Uspokojony, że mamy do czynienia z produktem "autentycznym", przyjrzałem się mu bliżej i łaskawiej. W pierwszym wrażeniu oceniłem wygląd kolumn Indiana Line Diva 655 jako mało atrakcyjny i nawet teraz nie zmienię zdania o 180 stopni - nie jest to arcydzieło włoskiego designu, jednak jakość użytych materiałów i staranność wykonania nie może budzić krytyki.
Boczne ścianki oklejono w większej części naturalnym fornirem - palisandrowym - i polakierowano na wysoki połysk. Pozostałe polakierowano na czarno (piano black). Czego chcieć więcej? Może maskownica mogłaby się trzymać na ukrytych magnesach, zamiast na kołkach, ale to szczegół, który musi dopracować nie tylko Indiana.
Proporcje obudowy i konfiguracja przetworników są bardzo podobne jak w AE305 i Davisach Matisse HD. Zastosowanie przetworników o średnicy 15 cm pozwoliło wyszczuplić obudowę (szerokość 16,5 cm), lecz dwa niskotonowe, takiej samej wielkości średniotonowy i oczywiście wysokotonowy, tworzą nowoczesny układ trójdrożny, który nie straszy gabarytami.
Informacje na temat zastosowanej techniki głośnikowej są bogate, ale i trochę chaotyczne. W jednym miejscu dowiadujemy się o "głośnikach z opatentowanego materiału Curv", a w innym doczytamy, że chodzi o membranę tylko głośnika średniotonowego, wykonaną z "tkanego czystego polipropylenu, poddanego obróbce cieplnej".
Faktycznie, membrana tego głośnika ma strukturę plecionki, natomiast membrany niskotonowych są celulozowe, podczas wytwarzania suszone na powietrzu w takim ułożeniu na formie, że "zmarszczki" rosną na widocznej od zewnętrz stronie membrany.
Kosze głośników są odlewane z metali lekkich, mają wentylację pod resorem i dość duże (9 cm) układy magnetyczne - nie jestem pewien, czy prezentują tak "kosmiczne" technologie, jakie obiecuje producent, ale na pewno są porządne.
Bas-refleks wyprowadzono na froncie, ze wspólnej komory głośników niskotonowych; średniotonowy ma oczywiście swoją własną, zamkniętą. Częstotliwości podziału ustalono przy 300 Hz i 2800 Hz, zwrotnica składa się z filtrów 2. rzędu w każdej sekcji.
Wbrew zapowiedziom, ale i bez zastrzeżeń - to w sumie raczej konwencjonalna, a nie nowatorska konstrukcja, jednak dla dobrego brzmienia ważniejsza jest rzetelność niż wynalazczość.
Odsłuch
Brzmienie Indiana Line Diva 655 potwierdza, że wypracowanie dobrej równowagi tonalnej jest kluczem do osiągnięcia brzmienia komfortowego i w dużym stopniu naturalnego, nawet jeżeli takie aspekty, jak dynamika czy przestrzenność, nie będą postawione na najwyższym poziomie.
Przynajmniej według mojej wrażliwości, dobra równowaga tonalna jest fundamentem dla innych osiągnięć i popisów; oczywiście nie chodzi o to, aby charakterystykę wygładzać do dziesiątych części decybela, lecz aby uzyskać co najmniej dobry wynik.
Trudno o prostą normę, która oznaczałaby "dobry wynik", inne znacznie będzie miało 2-decybelowe podbicie przy 3 kHz, a inne przy 20 kHz, lecz już średnio wprawny słuchacz raczej nie będzie miał trudu, aby wychwycić różnice między charakterystyką zniekształconą a bliższą liniowości - chociaż ze względu na wpływ akustyki pomieszczenia ważne jest właśnie bezpośrednie porównanie.
Włączenie kolumn Indiana, zaraz po AE, Cabasse i Davisach, było właśnie takim doświadczeniem - może odebrało muzyce trochę emocji i mocy, ale usunęło wszelką nerwowość i nadpobudliwość w zakresie średnio-wysokotonowym.
Przy tym uplasowało się jako kompromis między twardym, basującym dźwiękiem z AE a swobodnym, jednak nie do końca spójnym brzmieniem Davisów. Kolumny Indiana Line Diva 655 są w tym teście najbardziej "kulturalne". Określenie to wcale nie jest owijaniem w bawełnę jakiejś miałkości i nijakości - bowiem prezentują one wyjątkowo bogatą i przyjemną barwę w zakresie średnicy.
Andrzej Kisiel