McIntosha przywołaliśmy zresztą nieprzypadkowo, bo Accuphase nazywany jest często "japońskim McIntoshem", przede wszystkim ze względu na design - podświetlane logo oraz duże, analogowe wskaźniki mocy wyjściowej - oraz ze względu na ponadprzeciętną jakość wykonania, gwarantującą, że za kilka-kilkanaście lat wciąż będzie on działał tak samo sprawnie. Zresztą, starsze urządzenia Accuphase’a z drugiej ręki są zazwyczaj równie drogie, co ich nowsze odpowiedniki.
Odtwarzacz Accuphase DP-57
Wygląd Accuphase DP-57 jest imponujący. Chociaż nie da się ukryć, że reprezentuje japoński "sznyt", spopularyzowany również w tańszych produktach znanych japońskich firm, to najwyższą jakością wykonania budzi zaufanie. I nie rozstrzygając co było pierwsze - jajko czy kura - trzeba powiedzieć, że design Accuphase’a jest dla japońskiego wzornictwa tym, czym Andy Warhol był dla sztuki pop-artu - kulminacją i sublimacją.
Duża szuflada skrywa napęd Sony (sterowany jednak serwo z DSP napisanym w Accuphasie). Napęd nie należy do najnowszych, jednak zamyka się cichutko, płynnie, podobnie jak napęd Sony w znacznie przecież droższym dCS-ie. Poniżej szuflady umieszczono płytkę z grubego akrylu, podobną do tej we wzmacniaczu. Ukryto za nią dwa wyświetlacze o ciemnobursztynowym kolorze: jeden wskazujący numer ścieżki, a drugi czas - i to czas z dokładnością do jednej ramki (chociaż nie wiadomo po co).
Accuphase DP-57 jest jednak czymś więcej niż zwykłym odtwarzaczem, ponieważ zbudowano go z dwóch, niezależnych segmentów - napędu oraz procesora i przetwornika z wyjściem. Z tyłu znajdziemy bowiem, oprócz analogowych wyjść RCA i XLR także wejścia (koaksjalne i optyczne) oraz wyjścia cyfrowe. Odbicie tego układu znajdziemy wewnątrz.
Po prawej, patrząc od przodu, mamy sekcję procesora, z regulacją głośności (cyfrową) oraz skomplikowanym układem PLL o ultra-niskim jitterze. Wejście akceptuje sygnały do 96/24.
Sekcję przetworników umieszczono na osobnej płytce za napędem - są tam dwa układy Burr-Browna PCM1796 na kanał i rząd scalaków JRC 4580 i, przy wyjściach XLR, JRC 2114. Przetwornik nosi firmową nazwę MDS++ (Multiple Delta Sigma), co oznacza, że sygnał prowadzony jest w dwóch równoległych układach (dla każdego kanału osobno) i sumowany jest przed wyjściem. Daje to znaczny spadek szumów oraz zmniejszenie błędów konwersji. Oznacza to jednak, że sygnał na wyjściu zbalansowanym jest konwertowany do tej postaci z niezbalansowanego.
Zasilacz, zakryty dużym ekranem, wraz z systemem poprzeczek usztywnia całą konstrukcję. Budowa mechaniczna, jak i we wzmacniaczu, jest imponująca.
W obydwu urządzeniach górna ścianka otrzymała matowy, grafitowy kolor i znakomicie współgra ze złotym frontem. Elementy elektroniczne są jednak raczej popularne i niczym szczególnym się nie wyróżniają. Już jednak ich implementacja zapiera dech w piersiach układem i czystością konstrukcji. Pięknie wykonane są nóżki - ze specjalnego stopu o wysokiej zawartości węgla, odporne na wibracje, z gumowymi elementami wewnątrz i pod spodem.
Dawkę pobłażliwego uśmiechu dostarczą nam piloty zdalnego sterowania - zwykłe, plastikowe opracowania sprzed dwudziestu lat, tylko polakierowane na złoty kolor... Ale przynajmniej są...
Wzmacniacz Accuphase E-213
Złote fronty, sporo regulacji, przełączników, a także szersze niż zazwyczaj panele przednie - Accuphase jest zaprojektowany z rozmachem, "na bogato". Accuphase E-213, chociaż najtańszy w ofercie, nie może być wyjątkiem, bo każdy Accuphase to "prawdziwy" Accuphase.
Pośrodku umieszczono dekoracyjne, ale i gustowne wskaźniki wysterowania i podświetlane na zielono logo. Po obydwu stronach mamy gałki - z lewej selektor wejść (pracuje z cudowną stabilnością i pewnym bezwładem, przypominającym droższe urządzenia) z małymi diodkami, a po prawej regulator głośności.
Poniżej wskaźników znajdziemy gałki regulacji barwy i balansu, przełącznik loudness i mono a także selektory trybu nagrywania, wyłącznik wyjść głośnikowych (mamy dwie pary) oraz wyłącznik wejścia dla zewnętrznego przedwzmacniacza (lub procesora A/V). Do kompletu dostajemy jeszcze przycisk umożliwiający skokowe zmniejszenie czułości wejściowej oraz gniazdo słuchawkowe.
Z tyłu widać wyraźnie podział na sekcje: skrajnie po lewej mamy zaślepiony slot dla opcjonalnego przedwzmacniacza gramofonowego, a następnie trzy wejścia liniowe RCA na bardzo ładnych gniazdach. Dalej - wejście XLR (niezłocone), a następnie pętlę magnetofonową i wejście na końcówkę mocy. Po prawej dwie pary dość przeciętnych gniazd głośnikowych (niezłoconych). Niestety, wygląda na to, że akceptują tylko gołe kable, ponieważ nie udało mi się wyjąć metalowych zaślepek do bananów.
Wnętrze Accuphase E-213 cechuje porządek i czystość. Pośrodku umieszczono spory transformator EI zapuszkowany tak, aby nie siał polem elektromagnetycznym. Mamy z niego osobne napięcia dla obydwu końcówek i osobne dla sekcji przedwzmacniacza.
Obok widać dwa, bardzo duże kondensatory Nichicon, wykonane dla Accuphase’a (2 x 22000μF). Ta część została zamontowana nie na "podłodze", a na dodatkowym wzmocnieniu. Preamp umieszczono na płytce tuż za panelem przednim. Biegną do niego długie kable ekranowane, co - najoględniej mówiąc - na właściwości szumowe najczęściej dobrze nie wpływa.
Tuż za wejściami XLR widać układ desymetryzujący NEC C4570. W preampie zastosowano ulubioną przez Accuphase’a metodę równoległego łączenia ze sobą elementów aktywnych, noszącą firmową nazwę MCS (Multiple Circuit Summing), dzięki której zmniejszane są szumy i poprawia się dynamika.
Przy przednim panelu widać klasyczny potencjometr Alpsa. W samym preampie znajdziemy cztery (po dwa na kanał) układy scalone NEC C4570, całkiem niezłe. Elementy bierne są przyzwoite, ale niczym się nie wyróżniają - kondy foliowe i oporniki o tolerancji 5%.
Starannie zaaplikowano natomiast zasilanie tej części, gdyż układ stabilizacyjny znajduje się tuż przy niej. Końcówki rozdzielono na dwa osobne kanały, przykręcone do średniej wielkości radiatorów.
Są to układy tranzystorowe, z wyjściem na podwójnych parach bipolarnych Sankenów 2SA1186 +2SC2837, jedynie sprzężenie zwrotne pozostawiając szybkiemu scalakowi. Sprzężenie nie jest zresztą byle jakie, gdyż jest to układ prądowy, znacznie lepszy od powszechnie stosowanego napięciowego.
Accuphase E-213 + DP-57 - odsłuch
Accuphase ma swój firmowy dźwięk - raz usłyszany, jest już rozpoznawalny za każdym razem. W brzmieniu wzmacniacza na pierwszy plan wychodzi dbałość o średnicę oraz mocny, głęboki bas. Rysuje on duże, naturalne obrazy instrumentów.
Barwa jest bardzo ładna - nieco ciepła, złocista, gładka, płynna. Obok tak miło nasyconej średnicy słychać jednak power i uderzenie - bas E-213 jest po prostu potężny, może na samym dole nie tak konturowy jak np. z Gryphona Diablo (ale nigdzie indziej taki nie jest), ale pełen rozmachu.
W nagraniu "Paperbag Writer" z albumu "Com Lag" grupy Radiohead (Toshiba-EMI, TOCP-66280, CD+) stopa, budująca ten utwór, uderzała bardzo mocno i pewnie. Naprawdę wspaniale było też słychać gitarę basową, która odzywała się co jakiś czas z podmuchem powietrza.
W ogóle tego typu muzyka - dobrze nagrany rock i elektronika, temu wzmacniaczowi szczególnie leżała. Przy subtelnościach z płyty Adama Makowicza "Unit" (Polskie Nagrania, PNCD935, Polish Jazz vol.35, CD), gdzie na początku wchodzi Hammond i szalejąca na blachach perkusja, było jednak równie dobrze.
Potwierdziła się też skłonność do grania pełnym, w piękny sposób koherentnym dźwiękiem. Pewne rzeczy w takich konstrukcjach są wprawdzie poza ich zasięgiem, ale chyba tylko minimalistyczne wzmacniacze SET potrafią blachy wyrysować subtelniej. Także przy tej płycie wyższa góra była nieco złagodzona i wraz z pełną średnicą przypominała nieco brzmienie urządzeń lampowych.
Za każdym razem, niezależnie od jakości nagrania, E-213 starał się grać w podobny, przyjemny sposób. I za każdym razem słychać było granie bez szwów, bez sztucznego eksponowania jakiejś cechy, zakresu itp. - tutaj wszystko grało ze sobą, a nie obok siebie.
Podłączenie do wzmacniacza odtwarzacza Accuphase DP-57 pokazało nieco inny charakter kompletu. Po zwierzęcej sile młota pneumatycznego, który przez pomyłkę nazywamy w dCS-ie P8i basem, ten w japońskim odtwarzaczu może się wydać anemiczny. Jest jednak znacznie bardziej okrągły, cieplejszy, chociaż mniejszy.
Na tle innych urządzeń z tego przedziału cenowego Accuphase DP-57 wyróżnia się bardzo wysoką kulturą brzmienia. Inaczej nie da się tego nazwać. Głosy Nosowskiej i Rojka z nowej płyty "Silver Rockets Unhappy Songs" (Sony BMG, promo sampler CD-R) były pełne, miękkie i naturalnie wypełniały przestrzeń między głośnikami.
Blachy zostały nieco schowane, nie pojawia się epatowanie informacjami z tego zakresu - góra też ma ciepły i okrągły charakter, a dzięki temu żaden ostry zawodnik temu systemowi niestraszny. Jednak przy zrównoważonych kolumnach będzie też nieźle, przy Sonus Faberach Concerto Domus było naprawdę przyjemnie.
Dość wątpliwe okazało się połączenie urządzeń za pomocą łączy XLR, ponieważ za każdym razem dźwięk tracił na objętości i część informacji po prostu gdzieś znikała. Słabszy był też bas. Nie warto więc się w to pchać.
Inaczej rzecz ma się przy korzystaniu z innego źródła, wyposażonego w pełni zbalansowane wyjście. Wtedy desymetryzacja dopiero we wzmacniaczu może przynieść dobre efekty. Jednym zdaniem o regulacji głośności w odtwarzaczu - przy odsłuchach na serio nie korzystajmy z niej: nie jest specjalnie transparentna.
Trudno mi wyobrazić sobie kogoś, na kim by dźwięk Accuphase DP-57 nie zrobił wrażenia. Wielu będzie oczarowanych kulturą i klasą brzmienia - co znaczy, że mają gust.
Mniej szczęśliwi będą tylko ci, którzy od sprzętu oczekują nie tylko oddania barwy i pełni muzyki, ale także bardzo dokładnych informacji wywiadowczych o instrumentach i scenie - w tych aspektach nasz system Accuphase jeszcze nie błyszczał. Jednak to przecież "startowa" propozycja tej firmy, taki budżetowy zestawik do kuchni...
Wojciech Pacuła