Zwykło się klasyfikować tę norweską formację w kategorii nu-jazzowej, ale tak się złożyło, że ten dekadę temu prężny kierunek, stracił nieco twórczy dynamizm; może wyczerpały się muzykom nośne pomysły. Nie oznacza to jednak, że młodzi zapaleńcy osiedli na laurach, bo nadal poszukują.
Nie ulega wątpliwości, po wysłuchaniu niniejszego krążka, że pewnej metamorfozie uległ również ten zespół, który wydał poprzedni tytuł trzy lata temu. Zmienił się również image wokalistki (patrz okładka), kompozytorki i autorki efektów elektronicznych Beaty Lech. Natomiast w nagraniach wzięli udział ci sami muzycy - basista i klawiszowiec Marius Reksjo oraz perkusista i preparator efektów Erik Holm.
Już pierwszy utwór na "Cricklewood Broadway" rozpoczyna mięsiście funkujący bas z syntezatora, przypominając najlepsze czasy Steviego Wondera z lat 70. Te jędrne linie basowe powracają zresztą w kolejnych utworach, tworząc silnie integrujący element całości.
Aktualnie Lech preferuje wokalizy w nieco niższym rejestrze, co sprawia wrażenie zarówno pewnej dojrzałości, jak i fascynacji gwiazdami rhythm`n`bluesa sprzed czterech dekad. Płyta "Cricklewood Broadway" została bardzo starannie nagrana, szczególnie w warstwie wokalnej (piękne wielogłosy) i w tym sensie trzyma standard audiofilski, bo syntezator trudnej ocenić.
Cezary Gumiński
JAZZLAND / UNIVERSAL