Wadia 58 I SE - obudowa i przyłącza
Obudowa nowej Wadii 58 I SE jest identyczna, jak w poprzednim modelu - 861SE. Niezwykle solidna, bardzo duża, wykonana z aluminiowych płyt i kształtowników, przykręcanych do umieszczonych w narożach ćwierćwałków, które jednocześnie są miejscem podparcia urządzenia. Od spodu wkręca się w nie solidne, szerokie kolce, którymi poziomujemy odtwarzacz CD.
Duża płyta czołowa jest niemal pusta, a cztery elementy, które się na niej znalazły, wyglądają bardzo poważnie: stał za tym wzorem jakiś cwany projektant wzornictwa przemysłowego. Elementy te to umieszczona po lewej stronie szuflada, niebieski, alfanumeryczny, całkiem spory wyświetlacz, rozłożone w kształcie krzyża przyciski sterujące oraz - wcale nie najmniej ważne - logo firmy w wycięciu tuż przy górnej krawędzi.
Na wyświetlaczu Wadii 58 I SE mamy sporo informacji: duże cyfry informujące o czasie utworu i jego numerze, wyświetla się również poziom napięcia wyjściowego (osobno dla każdego z kanałów) i rodzaj odtwarzanej płyty (CD/SACD).
Po chwili od wykonania ostatniej komendy, wyświetlacz jest automatycznie przygaszany. Nietypowy układ przycisków zdaje egzamin podczas obsługi. Ich oznaczenia zostały wygrawerowane.
Z tyłu też niewiele - gniazdo sieciowe IEC oraz dwa wyjścia analogowe - RCA oraz XLR - złocone. Gniazda umieszczone są nad dużą płytką zakrywającą otwór w tylnej ściance. A ta, jeśli kupimy wersję "i" tego odtwarzacza, wymieniana jest na płytkę z dodatkowymi gniazdami - mamy wówczas dodatkowo cyfrowe wejścia i wyjścia.
Wadia 58 I SE - napęd
Już sposób działania - długie wczytywanie TOC i szybki, niemal momentalny przeskok między utworami - wskazuje na rodzaj zastosowanego napędu. I rzeczywiście: po odkręceniu metalowego ekranu, chroniącego transport przed zakłóceniami RFI, docieramy do napędu DVD-ROM, który znajdziemy w wielu wieloformatowych odtwarzaczach DVD. Jest to komplet z umieszczoną pod spodem płytką sterującą i dekodującą sygnał.
Z opanowaniem napędów, minimalizacją jittera oraz błędów odczytu firmy radzą sobie w różny sposób. Wadia 58 I SE działa na dwóch polach: mechanicznym i softwarowym.
Napęd został bowiem przykręcony do bardzo masywnej, ciężkiej płyty metalowej, a ta z kolei nie do spodu obudowy, lecz do aluminiowych kształtowników, przymocowanych do bocznych ścianek (jedna to ścianka zewnętrzna, zaś druga - gruby wewnętrzny ekran, usztywniający też obudowę).
Drugim etapem "obłaskawiania" napędu jest jego oprogramowanie, które Wadia napisała samodzielnie. Po opuszczeniu transportu sygnał jest jeszcze obrabiany w układzie ClockLink, minimalizującym jitter.
Główna część układu audio została zmontowana na jednej, dużej płytce, ale wstępne dekodowanie odbywa się tuż przy napędzie w kości DSP. Jak się wydaje, to tutaj sygnał DSD z płyt SACD zamieniany jest na sygnał PCM. Dlaczego?
Powód jest prosty: jednym ze znaków rozpoznawczych Wadii jest cyfrowa regulacja wzmocnienia. A sygnału DSD takimi sposobami nie da się obrabiać. Każda ingerencja, także w studio nagraniowym, wymusza przejście na platformę PCM i ewentualnie powrót do DSD.
Wadia, chcąc korzystać z cyfrowej regulacji poziomu wyjściowego, musi zamieniać DSD na PCM. DigiMaster dokonuje konwersji do 24 bitów zarówno dla sygnału z płyt SACD, jak i CD. W modelu Wadia 58 I SE przetwornikami cyfrowoanalogowymi - po dwa na kanał - są PCM1704 Burr-Browna w znakomitej, selekcjonowanej wersji "K".
To nie nowy, ale fenomenalny monofoniczny przetwornik BiCMOS o parametrach granicznych 24/96 z serii SoundPlus. Wymaga zewnętrznych filtrów, toteż przestano go sprzedawać (był zresztą znacznie droższy w produkcji niż jego współczesne ekwiwalenty).
Ale to akurat było Wadii na rękę, ponieważ przygotowuje swoje filtry samodzielnie, dlatego na płytce znajdziemy bardzo duże kości DSP Xinlixa wspomagane mniejszymi Motorolami. PCM1704 akceptuje jedynie sygnał PCM.
Za przetwornikami mamy zbalansowany tor, w którym pracują układy Burr-Browna BUF634. Te niskoszumne bufory stosowane np. w technice studyjnej umożliwiają używanie długich przewodów. Przy buforach umieszczono niewielkie przełączniki, którymi możemy ustalić napięcie wyjściowe w zakresie od 0,3 V do 4,45 V RMS.
Pozwalają one dopasować zakres regulacji wzmocnienia do czułości końcówki mocy. Na wyjściu pracuje układ DC-servo, dzięki czemu w ścieżce sygnału nie ma w ogóle kondensatorów. Sygnał ma zresztą do pokonania bardzo krótką drogę. Całość złożono techniką montażu powierzchniowego.
Odsłuch
Jednym z powodów zmiany oferty Wadii, przy okazji której zmieniono też platformę z CD na SACD, była konieczność znalezienia nowego napędu. W takich przypadkach podstawową zasadą jest - nie szkodzić. A nie było łatwo, bazując na platformie DVD, skonstruować wysokiej klasy odtwarzacz CD.
Dźwięk Wadia 58 I SE jest pięknie skupiony, pełny, z wysuniętym w kierunku słuchacza pierwszym planem, głębokim i mięsistym basem oraz gładkimi wysokimi tonami. Skąd to znamy? Jeśliby Nelson Pass produkował źródła cyfrowe, to pewnie brzmiałyby właśnie tak, ponieważ Wadia idealnie naśladuje sposób grania jego wzmacniaczy - albo na odwrót.
Każda płyta odtwarzana na Wadii 58 I SE ma przyjemną, wyrafinowaną barwę i znakomitą plastykę. Ta ostatnia jest w tym przypadku pochodną nieco złagodzonych wysokich tonów i lekkiego ocieplenia wyższego basu.
Kiedy więc na scenie staje trio fortepianowe, jak na płycie "Happy Coat" Shota Osabe Piano Trio, wówczas spektakl zaczyna się już w momencie wejścia pierwszych dźwięków. Mają one przy tym intensywność nakazującą słuchać i słuchać... I nawet jeśli nie jest to absolutna akuratność, jeśli jest to swego rodzaju kreacja, to z tych, nad którymi w zachwycie kiwamy głową.
Muzyka grana przez ten odtwarzacz CD ma coś z teatru, w najlepszym tego słowa znaczeniu, gdy elementy na scenie wydobywane są przez umiejętną grę światłem, gdzie każdy został pięć razy przemyślany.
Do tego wszystkiego dochodzi niezwykła temperatura. Wynika ona po części z przybliżenia sceny, ale ma też związek z "podkręceniem" wyższego basu. Kiedy więc, jak na płycie Spiritchaser "Dead Can Dance", mamy do czynienia z kongami i innymi bębnami, Wadia podaje je fantastycznie.
Gdyby odtwarzacz nieco rozjaśniał brzmienie, osuszał je czy odchudzał, wówczas znaleźlibyśmy się na granicy agresji. A tutaj - słychać to w emocjonalny, ale też naturalny sposób.
Jestem pewien, że wielu czytelników Audio raz usłyszawszy model Wadia 581 SE już go z rąk nie wypuści, nawet jeśli po jakimś czasie znajdą w jego dźwięku słabości. Pracujący w trybie CD odtwarzacz w dość ograniczony sposób różnicuje płyty i nagrania.
Specjalnie wcześniej nie wspominałem o tym, czy chodzi o płytę CD czy SACD, ponieważ Wadia gra je w zbliżony sposób.
Przewaga płyty SACD nad CD pojawia się wtedy, kiedy ta pierwsza była przygotowana w purystyczny sposób, z taśmy-matki DSD, najlepiej bez żadnej edycji - jak z "Hold On" Christiana Willisohna czy "Live Recordings At Red Rose Music trio" Marka Levinsona (tak - TEGO Levinsona).
Słuchając Wadii, tylko przy takich płytach można zrozumieć tych, którzy widzą (widzieli) w SACD przyszłość audio. Przy innych, gdzie SACD jest konwertowane z PCM, różnica jest raczej subtelna.
Kilka słów należy też powiedzieć o elementach, którymi możemy kształtować brzmienie Wadii 58 I SE. Pierwsza rzecz dotyczy wbudowanego przedwzmacniacza. To naprawdę udany projekt, jednak osobiście za każdym razem wolałem brzmienie odtwarzacza, kiedy był podłączony do dobrego, zewnętrznego preampu. Dźwięk był wówczas bardziej trójwymiarowy, a bas miał lepsze kontury.
Podłączenie odtwarzacza Wadia 58 I SE wprost do końcówki nieco rozświetlało górę - co jest akurat w tym przypadku pomocne - jednak równocześnie spłaszczało nieco przekaz pod względem dynamiki. Pewną zmianę w dźwięku przynosi także zmiana fazy absolutnej.
Różnice nie są duże, lecz jeśli raz damy się wciągnąć w tę zabawę, to potem przy każdej płycie będziemy szukali odpowiedniej sygnatury. Do wyboru mamy także różne algorytmy upsamplingu.
Dla mnie najlepiej grało w ustawieniu "B". Ale sam odtwarzacz na pewno należy do klasy A. To cyfrowy hi-end, o jakim 10 lat temu mogliśmy tylko marzyć.
Wojciech Pacuła