O fenomenie basisty i kompozytora Wojtka Mazolewskiego myślałem stojąc pod sceną Klubu Żak w Gdańsku, gdzie jego kwintet dał koncert na Festiwalu Jazz Jantar. Chciałem na żywo posłuchać muzyki z nowego albumu "Polka", którego jeszcze wtedy nie znałem. Bo żywiołem Mazolewskiego jest scena.
Tu, w zespole, jaki utworzył z trębaczem Oskarem Törökiem, saksofonistą Markiem Pospieszalskim, pianistką Joanną Dudą i perkusistą Michałem Bryndalem zbliżył się do jazzowego idiomu bardziej niż w post-punkowo- jazzowej grupie Pink Freud. Ale i tam i tu ukazuje talent kompozytora tematów łatwo wpadających w ucho. Napisać ładną linię melodyczną to nie wszystko, trzeba nasycić ją żarliwymi emocjami, dodać odrobinę wirtuozerii i scenicznej charyzmy, a wtedy publiczność odpowie aplauzem. Będzie wypełniać sale, te małe i duże, by obcować ze szczerą muzyką, która wibruje na podobnych falach co słuchacze. Bo muzyka jest obszarem, gdzie ludzie chcą być uczciwi ze sobą i artystami.
- "Polka" to piękne słowo, które wywołuje najlepsze emocje - zwierzył mi się Wojtek Mazolewski. I taką muzykę napisał - piękną, świetnie zagraną, trochę szaloną, jak "Punk-T Gdańsk", romantyczną jak "Roma I" czy "Paris", filmową jak "Grochów", mroczną jak "Heart-Shaped Box". "Polka" - to brzmi pięknie. Podaruj ten album swojemu nastolatkowi albo komuś, kto zaczyna czuć, że się starzeje.
Marek Dusza
AGORA