Odsłuch
R jak rewelacja. Może nie rewolucja, na pewno jakaś ewolucja, ale przede wszystkim świetna kompozycja, doskonały rezultat końcowy. I przyznaję, że aż takich wzruszeń nie oczekiwałem.
Swoją drogą, byłem pod wrażeniem, że za relatywnie umiarkowaną cenę KEF proponuje konstrukcję tak atrakcyjną wizualnie i technicznie, ale nie wyciągałem z tego ostatecznych wniosków.
Przy całym szacunku dla dorobku KEF-a, w tym również dla niedawnych projektów; nie zawsze były one w moim guście. Zgoda, nigdy nie było porażki i trudno odmówić KEF-om swoistej konsekwencji i pryncypialności; bas może być mocny lub... jeszcze mocniejszy, ale zakres średnio-wysokotonowy musi być prowadzony jak od linijki. Reszta też jest ważna, ale już trochę mniej...
KEF R11 nie zrywa z neutralnością, ale coś w tym całym skomplikowanym mechanizmie dodatkowo "zatrybiło". Przykuło mnie do fotela i pozwalało smakować zarówno samą muzykę, jak i brzmienie.
To ten szczególnie uprzywilejowany przypadek, gdy docierają do nas zarówno emocje, bogactwo dźwięków, a na dodatek możemy "obserwować" krytycznie i na żadnym błędzie R11 nie przyłapiemy.
Przeciwnie - jeszcze bardziej będziemy delektować się jego równowagą, spójnością, przejrzystością, kulturą i równocześnie cieszyć się tym, że wszystkie fakty składają się w logiczną, muzyczną całość. Bywa przecież tak, że wszystko jest poukładane, na swoim miejscu, ale brakuje wewnętrznego, nieuchwytnego odrębnie spoiwa, które "czyni muzykę".
Jestem daleki od przypisywania urządzeniom audio właściwości innych niż tylko fizyczne, nie ma tutaj mowy o żadnych fluidach. Chodzi o trudniejsze do namierzenia rodzaje zniekształceń, wymykające się analizie charakterystyki przenoszenia czy ocenie detaliczności.
Bywa też tak, że brzmienie wręcz porywa nas swoją swobodą, żywością, ale równocześnie z łatwością ustalamy, że coś podkreślono, wyostrzono, albo koi nas ciepło i łagodność, lecz wprawne ucho szybko wyłapie, że coś przytłumiono...
W kolumnach KEF R11 dostrzegam tylko jedno odstępstwo od teoretycznego ideału, które z jednej strony jest całkowicie usprawiedliwione cechami konstrukcji, chociaż z drugiej - niektórych może rozczarowywać.
Jak na flagowiec tak wysokiej serii, bas nie jest imponujący, ale może jest to częścią sukcesu całego brzmienia. I za to jestem KEF-owi szczególnie wdzięczny - że tym razem z basem nie przesadził.
Nie jest to dźwięk "ostateczny", rozciągnięty od najniższych rejestrów, kreujący skalę i atmosferę koncertową, ale jeżeli było to poza zasięgiem zastosowanej techniki, to dobrze, że jako substytutu nie doprowadzono średniego basu do "opulentności", a tym bardziej do dudnienia.
Bas jest wciąż mocny, dynamiczny, przechodzi w średnicę płynnie, zarówno bez subwooferowego oderwania, jak i bez przeciążenia wyższego podzakresu.
Próbowałem trzech podstawowych opcji - z obydwoma portami otwartymi, przestrojonymi (walcami) i całkowicie zamkniętymi. Najdłużej pozostałem w wariancie całkowicie otwartym, więc gdyby na wyposażeniu nie było walców, to nie byłoby problemem słuchać R11 z bas-refleksami pracującymi pełną parą.
Miłośnicy obudowy zamkniętej powinni wziąć pod uwagę, że nie zawsze warto zamykać dobrze zestrojone bas-refleksy. Teoretycznie jeszcze lepsza odpowiedź impulsowa zostanie okupiona zbyt dużą stratą praktycznej soczystości basu.
Czytaj również: Czy najlepsze są filtry 1. rzędu?
Głośniki niskotonowe mają umiarkowaną średnicę 18 cm, ale są aż cztery - nie jest to sposób na uzyskanie niższej częstotliwości granicznej (zależy ona od parametrów pojedynczego głośnika), jednak pozwala uzyskać wysoką moc i dynamikę.
Z walcami KEF R11 grał wartko, energetycznie, bez "dopalania", a powściągliwość w wycieczkach na sam dół pasma nie była zauważalna, dopóki... się o tym nie pomyślało. Wtedy faktycznie trzeba było długo czekać, aż jakieś nagranie "wymusi" na R11 większy wysiłek i wydobycie z siebie niższego basu. Charakterystyka pewnie opada dość wcześnie, ale relatywnie łagodnie, stąd ta oszczędność, dyscyplina, ale też "drzemiąca siła".
Ze względu na specyfikę konstrukcji z aż czterema niskotonowymi, spodziewałem się premii w postaci możliwości zagrania głośno i bez kompresji. I nie zawiodłem się: brzmienie było swobodne, dobitne i klarowne, trzymało ustalone proporcje.
Wtedy patrząc na wysokie, ale wąskie kolumienki, pomyślałem: "chudziaki, a nieźle dają czadu", oszczędzają się w najniższym basie, jednak w zamian potrafią naparzać, i to czysto, szybko, technicznie w najlepszym tego słowa znaczeniu".
Nie ma wielu kolumn, które przy tej cenie są tak wszechstronne - grają dźwiękiem neutralnym, wyrafinowanym, plastycznym, dodają do tego dynamikę i oferują wszystkie te zalety przy wysokich poziomach głośności.
Nie był to dźwięk dosłownie potężny, bo do tego brakowało trochę "fundamentu", ale jego spójność i dynamika była spektakularne. Można sobie wyobrazić, że tak grałyby najlepsze dwudrożne monitory, gdyby mogły grać cztery razy głośniej... Sprawdziłem też ich działanie przy niewielkiej głośności.
Dźwięk skupia się wtedy w zakresie średniotonowym, z dobrym wypełnieniem i przejrzystością, chociaż skraje pasma stają się zbyt delikatne, aby cieszyć się idealnym przeglądem wszystkich dźwięków - to jednak wynika ze zmiany krzywej czułości naszego słuchu. Można to podsumować tak: KEF R11 grają dobrze w szerokim zakresie głośności, poza najcichszym szemraniem i najgłośniejszym młóceniem.
Znajdowałem się w odległości ok. 3 m, ale pewnie gdybym siedział jeszcze bliżej, byłoby równie dobrze - dźwięk jest fantastycznie ułożony, skondensowany, uporządkowany, czego można było oczekiwać po zastosowanej konfiguracji głośników, chociaż wcale nie zawsze z układu koncentrycznego płynie muzyka aż tak gęsta i plastyczna. Wspomniane już wsparcie ze strony niskich częstotliwości skutkuje wzmocnieniem i odpowiednio niskim ustawieniem wokali.+
Mimo że i góra pasma płynie równo, to jest w tym brzmieniu specjalna siła, której czasami brakuje nawet większym kolumnom, z lepiej rozciągniętym, czy też mocniejszym basem.
KEF R11 mają za to "nabity", soczysty, pulsujący "dolny środek", który nie tyle ściąga uwagę, co stabilizuje i "naturalizuje" brzmienie wielu instrumentów (i głosów), dając im odpowiedni wolumen, a przede wszystkim energię. Te szczupłe kolumny nie brzmią ani szczupło, ani grubo, lecz "zdrowo". Na skali zimno-ciepło jest neutralnie; nasycenie dolnego środka raczej wzmacnia, niż ogrzewa całość; na skali ciemno-jasno - podobnie.
KEF R11 grają bardzo klarownie, potrafią "otworzyć" nagranie, pokazać detal bez wyeksponowania wysokich tonów, gładkich i selektywnych, ale raczej podporządkowanych średnicy.
Przestrzeń jest bezbłędna. Nie ma się co rozwodzić, bo wszelkie zachwyty nad jakimiś nadzwyczajnymi możliwościami mogłyby zostać odczytane jako opis zjawisk "paranormalnych", a tymczasem wszystko jest przedstawiane najzupełniej normalnie, z taką jednak uwagą, że w stosunku do większości kolumn (innych firm) KEF- -y grają dźwiękiem bardziej skoncentrowanym i cyzelowanym, a nie "szerokim frontem", z luzackim rozmachem.
Musi być w nich naprawdę "coś", skoro wydały mi się choć trochę podobne do dawnych R104/2... Co prawda, niedawno o nich rozmawiałem z paroma osobami, na fali wspomnień najlepszych brzmień sprzed lat, a KEF łatwo kojarzy się z... KEF-em.
Czytaj również: Czy kolumny trzeba ustawiać na kolcach?
Na pewno nie są rozjaśnione i nie pomogą wiele tym słabym nagraniom, w których góry brakuje. Na skali twardo- -miękko... Tutaj już można powiedzieć, że "remis ze wskazaniem" na twardość, ale właśnie taką, jaką można nie tylko zaakceptować, ale też polubić i uznać za składnik naturalności.
Mimo tych "forów", spojrzałem na R11 ze specjalną sympatią - nazwałbym je pierwszymi sukcesorami tamtych wybitnych kolumn, w mojej ocenie nawet lepszych od wówczas droższych (i trochę od nich nowszych) R105/3. Dynamika, kondensacja, energia. A do tego zrównoważenie, precyzja, przejrzystość. A do tego plastyczność, naturalność, płynność.
A do tego... Dawno KEF nie zasłużył sobie u mnie na takie pochwały. To wciąż KEF, ze swoją dyscypliną i skupieniem, bez ekscesów, fajerwerków i egzotycznych klimatów, ale w tym stylu, który konsekwentnie rozwija. To wspaniałe osiągnięcie, i to za relatywnie niewysoką cenę.
Do tego wyglądają ultranowocześnie, oryginalnie, a zarazem bezproblemowo. Kto ma oczy i uszy, będzie miał spory problem, jeżeli już zaplanował zakup innych kolumn w podobnej cenie.
KEF R11 to z pewnością groźny rywal dla wszystkich kolumn z zakresu 26 000-28 000 zł, które przedstawialiśmy w poprzednich numerach AUDIO.