Odsłuch
Obydwu modeli nie mogłem porównać w "jedności akcji, miejsca i czasu", spotkania z nimi dzieliły trzy miesiące. R11 mieliśmy w redakcji pod koniec listopada, a Monitor Audio Gold 300 - pod koniec lutego.
Tym razem wyjątkowo tego żałowałem, bowiem brzmienia obydwu kolumn były w ogólnym zarysie do siebie bardzo podobne (w każdym razie tak je odebrałem w owym odstępie czasu), a przecież na pewno niejednakowe. Aby być pewnym nie tyle sposobu, co stopnia zróżnicowania, niezbędne byłoby ich "zderzenie".
Co do niektórych cech jestem pewien, iż zmierzają w określonym kierunku, trudniej uczciwie podkreślać, że owe różnice są "zasadnicze". Jednocześnie podczas takiego spotkania mogłyby wypłynąć jeszcze inne...
Po typowej porcji zastrzeżeń, które w podobnym stopniu objaśniają, co zamulają każdą moją relację, wracam do meritum i podkreślam - obydwie kolumny reprezentują podobny styl, trzymają się ram brzmienia zrównoważonego z lekką przewagą "dolnych partii".
Z premedytacją użyłem rzadko stosowanego w takich opisach, ale pojemnego określenia "dolnych partii", aby pozostawić sobie pole manewru do uszczegółowienia. W obydwu przypadkach dominują różne podzakresy, ale podobnie pozostawiają wysokim tonom rolę dopełniającą.
Ani R11, ani Goldy 300 nie iskrzą, nie świszczą, ani nawet nie błyszczą, a mocne i rozłożyste uderzenia w blachy perkusji oddają z elegancją, jakiej byśmy się nie spodziewali... oczekując raczej więcej energii i swobody.
Zgoda, to może powodować pewien niedosyt, ale coś za coś - w zamian pojawiają się inne walory, które byłyby nie do pogodzenia z wyeksponowaniem góry pasma. Zresztą "niedosyt" jest tutaj naprawdę warunkowy, znowu piętrzą się "ale", dla niektórych słuchaczy wysokich tonów będzie "akurat", dla innych za mało.
To będzie też zależało od rodzaju słuchanej muzyki. Ten wątek jest bardzo często podnoszony w takich sytuacjach, a ja jestem ostrożniejszy w ferowaniu ostatecznych wyroków, bowiem wbrew wielu opiniom, podbite skraje pasma wcale nie zawsze pomagają muzyce rockowej, a dynamika i dobry detal są też potrzebne, a może nawet szczególnie, najbardziej wymagającym melomanom, słuchającym klasyki.
Czytaj również: Co to jest główna oś odsłuchu?
Mimo to przyznaję, że Monitor Audio Gold 300 przejawiają pewne skłonności i upodobania, ich kultura bardziej mi "leżała" przy muzyce wysublimowanej.
Ostrzejsze kawałki też korzystały z atutów tego brzmienia, chociaż nie upierałbym się, że było to wykonanie najbardziej porywające i emocjonujące. Z drugiej strony, gdy już uchwycimy sens, konsekwencję i muzykalność takiego profilu, możemy odnaleźć w nim wsparcie dla każdej muzyki.
Goldy 300 nie należą do kolumn, które robią wielkie show, a tym bardziej nie wchodzą na scenę w gwiazdorskiej pozie. Ale nie jest to też przypadek, który na początku sprawiałby problem dźwiękiem zbyt smutnym i nijakim; takie też znamy, wymagające żmudnego odkrywania zalet, wytrawnego gustu, złotego ucha, a czasami także wyobraźni...
Goldy 300 nie są suche i bezbarwne, wręcz przeciwnie - soczystość, plastyczność i barwy dają im siłę pozytywnego oddziaływania, każde nagranie było komfortowe, przyjemne, a czasami nawet hipnotycznie zniewalające.
Gdyby dodać więcej góry, byłoby żywiej, efektowniej, dobitniej, ale na pewno już nie tak elegancko i uprzejmie. Są jednak cechy, które od samego początku robią wrażenie. Wspaniała scena - szeroka i zapełniona, miejscami "zagęszczona", a przecież czytelna, swobodna, z oddechem, bez zatłoczenia i spłaszczenia.
Goldy 500 wprowadzają więcej ciepła i miękkości niż R11, ale nie prowadzą do kluchowatości, środek pasma jest mocny, bliski, nie tak dobitny w dolnym podzakresie jak z KEF-ów, mniej "charakterny", łagodniejszy, a zarazem świetnie nasycony i "osadzony", zespolony z basem bezbłędnie. W tym miejscu przychodzi refleksja kojarząca brzmienie z konstrukcją.
Nie jest łatwo uzyskać zdrowe, pełne wybrzmienie "dolnego środka" - to wyzwanie nawet dla najlepszych konstruktorów, a wielu z nich uważa (skądinąd słusznie), że pomaga w tym zarówno zastosowanie niskiej częstotliwości podziału, jak też dużego głośnika średniotonowego (te obydwie cechy pozostają ze sobą w pewnym związku, chociaż nieobowiązkowym).
Czytaj również: Dlaczego otwór bas-refleks nie promieniuje w fazie przeciwnej do fazy przedniej strony membrany?
Tym razem, zamiast nielubianych przez audiofilów blaszek, w roli zwor występują zaterminowane odcinki kabli.
Goldy 300 mają ekstremalnie mały głośnik średniotonowy, a mimo to brzmienie całego zakresu średnich tonów jest absolutnie bezproblemowe, wyrównane, spójne, co zresztą potwierdza charakterystyka przetwarzania.
Prawdopodobnie źródłem takiej zdrowej siły omawianego zakresu nie jest sam średniotonowy, ale również, a może nawet w większym stopniu, głośniki niskotonowe, co wymagało wyjątkowo umiejętnego połączenia, wolnego od jakichkolwiek zaburzeń i sygnalizowania, że niekoniecznie cała średnica jest przetwarzana przez jeden przetwornik (średniotonowy).
Nie ma tutaj aż takiej siły i emfazy, jaką epatuje R11, jednak w KEF-ie jest to "ponadnormatywne", specyficzne, a tutaj ułożone w idealnych proporcjach, niemal wygładzone.
Bardzo dobra spójność i wypełnienie "dołu" nie odsuwa na drugi plan wyższych partii środka pasma. Zacząłem od tego, że wysokie tony nie są ofensywne. Kiedy jednak wsłuchamy się w wokale i trąbki, okazuje się, że nie brakuje im wyższych harmonicznych i "połysku". Nie są przejaskrawione, nigdy nie stają się natarczywe, ale też głosy nie są w najmniejszym stopniu nosowe, a dęte - przytłumione.
Grzecznie i wyraźnie, miękko i dokładnie - Monitor Audio Gold 300 zręcznie łączą te cechy, które zwykle stają naprzeciwko siebie. R11 są twardsze, bardziej energetyczne, jednoznaczne, komunikatywne, za to Goldy układają się do ucha, pozwalają czytać muzykę bardzo łatwo, nie wywołując skoków adrenaliny, a raczej wzrost poziomu dopaminy. Nie hukną i nie strzelą fajerwerkami, za to namalują piękne dźwiękowe obrazy i wcale nie będą monotonne.
Wysokie tony, na razie potraktowane przeze mnie z umiarkowanym entuzjazmem, z każdym kolejnym nagraniem dowodziły swojej mistrzowskiej rozdzielczości.
Konstruktor poskromił ich aktywność, ustalając umiarkowany poziom, a mimo to potrafią się "przebić", czy raczej "wypłynąć na powierzchnię", z niesamowitą różnorodnością wybrzmień, detali, tworzonej przez siebie akustycznej aury.
Trzeba posłuchać nie tyle dłużej, co więcej - żaden pojedynczy "kawałek" nie zrobi tak dużego wrażenia, jak ich porównanie.
Koloryt wysokich tonów jest zawsze dość subtelny, a w oderwaniu od innych próbek może wydawać się czymś o tyle zwyczajnym, o ile właściwym dla zastosowanego tweetera. Okazuje się jednak, że to cechy konkretnych nagrań, z wyjątkową dbałością odkrywane i pokazywane przez Goldy. Wzorcowe połączenie precyzji i kultury. Nie może być za ostro, ale nie może być mydłkowato.
Czytaj również: Czy kolumny trzeba ustawiać na kolcach?
Nogi też wyglądają solidnie i elegancko, i tak też zostały przymocowane. Przy takim rozstawieniu punktów podparcia konstrukcja będzie bezpieczna.
Próby godzenia tych "racji" kończą się jednak często kompromisem trochę podgniłym, kiedy pojawia się brzmienie się suche i matowe, "wyprane". Natomiast dźwięk Goldów 300 jest wyrazisty i słodki, gęsty i przejrzysty, angażujący i łagodny - przyjemny i pożyteczny. Czego może zabraknąć?
"Naturalistycznych" szorstkości, brutalnych uderzeń, ostrych cięć. Jeden z moich ulubionych sprawdzianów - brzmienia werbla - pokazał, że w tej dziedzinie Goldy dają sobie radę, pokazują całe spektrum (które wcale nie sprowadza się do wąskopasmowego "trzaśnięcia"), chociaż nie postawią przed nami prawdziwego zestawu perkusyjnego. Podobnie z brzmieniem "stopy", a wraz z nią wchodzimy w zakres niskich częstotliwości.
Bas ma "ilościowo" większe udziały niż wysokie tony, tworzy trwałe, solidne wsparcie w każdej sytuacji. Zestaw zatyczek pozwala ustalić optymalny poziom, co z kolei uniemożliwia... jednoznaczną ocenę - czy jest go za dużo, czy za mało, czy w sam raz (tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę różne pomieszczenia i ustawienia). Wraz z niższym strojeniem bas-refleksu, a tym bardziej przy jego zamykaniu, zmienia się też odpowiedź impulsowa.
Ponieważ w teście kolumny stały daleko od ściany, więc w pierwszym podejściu nie zastosowałem żadnych "dodatków" (strojenie z najwyższym poziomem basu w jego użytecznym podzakresie).
Dźwięk był obfity, na niektórych nagraniach basu było odrobinę za dużo, ale nawet wtedy nie był on kłopotliwy - nie smużył i nie dudnił, ani też nie "przywalał", co najwyżej brzmienie stawało się zbyt gęste. Wystarczyło jednak zamknąć jeden z otworów, aby zapobiec wszelkiego tego typu sytuacjom.
Bas schodził wówczas nisko, był sprawny i w swoisty sposób dyskretny, pięknie pokazywał grę kontrabasu, potęgę spektakularnych momentów oddawał na "trzy czwarte", dbając cały czas o czytelność i porządek. Nie są przy tym oschłe i wyniosłe, lecz uprzejme i wyrozumiałe; wspomniana rozdzielczość nie piętnuje słabszych nagrań w sposób zmuszający do ich wyłączenia. Oszczędzają nam nerwów i skrajnych emocji, wciągają w niuanse.
Chcąc się czegoś czepić, można im zarzucić niedostatek dzikości, wulgarności, szorstkości, ale tym samym trzeba automatycznie chwalić ich płynność, elegancję, wręcz wykwintne maniery.