Avantgarde Acoustic Uno Fino Edition - odsłuch
Nasze spotkania z Avantgarde rozpoczął ponad 10 lat temu test modelu Uno Pico. Było to dla mnie spore zaskoczenie i odkrycie - wcześniej nie byłem zwolennikiem tub w jakimkolwiek wydaniu. Dzisiaj nie pamiętam, dlaczego zdecydowałem się wówczas na takie ryzykowne rendes vous, ale pamiętam doskonale, jakie zrobiły na mnie wrażenie.
Czytaj również: Jaka jest optymalna odległość kolumn od ścian pomieszczenia?
Nie będę tego znowu wspominał, archiwalne testy są dostępne, chociaż Pico już nie... Wracam do tego żeby na wstępie podnieść temperaturę: Uno Fino Edition nie są tak wyrafinowane i nie mają takiego potencjału jak Pico. Jednym słowem - obiektywnie są słabsze.
Również od wielu innych modeli Avantgarde, które testowaliśmy, znajdujących się w hierarchii wyżej i znacznie wyżej, a mimo to... tak "po ludzku", a nie po audiofilsku, brzmienie Avantgarde Acoustic Uno Fino Editon znowu do mnie "przemawia", porusza, raduje, angażuje i tym nawiązuje do Pico, chociaż nie jest dokładnie takie samo.
Oczywiście nie jest dokładnie inne, specyfika firmowych tub nie tylko się zaznacza, ale determinuje charakter, tyle że nie zawsze robi to w sposób tak przekonujący i przyjemny - znowu wedle subiektywnej oceny, chociaż broniłbym też sądu, że Avantgarde Acoustic Uno Fino Edition osiągają pewne obiektywne właściwości, uchwytne również dla innych słuchaczy, z jakimi gorzej radzą sobie nawet znacznie droższe konstrukcje.
Czytaj również: Co to jest główna oś odsłuchu?
"Złapanie byka za rogi", osiągnięcie brzmienia, które jest muzycznie spójne i emocjonujące, bezpośrednie i komunikatywne, wciąż jest największym wyzwaniem i tajemnicą dla wielu konstruktorów posługujących się różnymi technikami głośnikowymi.
Osiągnięcie synergii, brzmienia natychmiast przyswajalnego, kompletnego i wciągającego, w którym nic nie chcemy zmieniać i nad niczym się zastanawiać, tylko słuchać muzyki, wymaga zarówno doświadczenia, pracy, jak i sporo szczęścia - nawet od najlepszych. Wtedy ewentualne niedociągnięcia przestają mieć praktyczne znaczenie...
I wiem, że pisząc to, ryzykuję grube nieporozumienie, więc od razu wyjaśniam: Jestem daleki od poglądu, iż brzmienia niezrównoważone, niedokładne, nieprzejrzyste, z kulejącą dynamiką itd. mogą nadrobić takie problemy "muzykalnością" do tego stopnia, że będą nas zachwycać... kosztując sześćdziesiąt tysięcy, albo nawet znacznie mniej.
Czytaj również: Prawidłowe ustawienie zespołów głośnikowych
Tutaj nie wypada przyznawać taryfy ulgowej i chwalić kompromisów, jakie są dopuszczalne w zakresie niskobudżetowym. Avantgarde Acoustic Uno Fino Editon realizuje wszystkie zasadnicze postulaty dźwięku bardzo wysokiej jakości. Ale można to napisać o wielu kolumnach w tej cenie, "prymusów" nie brakuje, tylko że często są nudni albo jacyś dziwni, trudni w odbiorze, jakby samą muzykę trzymali na dystans...
I trudno wówczas stwierdzić, co jest nie tak, tylko nie chce się ich dłużej słuchać. W recenzji można o tym nie pisać, uprzejmie nie szukać dziury w całym, wymienić zalety i zamknąć sprawę.
Gdy jednak na takim tle pojawia się dźwięk, który wynosi nas na zupełnie inną orbitę... trzeba to podkreślić kilka razy, żeby nikt nie sądził, że gdzieś rozpędziłem się tylko z kurtuazji. A jeszcze lepiej byłoby wyjaśnić, na czym to polega.
Brzmienie Avantgarde Acoustic Uno Fino Editon jest zdecydowane, bliskie, spójne i wyraziste. Zbliża się do nas konsekwentnie, szerokim frontem, nie cofa górnego środka, nie pogrubia i nie dopala niższego.
Pierwsze wrażenie będzie w pewnym sensie uderzeniem i zaskoczeniem (zwłaszcza dla kogoś, kto Avantgarde’ów wcześniej nie słuchał), ale oswajamy się z tym natychmiast, a nawet natychmiast zaczynamy się z takiej prezentacji cieszyć.
A jeżeli nie, to nie ma się co oswajać... widocznie wolimy brzmienia zupełnie inne: ciepłe, miękkie, klimatyczne, albo wręcz przeciwnie - chłodne, zdystansowane i analityczne.
Kolumnom Avantgarde Acoustic Uno Fino Editon trudno przypisać do którejś z tych grup, wcale nie dzielą one między siebie wszystkich głośników. Pod względem tonalnym są neutralne, a nawet... chłodne, podczas gdy ich energetyczność może być kojarzona z podgrzaniem. Muzyka płynie bardzo wartko, naturalistycznie, łącząc impulsywność z płynnością.
Czytaj również: Jaki jest związek między wielkością zespołów głośnikowych a wielkością odpowiedniego dla nich pomieszczenia?
Gdy dodam do tego, że z plastycznością, to znowu na myśl może przyjść łagodność i zaokrąglone kształty, ale nic z tego. Tutaj chodzi tylko i aż o nasycenie, trójwymiarowość pozornych źródeł dźwięku, ich kształty i obecność, co jeszcze podnosi muzyczne napięcie, a go nie tonizuje. Wszystko jest dobitne, dosadne, dopełnione, dokończone, bez rozmazania, tłustości czy wręcz przeciwnie - "szkieletowatości".
Każdy dźwięk ma wolumen, substancję i siłę, oczywiście nie każdy taką samą, ale generalnie Avantgarde Acoustic Uno Fino Editon wszystko wzmacniają.
Korzystają na tym zwłaszcza duże instrumenty akustyczne, nabierając rozmachu, zbliżając się do swoich naturalnych właściwości, z kolei niektóre wokale można odbierać jako trochę "przesadzone", ale ja wolę taką przesadę niż "cieniznę".
W "normalnych" kolumnach taki efekt uzyskuje się wzmocnieniem dolnego środka, w tym przypadku jest nieco inaczej - średnica jest równie ofensywna w swoim górnym podzakresie.
Czytaj również: Jak należy ustawić zespoły głośnikowe względem miejsca odsłuchowego?
W porównaniu z wieloma kolumnami "wycieniowanymi" w okolicach kilku kHz, mniej uprzejma, za to doskonale artykułowana, pełna żaru i ekspresji. I tutaj mamy potencjalnie niebezpieczny "zakręt", który Avantgarde Acoustic Uno Fino Editon przechodzą nie tyle gładko, co bardzo zręcznie, chociaż po bandzie, z maksymalną prędkością.
Jeszcze odrobina głośniej, bliżej i ostrzej, a pojawiłaby się natarczywość... A może już się pojawiła? W sumie ta granica nie jest oczywista, dla kogoś mogła już zostać przekroczona. Nie dla mnie, a nie jestem miłośnikiem agresywnych trąbek, zwłaszcza dzwonienia i szklistości.
Tym razem to znowu co innego - jest nawet sporo szorstkości i brudu wydobywanego z nagrań, co dodaje naturalności, i to wprost muzyce, a nie tylko dla informacyjnej dokładności. Wszystko przekłada się na emocje, zaangażowanie, nawet "nerwowość", wigor i autentyzm.
Wibrac je, uderzenia i szarpnięcia wygrywają z aksamitnością, słodyczą i głaskaniem, brzmienie Avantgarde Acoustic Uno Fino Editon nie będzie nas pieścić i usypiać, lecz zaczepiać i trzymać w uścisku.
Czytaj również: Jakie jest optymalne wytłumienie pomieszczenia odsłuchowego?
Nagrań nie oglądamy przez otwarte okno - muzyka wchodzi do pokoju, jest namacalna i ekspresyjna, mimo że spora dawka wyciągniętych na wierzch artefaktów samej techniki nagraniowej nie pozwoli na iluzję, że przed nami stoi "żywy" artysta.
I wcale nie chodzi mi po głowie nazwa innych kolumn, które by to potrafiły, mimo że takie obietnice w recenzjach pojawiają się dość często. Ale nie w AUDIO...
Jeżeli jednak przyjmiemy rzeczywistą skalę, na której sprzęt audio może mniej lub bardziej symulować obecność muzyków przed słuchaczem, to Avantgarde Acoustic Uno Fino Editon znajdują się bardzo blisko maksymalnych notowań.
W porównaniu z Pico są jeszcze bardziej bezpośrednie, twardsze, trochę jaśniejsze, a w porównaniu z innymi, droższymi modelami Avantgarde - na pewno ograniczone w maksymalnym poziomie ciśnienia, więc teoretycznie mniej odpowiednie do pracy w dużych salonach, ale... testowałem je w pomieszczeniu ok. 50 m2 i decybeli zupełnie wystarczyło.
Dźwięk nie był masywny, ale pioruńsko dynamiczny i spójny, w odległości ok. 3 m bez żadnych problemów z integracją, mimo dużej odległości pomiędzy osiami przetworników tubowych.
Co więcej, dźwięk jest dostatecznie stabilny przy zmianie osi odsłuchu, jaką można brać pod uwagę w normalnych warunkach - czyli możemy usiąść w fotelu głębokim albo na wysokim krześle, a zawsze będzie dobrze.
To samo w sobie ciekawe doświadczenie... chociaż nie pierwsze. Wydawałoby się, że nie sposób z takiej konfiguracji uzyskać dobre "sklejenie" dźwięku emitowanego przez poszczególne przetworniki w tak niewielkiej odległości, ale spotkałem się z tym fenomenem już w teście Trio, słuchanych z nieco większej odległości, lecz znacznie bardziej rozbudowanych.
Ideał punktowego źródła dźwięku, choćby pozornego (układy symetryczne), ma teoretyczne podstawy, ale wolę brzmienie i koherencję Avantgarde Acoustic Uno Fino Editon niż brzmienie wielu nawet najlepszych konstrukcji d’Appolito, którym brakuje takiego "czadu" i dynamicznej swobody - oczywiście nie z powodu zastosowanej konfiguracji przetworników, ale nie jest ona gwarantem ani sukcesu, ani porażki.
Może inne kolumny dokładniej pozycjonują źródła na drugim planie, inne budują szerszą perspektywę, jeszcze inne swobodniejszą aurę akustyczną, ale petarda, jaką odpalają Avantgarde, odsuwa takie wspomnienia, przypuszczenia i życzenia na margines.
Ten dźwięk albo bierzemy "w zestawie" i niczego w nim nie chcemy poprawiać, albo szukamy zupełnie innego. Rządzi na dobre i na złe ogólne wrażenie, lecz jest to zasługą zarówno zrównoważenia, spójności, jak też co najmniej dobrej jakości wszystkich zakresów. Wszystko, co dotąd napisałem, można odnieść do całości i do średnicy.
Czytaj również: Czy kolumny trzeba ustawiać na kolcach?
Aby napisać coś nowego na temat wysokich tonów, trzeba się już trochę wysilić... Są idealnie zszyte ze średnicą, kontynuują jej charakter, mogą błyszczeć, sypać, iskrzyć, mogą siedzieć cicho - gdy takie jest nagranie - ale nawet gdy grają najmocniej, pod dyktando najostrzejszych kawałków, nie rażą podbarwieniami.
Muszą działać zdecydowanie, żeby nie zostać w tyle, ale nie przykryją brzmienia detalami - dodadzą je, dokończą, domkną. Wysokie tony nie są "wydelikacone", nie emitują "powietrza", które swoją drogą też lubię usłyszeć... A tutaj mi tego nie brakuje, bo nie jest to potrzebne w takiej kompozycji.
Koniec wieńczy dzieło, ale bas jest raczej fundamentem niż zwieńczeniem. Zajmuję się nim na końcu, bo to jednak w pewnym sensie deser... Nim znowu można się zachwycać, co może wydawać się już przesadą - to przecież konstrukcja Avantgarde zdecydowanie najskromniejsza w sekcji niskotonowej.
Czytaj również: Jak od strony konstrukcji wygląda przygotowanie zespołu głośnikowego do pracy z podwójnym okablowaniem (bi-wiringiem)?
Mimo to zupełnie wystarczy, a bas nie tyle nas zmiecie, co zelektryzuje. W ustawieniu neutralnym jego poziom był umiarkowany, nie pogrubiał średnicy, pozostawiał jej nawet pewną autonomię, a o tym, żeby się "wylewał", w ogóle nie może być mowy. Wyśmienita była jego dynamika, czytelność, siła i zręczność.
Zakładając, że nie wszystkim taki dźwięk musi się podobać, mogę wyobrazić sobie związane z tym zarzuty: surowy, szorstki, obcesowy, napastliwy...
Dla mnie to wszystko tutaj do siebie pasuje, tworząc dźwięk inspirujący dynamiką, detalicznością i szybkością, a jednocześnie komfortowy - spójny, łatwy, zrozumiały.
Tutaj nie trzeba niczego "nasłuchiwać", oswajać się, czekać na "momenty", przerzucać płyty w poszukiwaniu tych, które wreszcie zabłysną. Są kolumny grające bardziej gładko, subtelnie, czyściutko, cieplej i z oddechem... Tutaj muzyka dociera z energią i impetem, i nie brakuje jej niczego, co naprawdę ważne, bo inaczej nie byłoby takiego efektu.