Historia zatoczyła koło, bowiem Scofi eld – jeden z najwybitniejszych współczesnych gitarzystów - debiutował na początku lat 80. autorskimi płytami nagranymi we współpracy ze Stevem Swallowem. De facto Swallow - gigant gitary basowej, znacznie starszy i bardziej doświadczony od Johna Scofielda - był mentorem i producentem tych płyt.
Gitarzysta poznał urok kompozycji Swallowa już podczas swych wcześniejszych studiów w Berklee. Potem drogi obu muzyków wielokrotnie się splatały, a tematy niegdyś skomponowane przez Swallowa stały się swego rodzaju standardami w twórczości Johna Scofielda.
Niniejszy album - "Swallow Tales" - jest w całości wypełniony dziewięcioma kompozycjami Swallowa, który tu również udziela się na basie. Zresztą czy mogło być inaczej?
Nietrudno wyczuć w grze zespołu, że Swallow niewychodzący wyraźnie na "prowadzenie" stanowi permanentną inspirację dla poczynań Scofielda. Uzupełnia to mistrzowskie trio wielokrotny kompan gitarzysty i basisty - niezawodny perkusista Bill Stewart.
Muzycy tworzą wzorcowo zgrany kolektyw, a ich gra zespołowa to nie tylko popis maestrii wykonawczej, ale i witalna demonstracja jazzowego swingowania, od czego młodzi jazzmani starają się obecnie coraz bardziej dystansować.
Swallow, grając w kwartecie Gary'ego Burtona, wypracował pięć dekad temu technikę gry na gitarze basowej, zbliżoną do tej na gitarze akustycznej. Brzmienie jego basu było zawsze i jest melodyjne a zarazem rytmiczne, przypominając tonem kontrabas. Powoduje to, że linie gitary i gitary basowej zyskują niebywałą spójność estetyczną, brzmiąc jak niemal jeden instrument.
Ta wzajemna komplementarność linii gitary i basu jest w tym projekcie wyczuwalna w prawie każdym takcie. Jak dodamy do tego niezwykle czujną, ale i swobodną pracę perkusji, otrzymujemy produkt estetycznie doskonały.
Z pewnością niebagatelną rolę odegrało w tym wypadku to, że muzycy są od lat w przyjaźni, i to nie tylko muzycznej. Ze wszystkich interpretacji klasycznego repertuaru Swallowa bije niekłamana radość wspólnego muzykowania.
Jak wiemy, John Scofield potrafi prowadzić też narrację pełną fajerwerków, jednakże tu jego wypowiedzi są utrzymane w dość kameralnej atmosferze, lecz z adekwatną dozą wigoru i dramaturgii. Na płycie "Swallow Tales" nieprzerwanie coś się dzieje.
Nie dziwi, że "Swallow Tales" wydała najbardziej prestiżowa oficyna ECM, bo na to w pełni zasługuje. Zaskakuje natomiast fakt, że stuprocentowo jazzowy styl płyty znalazł właśnie uznanie szefa firmy Manfreda Eichera, stroniącego w ostatnich dekadach od takich form grania.
Jak to zawsze bywa przy projektach firmowanych przez ECM, zadbano należycie o jakość dźwięków. Nie są one tak transparentne jak w nagraniach ze studiów europejskich, a ich aura jest zbliżona do klubowej.
Ta płyta powstała za Oceanem podczas jednodniowej sesji, co świadczy o tym, jak spontanicznie i perfekcyjnie podeszło do tego projektu trzech mistrzów.
Cezary Gumiński
ECM/UNIVERSAL