Najpoważniejszym czynnikiem zniechęcającym do zakupu subwoofera jest jego wielkość - negatywne wrażenia estetyczne przezwycięża się albo luksusowym wykonaniem, albo odważnym projektem, albo perswazją, że dobry subwoofer nie może być mały... do czego dodajmy, że nawet jeżeli mały będzie niezły, to na pewno nie będzie tani. Zminiaturyzowanie określonych możliwości akustycznych dodatkowo kosztuje.
Ultranowoczesnymi, małymi subwooferami tego typu są np. B&W PV1D czy Paradigm Seismic, za które trzeba jednak zapłacić o wiele więcej - mają one niewielkie wymiary, a parametry charakterystyczne dla znacznie większych konstrukcji.
Komu "duże" nie przeszkadza, nie musi ich kupować, i pewnie coś dostatecznie "wydajnego" znajdzie za mniejsze pieniądze, ale komu duże przeszkadza... musi albo wyłożyć więcej, albo zgodzić się na kompromis.
Mission MS300 nie należy do generacji subwooferów awangardowych, jest odpowiednio nowoczesny i zaawansowany, aby z niewielkiej konstrukcji dostarczać więcej, niż to było możliwie dawniej. Na tle konkurencji tego testu, nie da się jednak ukryć, że jest po prostu skromny.
Otrzymaliśmy go jako jedyny model Mission, pasujący do założonego zakresu cenowego, chociaż w ofercie firmy, a dokładnie w dedykowanej subwooferom serii MS, można znaleźć ich całkiem duży wybór - w sumie sześć.
Mission MS300 należy do jednej grupy razem z większymi MS400 i MS800, i niewiele brakowało po ostatnich obniżkach cen, aby w tym teście mógł się pojawić MS400, kosztujący obecnie 2050 zł; mamy jednak MS300 i wcale się tym nie martwimy, bo nie tylko pokazujemy duże zróżnicowanie, lecz i mniej się nadźwigamy (masa niespełna 10 kg).
Umiarkowaną wielkość dostatecznie dobrze tłumaczy zastosowanie niewielkiego, 8-calowego przetwornika w obudowie zamkniętej. Głośnik zainstalowano z przodu, zasłonięto wciskaną w wyfrezowanie maskownicą, otoczoną łagodnymi łukami, niosącymi ze sobą subtelne przesłanie firmowego stylu (większość kolumn Mission ma taki motyw).
Andrzej Kisiel