Film młodego reżysera Damiena Chazelle "Whiplash" (Bicz) zdobył trzy Oscary (z pięciu nominacji, w tym za najlepszy film) i jest uważany za jeden z najlepszych filmów o tematyce jazzowej, a nawet muzycznej. Ja stawiam go obok "Bird" Clinta Eastwooda i "Round Midnight" Bertranda Taverniera.
"Whiplash" to historia młodego chłopaka, który chce dołączyć do najlepszych perkusistów jazzowych i trafia do szkolnego big bandu, który prowadzi sadystyczny lider-tyran. Na koniec chłopak gra solo, które "zabija" złego ducha lidera i na twarzach obu pojawia się uśmiech. Nie wiadomo, kto w rzeczywistości gra tę solówkę, ale jest to wybitny jazzowy perkusista. Fani snują w Internecie domysły podając nazwiska; Petera Erskine`a, Steve`a Smitha, ja obstawiam Kendricka Lamara.
Ten film mówi o jazzie i jazzmanach więcej niż sto festiwali. To znakomicie sfilmowana, ciekawa historia. Przede wszystkim pozwala zrozumieć, ile trudu muszą włożyć muzycy, by dorównać najlepszym, by zainteresować słuchaczy i sprawić im przyjemność.
Sądzę, że oryginalny soundtrack nagrała orkiestra złożona z profesjonalnych muzyków. Orkiestrację przygotował Justin Hurwitz, także producent nagrań i kompozytor oryginalnej ścieżki dźwiękowej. Soundtrack wzbogacono o kluczowe dialogi z filmu. Uzupełnieniem jest nagranie Stana Getza "Intoit" z 1992 r. Gdyby w Polsce były takie szkolne big bandy, jak ten w filmie, i tacy nauczyciele, bylibyśmy jazzową potęgą, drugą po USA.
Marek Dusza
VARESE SARABANDE/UNIVERSAL