Jesteśmy świadkami pewnego fenomenu, bowiem w USA - ojczyźnie jazzu, wśród najznakomitszych wykonawców pojawili się Hindusi; wprawdzie tam urodzeni, jak Vijay Iyer, nie mniej będący innej krwi niż czarni i biali muzycy, dla których jak do tej pory był zastrzeżony panteon jazzowej sławy. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że Vijay Iyer jest właściwie pianistycznym samoukiem, a wykształcenie muzyczne odebrał jako skrzypek.
Ma on nie tylko rozległą wiedzę jako muzyk, czym dzieli się na uniwersytecie, ale posiada także doktorat z nauk ścisłych. Może właśnie startując z takich pozycji można wspinać się na szczyty pianistyki, widząc ją w nieco innej, niż szkolnej, perspektywie? Może w takim podejściu do sztuki należy upatrywać źródeł artystycznego sukcesu Iyera, który dopiero po 14 latach aktywności na jazzowej scenie zdecydował się na wypowiedź solo?
Ubiegłoroczny tytuł jego tria "Historicity" został okrzyknięty płytą roku przez najważniejsze fachowe czasopisma, a my mieliśmy frajdę delektować się grą zespołu podczas ostatniego festiwalu WSJD. Co istotne, uprawiany przez nich styl okazał się na tyle przystępny, że płyta przypadła do gustu również początkującym fanom jazzu i należy przypuszczać, że podobnie zostanie odebrany niniejszy tytuł. Sprzyjać temu może i to, że fortepian solo wymaga znacznie mniejszej podzielności uwagi, niż ma to miejsce przy odbiorze większej formacji.
Styl Iyera wywodzi się w pewnym sensie ze stylistyki Theloniousa Monka, a więc perkusyjnego ataku klawiatury, harmonicznej swobody i zaskakującego rozkładania akcentów w melodii. Jednakże Vijay Iyer wydaje się być bardziej konsekwentnym w budowaniu dramaturgii i estetyki utworu, a jego uderzenia brzmią niekiedy mocarnie. Chyba brak systematycznej szkoły spowodował, że gra on po swojemu, gra po prostu inaczej. Jednakże wyobraźnia i technika pozwalają mu na przemieszczanie się swobodne po całej klawiaturze; nie są to popisowe galopady i nawet najbardziej postrzępione frazy wydają się być przemyślane. Jazzowy swing w jego perkusyjnym podejściu zda się być momentami elementem całkiem umownym. Pianista zinterpretował na płycie utwory o bardzo rozległej proweniencji.
Odnajdziemy więc dość aleatoryczne impresje na tematy: z krainy popu - "Human Nature", klasycznych kompozycji Monka - "Epistrophy", czy Duke’a Ellingtona - "Black & Tan Fantasy", jazzowego standardu - "Darn that Dream", oraz pięciu własnych utworów o wyszukanej konstrukcji. Każde wykonanie wprost zaskakuje niepowtarzalną fakturą. Vijay Iyer potrafi być finezyjnie romantycznym we "Fleurette Africaine" Ellingtona, porywczym niczym Cecil Taylor w introdukcji do osobistego "Autoscopy", niezwykle zwięzłym w futurystycznym "Prelude: Heartpiece", dosadnym w "Black & Tan Fantasy", czy melancholijnym w "Darn that Dream". Tym sposobem złożył hołd tradycji i z wyobraźnią nakreślił nieortodoksyjną wizję przyszłości jazzowego fortepianu. Wysłuchanie płyty "Solo" wymaga od słuchacza pewnego skupienia i nie należy traktować jej jako tła, natomiast gdy poświęcimy jej należną uwagę, to ujawni nam pełne bogactwo fascynujących dźwięków.
Kompakt "Solo" powstał na koncertowym Steinwayu, przy niezwykle starannym doborze poszczególnych elementów aparatury nagrywającej, co dało w efekcie brzmienie w pełni wyraziste i odpowiadające charakterowi uprawianej przez Iyera sztuki. Choć pianista wydaje się być bardziej spontaniczny na żywo, to obcujący z tym kompaktem poczują jego obecność w pokoju.
Cezary Gimiński
ACT / GIGI DISTRIBUTION