Odsłuch
Korzenna brytyjskość firmy Falcon, jej geneza, profil, asortyment, założyciel, miejsce produkcji i co tylko chcecie, łatwo będzie się kojarzyć z brytyjskim brzmieniem, a to pojęcie wciąż ma swoją wagę – chociaż jego realne znaczenie mocno się rozmyło, odkąd najwięksi brytyjscy producenci, obecnie dominujący na rynku – jak Bowers, KEF czy Monitor Audio – ustanowili własne, wyraźnie różniące się wzorce.
Prędzej znajdziemy jakieś wspólne cechy z brzmieniami firm o zupełnie innym pochodzeniu, ale uparte doszukiwanie się brytyjskiego "genu" też przynosi rezultaty, przynajmniej w sferze subiektywnych wrażeń, a nie faktów możliwych do zweryfikowania. Wróćmy do Falcona – to jednak firma "butikowa", która może być lepszym depozytariuszem dawnych brzmień, "tradycyjnych wartości", zresztą taka jest jej rola, zadeklarowana przez LS3/5a.
Czytaj również: Co to jest główna oś odsłuchu?
Pojawia się jeszcze wątek pokrewieństwa tego konkretnego modelu z konstrukcjami ProAca. I ten nieco zaskakujący trop prowadzi najlepiej do faktycznego brzmienia R.A.M. Studio 30, podpowiada nam najwięcej. Nie wskażę dokładnie na model ProAca, który byłby najbliższy, ale nie o taką precyzję tutaj chodzi; chyba wystarczy, aby stwierdzić związek ogólniejszy. Ale odłóżmy na bok wszelkie skojarzenia i podobieństwa, które zwykle dowartościowują to, co słyszymy; Falcon Acoustics R.A.M. Studio 30 nawet bez takiego wsparcia nie tylko dadzą się lubić, mogą wręcz zafascynować.
To najbardziej dynamiczny, energetyczny, momentami nawet egzaltowany dźwięk tego testu.
Na początku podejrzewałem, że takie "efekciarstwo" musi być związane z jakimś podbarwieniem, zniekształceniem charakterystyki, nawet jeżeli gdzieś sprytnie ukrytym, to przecież w końcu możliwym do zlokalizowania.
Słuchałem kolejnych kawałków i tylko utwierdzałem się w przekonaniu, że to kolumny wciąż angażujące, a chwilami spektakularne, wykorzystujące każdą (dobrze nagraną) muzyczną okazję, aby uderzyć, przyspieszyć, zakręcić; wyciągające z materiału nie suche detale, ale soczyste emocje.
I nie mogłem ustalić, w jaki sposób charakterystyka jest zmanipulowana – bo zasadniczo wcale nie jest, a trudne do uniknięcia (i namierzenia) nierównomierności obciążające na różne sposoby każde kolumny, nie są tutaj większe niż u konkurentów.
Może jednak o takim wrażeniu decyduje bas? Ten jest wyjątkowy. Basu nie żałują ani Dynaudio, ani Monitor Audio, ale sposób, w jaki operuje nim Falcon Acoustics R.A.M. Studio 30, jest specjalny. Kto lubi taki charakter, będzie zachwycony.
Taki bas nie załatwia wszystkich spraw, może być nawet kłopotem, ale w tej kompozycji pasuje idealnie, zaznacza się wyraźnie, często prowadzi akcję, ale nie jest "przewalony", nie zasłania zakresu średnio-wysokotonowego – ten jakby "nakręcony" i zachęcony wyczynami niskich tonów odważniej pokazuje swoje atuty, ostatecznie w całym pasmie słychać jakby więcej...
"Jakby", bo nie potrafię wskazać dźwięków, jakie umykają np. Evoke 50, a są odkrywane przez Studio 30; spokój Dynaudio nadaje muzyce szlachetność i wyrafinowanie, w zamian pobudliwość Studio 30 gwarantuje dużo wrażeń i wprowadzenie w inny nastrój.
Z pewnością to dźwięk świetnie pasujący do rocka, ale nie tylko – cokolwiek włączyłem, zyskiwało na witalności, komunikatywności, na pozytywnych wibracjach. Gitary elektryczne miały ekspresję i metaliczną dźwięczność, ale i instrumenty smyczkowe nabrały blasku, a fortepian rozwinął się głęboko i wysoko.
Wokale nie były sklejone, lecz rozciągnięte, zróżnicowane, z bogatymi artykulacjami i oddechem. To też mnie pozytywnie zaskoczyło, bowiem tekstylne kopułki średniotonowe mają swoje zalety, ale do tej pory nie oczekiwałem od nich takiej dynamiki. Tymczasem werbel uderzał mocno i szybko, w szerokim spektrum, trudno było przyłapać Falcon Acoustics R.A.M. Studio 30 na jakimkolwiek osłabieniu, zafałszowaniu, w tym także na ewidentnym rozjaśnieniu.
Czytaj również: Na czym polega niesfazowanie kolumn i jaki jest tego wpływ na charakter brzmienia?
Ale wypada wrócić do niskich tonów, bo to tour de force całej prezentacji, jej grunt i fajerwerki. Stopa perkusji była zjawiskowa, twarda, ale i akustyczna. Poszczególne dźwięki nie były może tak czyste, jak z Evoke 50, lecz miały spontaniczną autentyczność albo autentyczną spontaniczność...
Bas był czystą emocją i przyjemnością. Trochę było w tym "estradowości", impulsywności, sprężystości, jak najdalej od "ciepłych kluch". A przecież brytyjskie brzmienie... Do tego szeroka stereofonia, lokalizacje mniej pieczołowite niż z Evoke 50, cały spektakl bardziej emocjonujący niż relaksujący.
To kolejne kolumny, które zabrałbym, przynajmniej na jakiś czas, do swojego domowego systemu, aby "mocnym kopem" odświeżyć swoje zainteresowanie muzyką. Co polecam również innym, jeżeli inne brzmienia wydają im się albo zbyt nudne, albo zbyt dziwaczne.
Impedancja na życzenie
Falcon 30 skłania, aby przypomnieć dylematy związane z ustalaniem impedancji znamionowej – zarówno na etapie rzeczywistych parametrów projektowanych kolumn, jak i sposobu informowania o nich.
Praktyczniejszym rozwiązaniem jest obecnie impedancja 4-omowa, jako że większość wzmacniaczy stereofonicznych nie tylko nie ma problemów z "obsługą" takiej impedancji, lecz dostarcza do niej większą moc niż do impedancji 8-omowej.
Jednak wśród wielu audiofilów panuje przekonanie, że lepszym wyborem są kolumny 8-omowe, i ma ono pewne przesłanki – w takim towarzystwie lepiej czują się wzmacniacze lampowe (niższe zniekształcenia, a moc zwykle podobna na 4 i 8 Ω), jak też amplitunery AV.
Mało kto jednak podłącza kolumny za 20 000 zł do amplitunerów, a wzmacniacze lampowe... chociaż nie są tak popularne, jakby się to wydawało na podstawie relatywnie częstych ich testów, to nie należy ich lekceważyć, i dlatego dobrze, że między wieloma kolumnami 4-omowymi zdarzają się też konstrukcje 8-omowe, takie właśnie jak Falcon Acoustics R.A.M. Studio 30.
Ich zastosowanie mogą też rozważyć posiadacze wzmacniaczy tranzystorowych, i to tych najmocniejszych, które oddają moc bliską, a nawet przewyższającą moc znamionową kolumny, już przy impedancji 8 Ω. Czyli jeżeli mamy tranzystor o mocy np. 200 W przy 8 Ω i 300 W przy 4 Ω, to może lepiej, aby 200-watowe kolumny, takie jak Falcon 30, były 8-omowe. Dlaczego lepiej, dlaczego "może"?
Lepiej dlatego, że prawie każdy wzmacniacz obciążony 8 Ω ma niższe zniekształcenia; co prawda w mniejszym zakresie dostępnej mocy (przed przesterowaniem, a więc gwałtownym wzrostem zniekształceń – proszę spojrzeć do naszych laboratoriów z pomiarami wzmacniaczy), co zawsze może być argumentem za kolumnami 8-omowymi, chociaż przy ograniczeniu mocy znacznie poniżej wartości, jaką mogą przyjąć kolumny, nie wydaje się on decydujący.
"Może" dlatego, że znana jest też koncepcja, aby wzmacniacz miał zapas mocy w stosunku do mocy kolumn, co pozwoli uniknąć jego przesterowania, podstępnie niebezpiecznego dla głośników wysokotonowych (nim to nastąpi, usłyszymy jednak wyraźne skutki przekroczenia mocy znamionowej kolumn, zanim ulegną one uszkodzeniu).
Czytaj również: Jak należy ustawić zespoły głośnikowe względem miejsca odsłuchowego?
Różne poglądy co do korzyści płynących z niższej lub wyższej impedancji wpływają zarówno na decyzje klientów, jak i producentów, a ci biorąc pod uwagę wszystkie wątki, często próbują godzić ogień z wodą, tworząc kolumny 4-omowe (w tym wyraża się ich własny pogląd) i określając je jako 8-omowe (tutaj "wychodzą naprzeciw" oczekiwaniom klientów, ale tylko "na papierze").
W tym teście, co budujące, nie było jednak takich ewidentnych przypadków, trzy 4-omowe tak też są przedstawiane przez producentów, a Falcon 30, chociaż formalnie też powinien być określany jako 4-omowy, ma mocne argumenty, aby traktować go jako obciążenie "w praktyce" 8-omowe i bez obaw podłączać do każdego wzmacniacza.
Przerwana kariera kopułek
Kopułki średniotonowe pojawiły się już 40 lat temu, niedługo po kopułkach wysokotonowych, jako że wydawały się naturalnym, kolejnym etapem rozwoju techniki przetwarzania również dla tego zakresu częstotliwości i nie wymagały zasadniczo innej technologii, niż już opanowana. Mimo to ekspansja kopułek średniotonowych nigdy nie zaszła daleko, nie opanowały one większości konstrukcji wielodrożnych, a po pewnym czasie wręcz zaczęto je wycofywać.
Ostatecznie przetrwały u ograniczonej grupy producentów, którzy opanowali wcale niełatwą sztukę ich stosowania i doceniają ich zalety mimo współistniejących ograniczeń. Warto przypomnieć, tym bardziej gdy fi rma ta pojawia się w tym teście, że Dynaudio długo, dość konsekwentnie i z sukcesami stosowało kopułki średniotonowe (w latach 80.), mając do dyspozycji nawet kilka modeli, zarówno 2-, jak i 3-calowych.
Co spowodowało recesję? Przede wszystkim węższe pasmo niż przetworników z konwencjonalnymi (wklęsłymi, w przybliżeniu stożkowymi) membranami. Sama forma kopułki sugeruje, że ma ona lepsze charakterystyki kierunkowe (rozprasza szerzej). Tak jednak nie jest; wierzchołek kopułki "zasłania” fragmenty membrany znajdujące się na zewnątrz pod większymi kątami.
Ponadto przy kopułce trzycalowej (75 mm) cewka takiej samej średnicy jest nieoptymalnie duża – odpowiednią wytrzymałość dla tego zakresu częstotliwości ma cewka znacznie mniejsza, a duża to zarówno (zbyt) wysoka indukcyjność, jak i (zbyt) wysoka masa niebędąca w dodatku masą samej membrany (służącą np. poprawie innych jej parametrów), lecz masą tylko "obciążającą" membranę, co również powoduje wcześniejsze opadanie charakterystyki.
Zmniejszenie średnicy np. do 2 cali (50 mm) redukuje powyższe problemy, ale gdy zmniejszymy powierzchnię membrany, obniży się efektywność i zawęzi pasmo "od dołu”, z czym mają problem nawet kopułki 3-calowe.
Częstotliwość rezonansowa fs leży w zakresie kilkuset herców i w praktyce trudno z kopułkami ustalić częstotliwość podziału niższą od 500 Hz, zwykle jest ona bliższa 1 kHz. To z kolei oznacza konieczność zastosowania w roli głośników nominalnie niskotonowych faktycznie głośników nisko-średniotonowych.
Akurat ten warunek nie jest trudny do spełnienia w czasach, gdy są stosowane małe niskotonowe, ale wielu konstruktorów lubuje się w niskich częstotliwościach podziału, aby utrzymać cały zakres średnich tonów w gestii jednego przetwornika.
Dlatego kopułki średniotonowe nie są tak uniwersalne, jak konwencjonalne przetworniki średniotonowe, ale umiejętnie zastosowane przez konstruktora, który nie zmusza ich do przetwarzania zbyt szerokiego zakresu, mogą zagrać bardzo dobrze.