Odsłuch
Devialet nie każe nam wybierać między brzmieniem miękkim i plastycznym a wyrazistym i wyostrzonym; potrafisobie (i nam) znaleźć wygodne miejsce gdzieś pośrodku, ale przecież nie to określa jego klasę - wiele znacznie tańszych urządzeń gra bez popadania w skrajności, z umiarem, dostatecznie neutralnie, zwyczajnie, przeciętnie… i nijako.
Potencjał i charakter Devialeta określa właśnie to, że bez uciekania do jakichkolwiek sztuczek czy manier, przerysowań lub niedopowiedzeń, gra bardzo angażująco, wręcz intryguje, pozwalając na początku podejrzewać, że jednak tkwią w tym jakieś manipulacje, a więc obiektywnie - błędy, które z czasem wyjdą na wierzch, gdy przesłuchamy więcej dobrze znanych nagrań.
W centrum wąskiej przedniej ścianki wkomponowano jedyny przycisk – włączymy nim sprzęt, ale także zmienimy źródła.
Devialet wyjawia swoją tajemnicę, ale nie zasadza się ona na żadnym błędzie czy jakkolwiek kontrowersyjnej właściwości. Trudno przecież kręcić nosem na dynamikę i bas, które zresztą są ze sobą powiązane, a które ustawiają to brzmienie - w sposób tylko zbliżający je do naturalności. Devialet jest mistrzem dynamiki w każdym wymiarze.
Po pierwsze, możemy grać na praktycznie dowolnych poziomach głośności - oczywiście, o ile tylko moc kolumn na to pozwoli, ale ich efektywność i jakkolwiek "trudna" impedancja będzie miała drugorzędne znaczenie.
"400-tka" to odpowiedni wzmacniacz do podłączenia najbardziej wymagających, ale mocnych kolumn, bo z takimi może zagrać nie na setkę, ale właśnie na cztery setki. Jednak w dynamice nie chodzi tylko o "ilość", ale o jakość.
Devialet 400 przechodzi zwinnie i ze swoistą lekkością przez wszystkie nagraniowe przeszkody, przez najtrudniejsze "figury", i nawet podczas słuchania ze średnią głośnością wyczujemy jego styl. Owszem, na niskich poziomach głośności, z natury rzeczy, dźwięk nie może już być tak spektakularny i przewaga Devialeta topnieje - ale nie znaczy to, że zalety zamieniają się w jakiekolwiek wady.
Czytelny, graficzny wyświetlacz przekazuje wiele informacji o pracy urządzenia, procesory DSP wykorzystano, aby realizować różne funkcje, między innymi regulację barwy – o tyle wyjątkową, że charakterystyki filtrów możemy modyfikować.
Czasami spotyka się wzmacniacze, a jeszcze częściej opinie o takich modelach, które grają dobrze z dużą mocą, a słabo na niskich poziomach. Devialet 400 na pewno do nich nie należy - jest elastyczny, jednak w naturalny sposób ta elastyczność jest najbardziej imponująca, gdy pozwalamy mu rozwinąć skrzydła. Na wzmacniacz grający przyjemnie i cicho nie musielibyśmy wydawać tyle pieniędzy…
Świetna dynamika wiąże się z wybitną przejrzystością w całym pasmie; tym razem nie jest to domena wysokotonowych detali, rozdzielczości pozorowanej przez wyostrzenie i rozjaśnienie. Wyjaśnijmy jednak od razu, że Devialet 400 nie gra słodko i miękko.
W najstarszych stereotypach, które zrodziły się, zanim w ogóle wzmacniacze cyfrowe pokazały, co potrafią (i czego nie potrafią, przynajmniej na początku), podejrzewano je, intuicyjnie, o brzmienie twarde, płaskie itp. - kojarzące się z "cyfrą" i wadami najstarszych odtwarzaczy CD.
Wiele testów ujawniło jednak zupełnie odmienną skłonność - lekkie przyciemnienie. Devialet jest urządzeniem innej generacji i jeszcze innego autoramentu. Nie oszczędza nam wglądu w nagranie, odważnie wchodzi w szczegóły, i robi to tak kompetentnie, że nie zapomina o niuansowaniu i różnicowaniu.
Mamy wszystko - co nie oznacza, że wszystko "naraz" i na pierwszym planie. Jednak nie jest to wzmacniacz cofający całą scenę, można go uznać za grający blisko, bezpośrednio.
Ale przede wszystkim - czysto - co w dużym stopniu zapobiega natarczywości. Na jego tle inne wzmacniacze, w tym wiele bardzo dobrych i bardzo drogich, grają z lekką mgiełką, której nie dostrzegamy, i w gruncie rzeczy nam to nie przeszkadza.
Jednak kiedy Devialet otwiera nam swoją przestrzeń, jest to jak powiew świeżego powietrza, którego brak możemy potem już odczuwać - właśnie jako duszność, zbytnie zagęszczenie i sklejenie dźwięków, niezależnie od słabszej analityczności.
Devialet 400 to źródło prawdziwej potęgi niskich częstotliwości, jednak ponownie wymagającej pewnej redefinicji. To nie Devialet redefiniuje bas, ale słowo "potęga" nabiera innego znaczenia.
Może więc lepsze będzie określenie "siła". Ostatnią rzeczą, jaką możemy mu zarzucić, jest zbytnia obfitość, pogrubienie czy wydłużenie; tutaj Devialet zachowuje się jak wzmacniacz cyfrowy w najlepszym tego słowa znaczeniu, wszystkie dźwięki są dokładne, często wydają się "kwadratowe", mają wyraźne krawędzie i faktury, wzmacniacz nie dodaje miękkości i zaokrąglenia, ale znowu zróżnicowanie, jakie się przed nami pojawia, wyjaśnia, że działanie Devialeta jest po prostu prawidłowe.
To dźwięk akuratny, precyzyjny, neutralny, przez co zdolny również do oddania temperamentu, a nawet brutalności - kiedy tylko w samym nagraniu są pokłady takiej energii.
Radosław Łabanowski