Odsłuch
Ponieważ dość dobrze pamiętam brzmienie Kanty No.2, stąd pozwolę sobie na wskazanie różnic między nią a Kantą No.3. Zwykle ostrzegam przed takimi porównaniami, rozciągniętymi w czasie, jednak tym razem ogólne wrażenie było na tyle odmienne od "wspomnień", że zaryzykuję. To nie są pewne i ostateczne wnioski, są to zawsze przypuszczenia, tyle że mogą być mniej lub bardziej uprawdopodobnione.
Z drugiej strony podejrzewam, podchodząc do sprawy bardziej racjonalnie i biorąc pod uwagę wszystkie fakty, a nie tylko wrażenie z odsłuchu, że obydwie Kanty nie dzieli wiele, więc jednak zastrzegam... żeby żadnego sformułowania nie nadinterpretować, a raczej przyjąć korektę "uśredniającą".
Rozwiązania techniczne są przecież bardzo podobne, konstruktor się nie zmienił, a wyniki pomiarów... I tutaj przede mną specjalne wyzwanie i ryzyko, bowiem piszę tę relację jeszcze przed pomiarami i tymczasem nie mogę sobie nimi "pomóc", niczego z nimi "uzgadniać", dorabiać teorii do praktyki (opisu brzmienia do kształtu charakterystyki). Oczywiście można mieć wątpliwości, czy później nie skuszę się, aby na podstawie pomiarów nie skorygować tekstu...
Czytaj również: Co to jest główna oś odsłuchu?
Obydwa niskotonowe pracują we wspólnej komorze, z której wyprowadzono dwa tunele bas-refleks - jeden do przodu, drugi do tyłu.
Mam je i ja, ale jeżeli tak miałoby się stać, to uwierzcie - zmienię też wstęp i w ogóle się o tym nie dowiecie. A skoro tak... i czytacie, co czytacie, to znaczy, że nic nie zmieniałem prostym i zupełnie nieaudiofilskim ujęciu, Kanty 2 grały bardzo przyjemnie. Do tego stopnia, że pod względem "uprzejmości", podobały mi się nawet bardziej, niż droższe Sopry 2.
Herezja? Tak bywa... Zresztą Sopry wcale nie są agresywne i drapieżne, wręcz przeciwnie - wyrafinowane, wyrównane, dokładne, czyściutkie, selektywne itp. Jednak Kanty No.2 coś do tego dodały, chociaż i coś odjęły.
Grały pełniejszym "dolnym środkiem", bardziej organicznie, łagodniej, a przy tym wciąż płynnie i klarownie. Lekkie wycieniowanie "wyższego środka" nie zagroziło ciągłości i harmonijnemu przejściu w wysokie tony, zresztą spójność, rozumiana jako harmonia i naturalność akcji, pozostawała bez zarzutu. Bas był urzekający - korzenny, konturowy, schodził nisko, a przede wszystkim trzymał się muzyki, nawet przez moment się nie przelewał i nie zostawał w tyle.
Tyle wspomnień o Kantach No.2, w takim zakresie, który pomoże uchwycić odmienność Kanty No.3. Można się było spodziewać mocniejszego basu - zgodnie z założeniem, że to kolumny do większych pomieszczeń.
Być może do tego sprowadzały się też zamierzenia konstruktora, ale całe brzmienie na tym nie poprzestało. Nie można sprawy zwekslować w ten sposób, że Kanty No.3 to Kanty z mocniejszym basem - choćby taki uproszczony obraz pokazywały pomiary. Zresztą sama zmiana proporcji może wywoływać zaskakująco kompleksowe skutki.
Czasami wydaje się, że zamknięcie bas-refleksu gasi nie tylko bas, ale "w jakiś sposób" spłaszcza wysokie tony... To zakrawa na kuriozum, bo skoro niskie tony zostały tym sposobem obniżone, to wysokich jest proporcjonalnie mniej, a nie więcej... Ale może podkreślone tym sposobem średnie tony, będące w bezpośrednim sąsiedztwie niskich, pociągają za sobą wrażenie pewnego "stłamszenia" wysokich?
Rzecz nie w tym, aby na siłę szukać odpowiedzi na takie pytania, ale aby zdać sobie sprawę, że nasz słuch - a więc mózg - działa w sposób bardziej złożony, niż nam się wydaje, co stawia pod znakiem zapytania proste, teoretyczne rozwiązania, zmierzające do uzyskania określonego brzmienia - każde trzeba sprawdzić w praktyce.
Niezależnie od zjawiska akomodacji, czyli przyzwyczajania się do brzmień, które w pierwszej chwili, albo w bezpośrednim porównaniu z innymi, mogą wydawać się bardzo nienaturalne, a już po paru minutach... Znowu przedłużyłem dygresję, która jednak też ma ścisły związek z Kantami No.3.
Basu będziemy mieć pod dostatkiem. Znacznie mocniejszego niż z Kanty No.2, chociaż nie aż tak potężnego jak z Utopii - tutaj nawet nie trzeba wymieniać modeli, bo wszystkie mają w tym zakresie ogromną siłę, chociaż wyrażaną na trochę różne sposoby.
Przy okazji: na ostatnim AVS, na dobrze przygotowanej, wiarygodnej prezentacji, słyszałem nowe Utopie Stella EM Evo - bas gruby, gęsty, niski, a przy tym plastyczny i czytelny. Takiego basu Kanty No.3 nie mają. Tutaj jest on wibrujący, konturowy, bardziej "żylasty", tylko w najniższych rejestrach zdarza mu się trochę poluzować; nie ma takiej zręczności i zwinności jak z Kanty No.2, jednak pozostaje po stronie dobrej kontroli, a jego uderzenia i dynamika pozwalają na tworzenie większego spektaklu.
Czytaj również: Czy wąska obudowa kolumny jest akustycznie najkorzystniejsza?
Pewną niespodzianką były wysokie tony - z Kanty No.2 gładkie, przejrzyste, grzeczne, zwracające uwagę subtelnościami. Nie chciałbym ich tam ani trochę mniej, ani więcej; uzyskanie takiej delikatności z nawet najlepszych "twardych" kopułek jest sporym osiągnięciem, chociaż bardzo wysoka rozdzielczość jest z kopułek berylowych w zasadzie oczywistością, to już połączenie z taką gracją wymaga bardzo starannej aplikacji i dopasowania.
Ten sam głośnik wysokotonowy, a nawet cały zespół średnio-wysokotonowy, ułożono w Kantach No.3 nieco inaczej - dźwięk jest odrobinę jaśniejszy i jeszcze bardziej przekonujący przejrzystością, która pewnie jest w gruncie rzeczy taka sama, jednak większa intensywność detalu może być tak interpretowana.
Żeby nie było nieporozumień - to nawet nie pół kroku do przodu, może to tylko muśnięcie, ale wystarczyło, aby przynajmniej podsunąć pytanie: czy Kanty No.3 mają lekko wyeksponowane wysokie tony, czy mają ich więcej niż Kanty No.2, czy tylko tak mi się zdaje? Czy chciałbym, aby było ich trochę mniej, czy jest idealnie? Na pierwsze pytanie ostateczną odpowiedź dałoby tylko bezpośrednie porównanie, a na drugie...
Ostatecznie myślę, tak jest dobrze, a może nawet doskonale, gdy na drugim skraju tak dobrze "okopał się" bas; bez wyraźnej obecności wysokich tonów całe brzmienie mogłoby stać się zbyt ciężkie. I jeszcze jedno porównanie, żeby uchwycić ogólniejsze proporcje i skalę tych różnic (między Kantą No.2 i Kantą No.3).
Wysokie tony np. z Paradigmów Persona 5F są znacznie ostrzejsze, a też nie powiem, że za ostre, więc proszę nie obawiać się ich nadmiaru z Kanty No.3 - wszystko rozgrywa się w ramach dobrego zrównoważenia i doskonałej spójności.
Można uznać, że Kanty No.3 są lekko "wykonturowane", ale nie sądzę, aby wyraźna obecność tak dokładnych i bogatych wysokich tonów była problemem dla większości; w tej sytuacji do mniejszości zaliczam tych, którzy lubią górę zaokrągloną, aksamitną, podporządkowaną.
Kanty No.3 grają swobodniej, z rozmachem, błyskiem i detalicznością, ale wciąż spójnie, "porządnie", bez najmniejszego bałaganu, niedopowiedzeń i przerysowań.
Czytaj również: Na czym polega niesfazowanie kolumn i jaki jest tego wpływ na charakter brzmienia?
Zróżnicowanie nagrań jest wybitne, klarowność i akustyczny oddech właściwy kolumnom najwyższej klasy. Mniejsze Kanty No.2 mają swój wyjątkowy urok, wynikający z połączenia dobrej dynamiki, przejrzystości i barwy, łagodności i prawdziwości, bliskości samej muzyki, ale lekkiego dystansu wszystkich jej ostrzejszych elementów. Tym razem nie da się stwierdzić, która jest bardziej "bezpośrednia", bo można to słowo różnie rozumieć.
Przyznaję, że średnie tony bardziej podobają mi się z Kanty No.2; mają tam nieco mocniejszą pozycję, są cieplejsze, lekko wyodrębnione; w Kantach No.3 wciąż mają dobre nasycenie, a przede wszystkim bezbłędną artykulację przy powstrzymanej natarczywości, ale nie są tak "obecne".
Średnica z Kanty No.2 skłaniała do chwalenia membran Flax za bardzo naturalne, "organiczne" brzmienie, inne od chłodnego, dokładnego, ale trochę "technicznego" brzmienia membran "W" (stosowanych w droższych Soprach i Utopiach).
Średnica z Kanty No.3 już tak "nie uwodzi", chociaż biegnie z tego samego głośnika średniotonowego... co w pewnym stopniu podważa przypisywanie materiałowi membrany dużego znaczenia, ale nie do końca - myślę, że z "W" byłoby jeszcze inaczej.
O ile lekkie wycofanie "górnego środka" w Kantach No.2 wprowadziło do brzmienia łagodność, nie ograniczając plastyczności średnicy, to dodane to tego podkreślenie skrajów pasma (górnego lekkie, dolnego mocniejsze), zdefiniowało już inny profil, w którym cała średnica trochę traci na znaczeniu, nie gubiąc jednak swojej właściwiej roli.
Wszystkie instrumenty akustyczne miały najzupełniej prawidłową tonację i wypełnienie, bez podbarwień i bez egzaltacji. Przy tym brzmieniu nie ogrzejemy się, średnie tony się do nas nie przykleją, bas nie ukołysze, a wysokie nie będą pieścić, jednak siła i precyzja też mogą zatrzymać na bardzo długo, a swoboda i klarowność zrobią ogromne wrażenie nawet na początkujących.
To nie jest brzmienie tylko dla koneserów, do którego trzeba "dojrzewać", to brzmienie "instant", natychmiast pokazuje swoje walory. Daje też dodatkową satysfakcję - takiego dźwięku nie można "wyczarować" z byle czego i przypadkiem, to efekt połączenia doskonałych komponentów i najwyższego profesjonalizmu.