Odkąd bielski producent pojawił się na naszym rynku muzycznym, mocno kibicuję wszelkim projektom łączącym muzykę folk z elektroniką. Mateusz Górny aka Gooral, znany wcześniej z zespołu Psio Crew, równe cztery lata temu zaskoczył bowiem wszystkich nowatorskim połączeniem muzyki dubstep, electro i pochodnych z naszym południowym, góralskim sznytem. Jak się okazało, Polska - kolokwialnie mówiąc - złapała bakcyla i tak nieprzerwanie od przełomu 2010/2011 roku Gooral święci pasmo mniejszych i większych sukcesów.
Dziesiątki koncertów rocznie, występy specjalne jak ten na Woodstocku z Grupą Mazowsze, wreszcie przebicie się do telewizji śniadaniowej oraz działalność na innych polach, chcąc nie chcąc wpływały na czas powstania tego albumu. Część z tego materiału była znana już od dawna (właśnie z koncertów) czy dzięki akcji promocyjnej wtedy jeszcze nieukończonego albumu, a trwającej praktycznie od drugiej połowy 2012 roku.
Termin premiery "Better Place" wielokrotnie ulegał zmianie. To z powodu budowy własnego studio, to z racji na zajęcie się promocją i wydaniem drugiego albumu przez nowy label prowadzony przez swojego menedżera i masę innych mniej istotnych rzeczy. Wydawać by się mogło, że postponowanie wypuszczenia "Better Place" wyjdzie artyście na dobre. Czy aby na pewno?
Drugi album pod szyldem Gooral przynosi nam dość zaskakującą mieszankę dźwięków niekoniecznie przeznaczonych do prezencji na żywo. I to chyba jest największa wada "Better Place", ponieważ okazuje się, że to materiał przede wszystkim mniej przebojowy (ale za to oparty na naprawdę silnym i ciężkim rytmie!) niż "Ethno Elektro". A w dodatku, o ile można użyć takiego twierdzenia, ma sobie mniej... samego Goorala.
Debiut oczywiście nie był nie wiadomo jak naszpikowany górskim klimatem, ale szybko trafiał do serc południowców. Nową pozycje w niezbyt obszernej dyskografii Mateusza Górnego cechuje zaś próba zdefiniowania własnego miejsca na arenie producenckiej w Polsce, a może nie tylko w Polsce?
Album zaskakuje różnorodnością od niemal hymnicznego "Pod Jaworem (Scapegoat)" przez intensywne electro "Come On Closer (Elektro Dziołcha) z ciekawie zaaranżowaną perkusją (trapowy beat w drugiej części utworu), dalej transowy i dziwnie "plemienny" house’owy "Sentymental" czy drum`n’bassowe "I Need Better Place". Zresztą każdy z premierowych numerów to zupełnie inna bajka, prezentująca szerokie horyzonty producenta i towarzyszących mu muzyków/wokalistów.
Zastanawia mnie jednak, czy ten miszmasz to efekt przedłużającej się pracy, czy właśnie próba pokazania się światu z zupełnie innej strony niż do tej pory? Na odpowiedź na to pytanie jeszcze trochę poczekam, dlatego pozwolę sobie na szybki przegląd towarzyszących Gooralowi wokalistów.
Tradycyjnie Anna Wiosna-Rogowska udowadnia, że jest - w mojej opinii - integralną i właściwie nieodłączną częścią tego projektu. Nie wyobrażam sobie Goorala bez niezwykle sympatycznej i zawsze uśmiechniętej lady MC z portowej Gdyni. Kobieta swój szczyt możliwości ma jeszcze przed sobą, zwłaszcza że poza Gooralem realizuje się na innych polach. Ale głos Wiosny odzwierciedla emocje, które nie do końca przekazuje sama muzyka. Podobnie w przypadku Maćka Kamera Szymonowicza, który półtora roku temu zaskarbił sobie sympatię słuchaczy doskonałą interpretacją "Pod Jaworem". Nie gorzej prezentuje się w innych utworach, tutaj z naciskiem na "Jasny Gwint", gdzie para się zarówno beatboxem, jak i rapuje.
Drugi męski wokal, Jan Mędrala, oprócz tego, że doskonale włada angielskim, niespecjalnie do mnie przemawia. Zresztą singiel "Dice" jest najmniej Gooralowym numerem na całym albumie, a udział frontmana w innych utworach - głównie na "Wondrous Machines" - nie robi większego wrażenia. Przyznam, że ze wszystkich wokalistów, którzy do tej pory pracowali z Gooralem, Jana Mędralę lubię najmniej. Po prostu.
Największą niespodzianką jest udział Adrianny Strycz, która minionym roku miała okazję zagrać z Gooralem kilka koncertów. Była uczestniczka telewizyjnego talent show oraz jedna z twarzy Redbull Bass Camp śpiewa w wieńczącym album "Warriors (Show Me the Place)". Delikatny głos wrocławskiej wokalistki znacząco różni się od Wiosny, co w ostatecznym rozrachunku pokazuje, że dźwięki Goorala nie są niewolnikami tylko jednego damskiego wokalu i z łatwością mogą nad nimi "zapanować" inne osoby.
Podsumowując: Gooral anno domini 2014 delikatnie odcina się od swoich poprzednich dokonań; śmiało eksploruje nowe elektroniczne rejony i coraz mocniej zaznacza swoją obecność na rynku muzycznym. Drugi album artysty może rozczarować zagorzałych fanów, ale powinien zaspokoić wszystkich szukających powiewu świeżości na polskiej scenie. A moja ocena "Better Place"? Gdzieś pośrodku, z tendencją zwyżkową i w niedalekiej przyszłości najprawdopodobniej ponownie przeistoczy się w młodzieżowy "podjar".
Grzegorz Pindor