardziej skupioną niż 25-mm kopułka).
Jednak "włożenie" 25-mm kopułki w stożek 10-cm membrany średniotonowej powoduje... zawężenie charakterystyki kierunkowej samej kopułki, upodobnienie jej do charakterystyki średniotonowego, która jest zdeterminowana przecież przez średnicę i profil tego stożka.
Stąd też znaczenie nazwy Uni-Q - chodzi o "unifikację" charakterystyk przetworników zainstalowanych koncentrycznie. Gdy jednak wysuniemy głośnik wysokotonowy przed wierzchołek stożka (jak np. w głośnikach samochodowych, albo instalacyjnych), tego ostatniego efektu nie uzyskamy, chociaż "zaliczymy" dwa pierwsze.