Eberhard Weber jest poetą elektrycznego kontrabasu. Zaadaptował na własne potrzeby instrument, który jest mniejszy niż akustyczny kontrabas, ale większy od basówki, a gra się na nim w pionie. Co najważniejsze, korzystał z przystawek umożliwiających osiągnięcie niepowtarzalnego brzmienia.
Niestety, ponad cztery lata temu podczas tournée z kwartetem Jana Garbarka przeżył zawał, który w efekcie sparaliżował jego lewą stronę. Kiedy doszedł do siebie, rozpoczął pracę nad wyborem swoich solówek koncertowych z okresu 25 lat współpracy z Garbarkiem, 15 godzin nagrań. Ostatecznie wybrał dwanaście fragmentów z lat 1990– 2007, nadając im tytuły miast, w których je wykonał.
To miniatury zasługujące na miano kompozycji powstających na żywo. Eberhard Weber nagrywał własne partie, potem powtarzał je jako podkład pod kolejne warstwy improwizacji, używał echa, pętli, efektów delay i reverb, grał na instrumentach klawiszowych. Tworzył wręcz orkiestrowe brzmienie. W kilku pojawia się saksofon albo perkusja Michaela DiPasquy.
Już od pierwszego albumu dla ECM-u "Colours of Chloe" podobało mi się miękkie, śpiewne brzmienie elektrycznego kontrabasu Webera. Te archiwalia przypominają, jakim był czarodziejem. Miejmy nadzieję, że wreszcie pojawi się na scenie i zacznie nagrywać nowe płyty.
Marek Dusza
EC M / Universal