Jednocześnie Naim nie zatruwa życia strumieniowaniem tym, którzy chcą pozostać w klasycznym stereo. Wzmacniacze zintegrowane są wolne od takich atrakcji, a te opanowały specjalną serię Uniti.
Są w niej trzy urządzenia zasługujące na miano systemów all-in-one: najdroższy Uniti Nova, środkowy Uniti Star, a najtańszy, najmniejszy, ale wciąż niezwykły i zaskakujący to właśnie Uniti Atom.
Jest też czwarte urządzenie - najnowszy Uniti Atom Headphone Edition, którego nazwa mówi prawie wszystko; poza tym, że można go też wykorzystać jako przedzwzmacniacz. I piąte - serwer muzyczny Unity Core, zaprojektowany w taki sposób, aby wyeliminować uciążliwości związane z konfiguracją typowych serwerów.
Naim Uniti Atom pojawił się 2 lata temu, ale zaprojektowano go "na zapas" i do dzisiaj się nie zestarzał. Początkowo występował w dwóch wersjach - podstawowej oraz rozszerzonej o wejście HDMI.
W ofercie polskiego dystrybutora została już tylko ta druga - i całkiem słusznie. To potencjalnie duża (chociaż nie dla każdego) zaleta, wiążąca się z ceną tylko o 600 zł wyższą (kiedy jeszcze był wybór).
Naim Uniti Atom - budowa
Naim Uniti Atom wciąż wygląda atrakcyjnie i wciąż... waży tyle samo (aż 7 kg), co robi jak najlepsze wrażenie, chociaż trochę zaskakujące wobec jego kompaktowych rozmiarów.
Jest tutaj odrobina klasycznych akcentów Naima, ale najważniejsze są nowe pomysły. W centrum górnej ścianki, w lejowatym wycięciu zagnieździło się duże pokrętło głośności z diodową aureolą. Poziom wzmocnienia jest wprawdzie prezentowany również na wyświetlaczu, ale "górne oświetlenie" wygląda pięknie.
Na dużym wyświetlaczu obejrzymy okładki płyt i dodatkowe informacje o ścieżkach. Cztery przyciski sterujące służą najważniejszym funkcjom (są w wśród nich tzw. szybkie presety, pod którymi możemy zaprogramować np. ulubione stacje radiowe).
Naim Uniti Atom - złącza i funkcje sieciowe
Chociaż nie jest to specjalna edycja słuchawkowa, to i tutaj je podłączymy do 3,5-mm gniazda. Na froncie Naima Unity Atom jest także złącze USB-A dla nośników pamięci.
Naim ma również (tak jak Cambridge Audio) własną platformę strumieniową, i chociaż jest ona znacznie starsza (niż zastosowana w Cambridge Audio Evo 150), to nie ma się czego wstydzić. Dzięki niej Unity Atom obsługuje Google Chromecast, UPnP (DLNA), Apple AirPlay 2 oraz Spotify Connect.
Zagramy także pliki z serwisu Tidal, w czym pomoże aplikacja mobilna Naim App. Nie ma tutaj najnowszej usługi Tidal Connect, ale niewykluczone, że się wkrótce pojawi.
Być może wystarczy do tego aktualizacja oprogramowania, tak jak to było z systemem Roon, obecnym w serii Unity od niedawna. Nie ma jednak systemu MQA.
Z zewnętrznych serwerów (niekoniecznie Uniti Core) Uniti Atom odtworzy wszystkie najpopularniejsze typu plików, również ich parametry wciąż robią znakomite wrażenie. FLAC, ALAC i AIFF w rozdzielczości 24 bit/384 kHz, WAV nawet 32 bit/384 kHz, a wsparcie dla DSD obejmuje warianty DSD64 i DSD128.
Komunikacja możliwa jest przez LAN oraz Wi-Fi (Uniti Atom ma wbudowaną, wewnętrzną antenę), strumieniowanie również przez Bluetooth. Uniti Atom to jedno z pierwszych urządzeń tego typu, z kodowaniem aptX HD.
W kontekście złącza HDMI (z protokołem ARC) wypada powtórzyć, że w Naimie Uniti Atom nie ma dekoderów surround - to urządzenie czysto dwukanałowe, więc trzeba pamiętać o konfiguracji źródła (telewizora), aby wychodzące sygnały były zgodne ze standardem PCM.
Sprzęt wideo (audio też) możemy ponadto podłączać do wejść optycznych (dwa), współosiowego (jedno). Nie ma już tutaj USB w formule USB-DAC, co ma tłumaczyć zaawansowanie rozwiązań sieciowych (chociaż nie każdego ono przekona...).
Jest jednak możliwość podłączenia dysku twardego (ale też innej pamięci) z plikami muzycznymi do wejścia USB-A. Dysk z muzyką nie musi służyć wyłącznie samemu Atomowi, bibliotekę można też "wpuścić" w sieć, a Naim Uniti Atom będzie wówczas pełnić funkcję serwera. W strefie analogowej mamy tylko jedno wejście RCA i jedno wyjście (z przedwzmacniacza).
Jedna para wyjść głośnikowych wystarczy... również do tego, aby rozpoznać rasowego Naima. Zamiast wykwintnych terminali producent wciąż serwuje gniazda zatopione w obudowie i akceptujące wyłącznie wtyki bananowe.
Naim Unity Atom - obsługa
W zestawie jest pilot (podczas pierwszego uruchomienia należy go z Uniti Atom sparować, proces jest opisany w instrukcji), wszystkie funkcje znajdziemy również w aplikacji mobilnej (dla systemów Apple iOS i Android).
Menu jest przejrzyste i intuicyjne. Nie trzeba zagłębiać się w zaawansowane ustawienia, wystarczy wybrać źródło strumieniowe i odtwarzać muzykę ze smartfona.
Dokładnie tak jak za pomocą najprostszego głośnika bezprzewodowego. Dociekliwym aplikacja mobilna dostarczy sporo rozrywki, można np. dobrać się do ustawień wejść i np. dla analogowych RCA wyregulować czułość.
Wiąże się z nimi pewna niedoskonałość: otóż testowany egzemplarz - niezależnie od tego, czy na wejściu pojawiał się jakiś sygnał czy też nie - wyłączał się w odstępach ok. 20-minutowych.
To efekt automatycznego uśpienia, które jednak powinno być zablokowane, jeśli odtwarzamy muzykę (a Naim Uniti Atom wykryje obecność sygnału). No cóż, niemal każde usprawnienie niesie ze sobą jakieś ryzyko utraty sprawności w innym zakresie, czasami nawet ważniejszym.
Naim Uniti Atom - wnętrze
Naim nie płynie na fali wzmacniaczy impulsowych, wciąż doskonali swoje własne końcówki mocy w klasie AB. Para takich końcówek wraz ze sporym radiatorem trafiła też do środka Atoma, co można dosłownie poczuć - obudowa wyraźnie się nagrzewa.
Przykręcono je do dolnej ścianki (poprzez płytkę dystansującą), zastosowano dwie pary (po jednej na kanał) tranzystorów Sanken 2SA1386/2SC3519 (identyczne jak np. we wzmacniaczach zintegrowanych Nait 5SI/XS3).
Platforma odtwarzacza strumieniowego też jest autorska, natomiast sekcja przetworników C/A to znany układ Burr Brown PCM1791, zaskakujący o tyle, że Naim zapowiada dekodowanie plików PCM 32/384 kHz, podczas gdy przetwornik ten konwertuje PCM 24 bit/192 kHz...
Albo gdzieś po drodze następuje proces downsamplingu, albo Naim ma jakąś cudowną receptę (udało się to niegdyś iFi Audio, chociaż tam chodziło o inny typ przetwornika).
Naim Uniti Atom - odsłuch
W przypadku Naima skojarzenia nie wiążą się z ogólnymi cechami stosowanej techniki, ale z jego inywidualnymi, firmowymi cechami. Każdy, kto zetknął się ze wzmacniaczami Naima, musiał nie tylko usłyszeć, ale wręcz "doświadczyć" ich charakterystycznego brzmienia - dynamicznego, gęstego, rytmicznego.
A może to tylko pogląd audiofilów z jednej strony bardziej doświadczonych i osłuchanych, a z drugiej - bardziej wyczulonych, uprzedzonych, nastawionych, interpretujących wszystko wedle z góry założonych hipotez, utrwalonych stereotypów. Prawda leży może nie pośrodku, ale gdzieś pomiędzy... i dla każdego trochę gdzie indziej.
Oceniając Naim Uniti Atom, starałem się wziąć to pod uwagę, wyważyć, słuchać czujnie, krytycznie i otwarcie, nie odrzucać żadnej opcji. Nawet jeżeli byłbym pod wpływem określonych oczekiwań, to jestem przekonany, że nie tłumaczy to wszystkiego.
Naim Uniti Atom rzeczywiście niesie ze sobą właściwości, które tłumaczą takie wrażenia, co najmniej je usprawiedliwiają, chociaż nie każdego muszą uderzyć z całą mocą. To brzmienie na pewno nie kuleje pod względem dynamiki, motoryki, barwy.
Atom nie osiągnie takiej skali dźwięku, nie zagra tak potężnie i głośno jak Evo 150, nie ma przecież takiej obiektywnej mocy, tylko kilka razy mniejszą. Jednak w granicach normalnych, codziennych natężeń dźwięku Atom wypełnia swoją rolę z nawiązką. Również do niego podłączyłem duże kolumny - K2 936 i Australe EZ.
Nie wykorzystywał ich potencjału w pełni, bas trochę się rozmywał w porównaniu z Evo 150, ale próby te pokazały, że Atom też zasługuje na dobre głośniki, chociaż nie aż tak duże.
Podłączając nieco łatwiejszą impedancję, jaką reprezentowało kilka "monitorów" zbliżającego się testu, osiągnąłem chyba właśnie to, co zakładał sam producent - dźwięk spójny, żywy, intensywny.
Bas jest sprawny i oszczędny, konkretny i dokładny, średnica naturalna, ale już nie tak ofensywna, jak to zdarzało się Naimom wcześniej. Wysokie tony trzymają się "programu obowiązkowego", nie popisują się, raczej oszczędzą nam ostrych impulsów, niż je podkreślą.
Być może uwzględniono wątpliwą jakość źródeł i nagrań, z jakimi przyjdzie się zmierzyć Atomowi. Jego działanie nie jest bardzo analityczne, nie służy wyciąganiu detali i smaczków. Najlepsze realizacje nie będą tak wyrafinowane i koronkowe, za to słabsze zostaną skupione na muzycznej esencji.
Naim Uniti Atom spina wszystko w spójną całość, nie rozkłada na czynniki pierwsze ani nawet nie porządkuje tak dokładnie jak Evo 150. Wszystko brzmi tutaj co najmniej strawnie, a większość dobrze. Bezpiecznie i firmowym sposobem wciąż angażująco.