Wzmacniacz, z racji swojego statusu "centrum systemu", ma dość bogato wyposażony panel przedni z dużą, aluminiową gałką siły głosu pośrodku i mniejszymi - balansu oraz regulacji barwy dźwięku - po bokach. Drogę sygnału można skrócić, omijając barwę (ale już nie balans), dzięki przyciskowi "Direct".
Obok jeszcze wyłącznik drugiej pary głośników (dla drugiego pomieszczenia lub bi-wiringu) oraz gniazdo słuchawkowe. Z prawej zaś strony sześć przycisków z małymi diodkami (niebieskimi), aktywujących tyleż samo wejść liniowych.
O tym, czego w głównej mierze dotyczyła zmiana (V.2=version 2) względem starszego modelu, informują nierzucające się w oczy napisy w rogu: "A BUS Ready" oraz "Incognito Type I Ready".
Przód odtwarzacza Cambridge Audio AZUR 540C V.2 to już wzór minimalizmu, ponieważ oprócz położonej centralnie szuflady napędu, mamy jeszcze mlecznobiały wyświetlacz, wyłącznik standby z diodką oraz pięć małych przycisków.
Tył urządzeń jest znacznie bardziej zatłoczony. We wzmacniaczu najpierw widać bardzo ładnie wyprofilowane, dobrze się zakręcające gniazda głośnikowe. Niestety, wciąż są niezłocone i nie akceptują bananów. Obok nich widać kolejną nowość, układ CAP5 sygnalizujący problemy, przy których automatycznie ściszy sygnał do minimum.
Są to m.in. przegrzanie i przesterowanie. Z drugiej strony gniazd głośnikowych umieszczono rząd wejść (6) i wyjść - dwa wyjścia do nagrywania oraz wyjście z przedwzmacniacza. Nad nimi elementy układu Incognito - we/wy do sterowania urządzeniami w systemach multi-room: dwa gniazda CAT5 (jak do Internetu), gniazdo zasilające oraz cztery gniazda zdalnego sterowania. Obok jeszcze gniazdo do wspólnego, prostego sterowania urządzeniami CA.
Odtwarzacz Cambridge Audio AZUR 540C V.2 to znowu studium prostoty, chociaż nie większej niż trzeba - mamy wyjście analogowe, dwa cyfrowe (elektryczne i optyczne) oraz gniazda do sterowania. Obydwa urządzenia posiadają z tyłu mechaniczne wyłączniki sieciowe oraz gniazda IEC, dzięki którym można będzie użyć lepszych kabli sieciowych.
Wnętrze wzmacniacza jest dość zatłoczone. Z prawej strony, oddzielony od reszty układów, duży transformator toroidalny dostarcza napięcie do wielu uzwojeń wtórnych. Stabilizacja krytycznych układów jest rozbudowana i umieszczona tuż przy nich.
Końcówki mają osobne układy filtrujące (pojemność - 4x2200μF na kanał), jednak wspólny prostownik. Na płytce widać miejsce na drugi, z wejściem z oddzielnego uzwojenia wtórnego, jednak najwyraźniej to opcja dla droższego modelu.
Płytki główne są dwie, chociaż nic nie stało na przeszkodzie, aby była jedna. Najwyraźniej starano się je mechanicznie rozdzielić i w ten sposób zmniejszyć mikrofonowanie.
Przedwzmacniacz wykonano na popularnych, niskoszumnych układach operacyjnych NE5532, podobnie jak układ regulacji barwy dźwięku. Tłumieniem (tak jak innymi funkcjami) zajmuje się niewzbudzający specjalnego entuzjazmu, otwarty potencjometr Soundwella.
Końcówka jest wyłącznie tranzystorowa, z sekcją sterującą na dwóch, umieszczonych plecami do siebie, pionowych płytkach. Końcówki wykonano na dwóch parach Sankenów SAP 15 (to układy Darlingtona z czujnikami temperatury w jednej obudowie).
Bardzo poważnie potraktowano słuchawki, ponieważ zbudowano dla nich osobny wzmacniacz z wejściem na scalaku i tranzystorach w push-pullu na końcu.
W odtwarzaczu Cambridge Audio AZUR 540C V.2, pośrodku, króluje napęd opisany jako jednostka CD1 Cambridge Audio. Jej protoplastą był napęd Sony, jednak ten gigant już od dłuższego czasu nie produkuje napędów CD; być może CA odkupiło prawa do wytwarzania swojej wersji. Tym bardziej, że oprogramowanie zostało napisane w Anglii, w Cambridge.
Obok, pod puszką ekranującą, umieszczono transformator - toroidalny. Z drugiej strony mamy płytkę z serwo. Podobnie jak wcześniej, jest ono szczelnie zakryte grubym ekranem i wiadomo jedynie, że jest to nowa wersja V2.0.
Z tyłu druga płytka, z zamontowanym pod spodem przetwornikiem C/A Wolfsona (ulubiona marka innych brytyjskich firm - Regi i Arcama), WM8740. Jest to układ 24/192 o realnej rozdzielczości niemal 19 bitów i niskich zniekształceniach. Po nim sygnał obrabiany jest w znanych już ze wzmacniacza układach NE5532. Wszędzie widać ładne kondensatory polipropylenowe.
Odsłuch
Kto słyszał wcześniejsze urządzenia CA i wydaje mu się, że wie, jak będą grały nowe wersje, ten się myli. O ile wcześniejsze CA były analityczne, dokładne i rozdzielcze, o tyle nowe są gładkie, nieco ciepłe i raczej koją nerwy niż je wyostrzają - są jak kefir po dobrej imprezie, a nie jak rachunek za nią.
Dźwięk odtwarzacza CD jest skupiony na średnicy i mocnym, pełnym średnim basie. Daje to dźwięk płynny, bardzo przyjemny, choć już nie tak wyrazisty, jak w poprzedniej wersji. Najwyraźniej za takie pieniądze nie można mieć wszystkiego na raz.
Ma to nieprzewidziane skutki uboczne - nawet kiepsko nagrane płyty, a więc większość w każdej kolekcji, które jednak mają wartość muzyczną i chcielibyśmy ich częściej posłuchać, z CA V.2 zabrzmią rewelacyjnie.
Pierwszy z brzegu singiel Depeche Mode "Suffer Well" (Venusnote, LCDBONG37, CCD) zagrał bez podkreślonych sybilantów, za to z dobrym rytmem i płynną średnicą, w której głos Gahana miał przyjemną, jedwabistą barwę. I ten bas... CA potrafi zejść bardzo nisko i zapodaje w tych głębinach potężną dawkę energii.
Wspomniana pobłażliwość dla komercji spowodowana jest przez uprzywilejowanie średnicy, ale także przez nieco cichszą górę. Jej jakość jest jednak niezła, bo nawet tak wymagające nagrania, jak z płyty "Unit" Adama Makowicza (Polskie nagrania, PNCD935, vol.35, CD), zabrzmiały spójnie i z sensem.
Być może pomogła tu znakomita praca basu, najważniejsze, że słuchało się bardzo fajnie. Rezultatem takiego stylu jest też lekkie przybliżanie perspektywy, z drugiej strony nie ma głębokiego odejścia.
Co ciekawe, podobnie ustawiona jest barwa we wzmacniaczu. Ale średnica jest już nie tylko pełna i lekko ocieplona, ale ma także wyraźniejsze kontury i lepiej pokazuje fakturę. Podobnie jak odtwarzacz, tak i wzmacniacz pokazuje mocniej pierwszy plan, jakby chciał nam przybliżyć każdy instrument.
Bardzo dobra była dynamika. Zarówno mocne wejście stopy z płyty Makowicza, która potrafi uderzyć w szybki i mięsisty sposób, jak i motoryczny puls z remiksów DJ-ów z singla Depeche Mode przynosiły sporo frajdy.
Jeślibym miał odnieść dźwięk Cambridge Audio AZUR 540C V.2 do jakiegoś stereotypu, to najpewniej wybrałbym lampę - odtwarzacz i wzmacniacz grają tak, jakby pod maską miały ukryte gorące bańki z próżnią. Dużą zaletą wzmacniacza jest to, że ładnie radzi sobie z różnymi kolumnami, także z tymi o niższej niż zazwyczaj skuteczności.
Dźwięk wzmacniacza słuchawkowego oparty jest na wyższej średnicy i wyższym basie. Góra jest wycofana mocniej niż przy kolumnach i nawet tak otwarte słuchawki, jak AKG K271 Studio, grały łagodnie i przyjaźnie. Najlepiej współpracowały jednak niedrogie słuchawki Sennheisera, gdzie przejrzystość i dobitność były w sam raz, aby uzupełnić charakterystykę CA.
Incognito - broń XXI wieku
Brzmienie nowych urządzeń CA jest nieco inne niż poprzednich, jednak wydaje się, że to nie chęć grzebania przy dźwięku była powodem wprowadzenia zmian, a potrzeba (wymuszona najpewniej przez rynek amerykański) wyposażenia urządzeń w bardziej zaawansowane funkcje komunikacji.
Wzmacniacz 540A V.2 został więc uzbrojony w modułowy system multiroom o nazwie Incognito. Dzięki dwóm gniazdom CAT-5 można urządzenie podłączyć do keypadu, czyli płytki naściennej, a stąd sterować większością parametrów, takich jak wybór wejścia, głośność itp., albo wpiąć bezpośrednio do aktywnych głośników, tworząc w ten sposób prosty system multiroom.
W ramach systemu wyróżniono dwa "poziomy": Type I (do którego należy Azur 540A V.2) i Type II. W pierwszym przypadku można przesłać sygnał z tego samego źródła (w głównym pomieszczeniu) do dwóch dodatkowych pokoi, zaś w Type II w dwóch dodatkowych pomieszczeniach można słuchać innych źródeł - np. w głównym CD, a w dodatkowych radia. W ramach linii Incognito dostępne są pasywne i aktywne głośniki sufitowe, ładne keypady oraz rozbudowane piloty zdalnego sterowania z wyświetlaczem LCD.