Audiofilska intuicja podpowiada, że powinno to być coś z lampą, uważaną za idealną partnerkę dla tuby. A jednak nie - pierwsze obydwa wzmacniacze Avantgarde, topowy Model One i testowany niegdyś w Audio Model Five to wzmacniacze tranzystorowe. Model Three jest następcą "Piątki".
Avantgarde Acoustic Model Three - budowa
Bryła wzmacniacza przypomina w ogólnych zarysach to, co 'widzieliśmy przy Modelu Five. Oznacza to bardzo niski profil i dużą głębokość. Inaczej niż w poprzedniej konstrukcji, front ma tym razem standardową szerokość.
Całość została skręcona z grubych blach aluminiowych, front wykonano z solidnego odlewu. Są na nim trzy elementy, które determinują projekt plastyczny urządzenia: dwie karbowane gałki siły głosu i selektora wejść, przypominające pokrętła z urządzeń studyjnych oraz podświetlane okienko.
Na tym ostatnim oprócz loga i napisu "near zero feedback cascode power stage" mamy równie długie wskaźniki wybranego wejścia i siły głosu. Jasność podświetlenia reguluje się małymi podkówkami, do których sięgamy od spodu.
Kolor mlecznobiały sygnalizuje działanie urządzenia i wybór jednego z czterech wejść (1-4). Kiedy wybieramy piąte wejście, podświetlenie jest przygaszane. Po co? Wejście to można skonfigurować jako normalne wejście liniowe lub wejście bezpośrednio na końcówkę mocy.
A to stosuje się coraz częściej w kinie domowym, gdzie również Avantgarde Acoustic Model Three może działać - oczywiście przede wszystkim obsługując dwa najważniejsze kanały.
Wyboru między trybami pracy tego wejścia dokonujemy małymi złoconymi pinami wewnątrz. Trzeci stan podświetlenia wskazuje na wybranie funkcji "mute" - gaśnie wówczas część okienka, na której jest wskaźnik siły głosu. I wreszcie ostatni, a właściwie pierwszy - okienko świeci się na czerwono, kiedy wzmacniacz jest w trybie stand-by.
Avantgarde Acoustic Model Three - tylna ścianka
Z tyłu Avantgarde Acoustic Model Three mamy dwa wejścia zbalansowane oraz trzy niezbalansowane. Jest też zbalansowane wyjście z przedwzmacniacza, niezbalansowane do nagrywania. Zaciski głośnikowe (po jednej parze na kanał) są zacne - WBT0780.
Obok gniazda sieciowego jest mechaniczny wyłącznik. Polecam korzystanie z wtyków bananowych, ponieważ widły są niebezpiecznie blisko siebie i o zwarcie nietrudno. Tragedii nie będzie, ale przepali się wówczas jeden lub dwa bezpieczniki zabezpieczające tranzystory końcowe (nie ma innych układów zabezpieczających).
Wnętrze w dość luźny sposób przypomina to, co widzieliśmy w Modelu Five. Ogólna koncepcja jest ta sama, ale w szczegółach sporo zmian. Trzy czwarte płytki zajmuje zasilacz.
Wejście przełączane jest w przekaźnikach, obok których znalazł się pierwszy element wzmacniający - osobny dla każdego z wejść zbalansowanych - LM394CH. Jest to układ dwóch tranzystorów w jednej obudowie. Jego firmowa nazwa to "Super Match Transistor".
Avantgarde Acoustic Model Three - układ elektroniczny
Obydwie połówki sygnału traktowane są w identyczny sposób, zarówno pod względem elektrycznym, jak i mechanicznym. Za wejściami niezbalansowanymi widać tylko dwa klasyczne tranzystory. Przedwzmacniacz wydaje się w całości zbalansowany - takie jest wejście i wyjście.
Sam potencjometr jest znakomity. Niestety, zrezygnowano z fenomenalnego układu napędzania potencjometru stosowanego w Modelu Five (silnik krokowy i przekładnia). Tutaj potencjometr jest sterowany bezpośrednio klasycznym silniczkiem.
Z przedwzmacniacza sygnał trafia do końcówki. Zbudowano ją na maleńkiej powierzchni, w oparciu o cztery tranzystory - dwa sterujące i dwa końcowe, pracujące w push-pullu w układzie kaskodowym. Układ ten znacząco poszerza pasmo przenoszenia oraz pozwala wyeliminować tzw. "pojemność Millera" tranzystorów.
Tranzystory przykręcono do bloku z aluminium, a ten z kolei do aluminiowych boków wzmacniacza. W ten sposób cała obudowa może pełnić rolę radiatora. Przy tak niewysokiej mocy (deklarowane 38 W na kanał), całkowicie to wystarcza.
Jak informują materiały firmowe i napis na froncie, sprzężenie zwrotne jest minimalne. W torze przedwzmacniacza znajdziemy znakomite kondensatory Black Gate Rubycona.
Montaż jest łączony - część elementów, w tym wszystkie kondensatory montowane są w tradycyjny, przewlekany sposób, zaś część tranzystorów (wzorce napięcia i sterowanie przekaźnikami), a także wszystkie oporniki - w montażu powierzchniowym (SMD).
Szczególną uwagę zwrócono na prowadzenie masy, łączonej lokalnie w gwiazdę. Imponująco wygląda zasilacz, skrojony jak dla wzmacniacza o znacznie większej mocy. Blisko przedniej ścianki umieszczono spory transformator toroidalny z łącznie siedmioma uzwojeniami wtórnymi.
W filtracji napięcia dla końcówek zastosowano osiem (po cztery na kanał) bardzo dobrych kondensatorów BHC. Nóżki są niewysokie, ale wykonane z aluminium i tłumiącego materiału. Górna ścianka jest tłumiona specjalnymi matami.
Odsłuch
Avantgarde Acoustic Model Three to wzmacniacz kompletnie inny niż Pass i Luxman. Widać to oczywiście już w pierwszym momencie, bo gabaryty i moc nie te same... jednak z pozorami różnie bywa. W teście zderzyły się ze sobą trzy różne poglądy na audio.
Model Three gra po prostu jak hi-endowy wzmacniacz lampowy z końcówką typu SET (Single Ended Triode). Z jego zaletami i wadami. Dźwięk został pozbawiony nerwowości i napięcia, literalnie wszystko brzmi w sposób perfekcyjnie spójny.
A jednak jest to zupełnie inna spójność niż u Passa. W amerykańskim piecu była ona pochodną gęstego środka. W dźwięku Avantgarde nie ma ocieplenia, nie ma też chropowatości, ostrych krawędzi, ostrości. I podkreślania średnicy. Fizyki nie da się obejść i niemieckie urządzenie nie jest w stanie przepompować tyle powietrza co Pass czy Luxman.
Dźwięk jest lżejszy, nie ma takiego "kopa", jak większość wzmacniaczy, fizycznie odczuwalnego uderzenia basu czy stopy perkusji. Jest za to szybkość i naturalna barwa. Barwa - ona właśnie przypomina mi dobrą lampę SET.
Wyjątkowo dobrze jak na tranzystor zabrzmiały nagrania jazzowe. Dźwięk był swobodny, aktywny, obecny. Bez mistyfikacji. Niemiecki Avantgarde Acoustic Model Three gra w niezwykle uważny, czysty sposób.
Można to odebrać jako brak czegoś, ale naprawdę tylko czegoś dodanego od urządzenia, a nie pochodzącego wprost z muzyki. Kiedy zagrał Wes Montgomery z płyty So Much Guitar!, wiedziałem, że mam do czynienia z czymś specjalnym. Instrument miał nasycony, głęboki ton i niesamowitą intensywność. A wszystko to bez pogrubienia.
Najwyższe częstotliwości zostały złagodzone, atak jest trochę powstrzymany. Na drugim skraju pasma też nie spodziewajmy się wyczynów. Urządzenie potrafi zagrać niskim basem, jednak niezbyt energetycznie.
Kontrabas był już klarowny, mocny, pełny. Większe ograniczenia słuchać przy popie i rocku. Tutaj L-509u i INT-150 potrafią więcej i lepiej. Pomijając jednak bas, Avantgarde nie ujawnia aż takich ograniczeń mocowych, na jakie został przez konstruktora skazany...
Z kolumnami o skuteczności 86 dB obsłużył spore pomieszczenie. Bez ogłuszających poziomów, ale wystarczająco. Przy wyższych skutecznościach będzie jeszcze lepiej.
Dlaczego jednak firma produkująca kolumny tubowe o skuteczności powyżej 100 dB i impedancji 16 omów napędza je wyłącznie wzmacniaczami tranzystorowymi, a nie lampami, czyli tak, jak Pan Bóg przykazał?
Chyba znam odpowiedź: bo lampy szumią. Mniej lub bardziej, ale zawsze. A przy 100 dB każdy szumik brzmi jak wicher. Avantgarde Acoustic Model Three jest cichy jak żona w SPA. Stąd też jego dobra rozdzielczość - nie ma maskowania.
To nietypowy, ale konstrukcyjnie i brzmieniowo bardzo wyrafinowany produkt. Produkt pełen miłości jego konstruktora. Szanujmy każdą miłość.
Wojciech Pacuła