Taga Harmony HTA-25 zaskakuje od samego początku, wygląda bowiem nie jak wzmacniacz hybrydowy, ale jak rasowy lampowiec.
Obudowa ma obniżoną przednią część, na której zainstalowano lampy, oraz charakterystyczną, wysoką "nadbudówkę" z tyłu. Można się łatwo pomylić, stawiając w ciemno, że to przestrzeń dla kompletu transformatorów - głośnikowych i sieciowego. W rzeczywistości mieści się tam tylko ten ostatni i wcale nie wypełnia tej przestrzeni, a jedynie delikatnie wystaje ponad sąsiadujące powierzchnie.
Taga Harmony HTA-25 ma jeszcze kilka innych efektownych cech, jedną z ważniejszych jest na pewno "oko" wskaźnika VU Metter, obrazującego poziom napięcia. Nieco na siłę, w ograniczoną powierzchnię frontu wtłoczono pokrętła regulacji niskich i wysokich tonów.
Myślę, że wzmacniacz wyglądałby subtelniej bez nich, zwłaszcza że atrakcji w HTA-25 i tak nie brakuje. Nie zapomniano o wyjściu słuchawkowym (6,3 mm).
Nietypową postać maleńkiego przełącznika hebelkowego ma selektor wejść, a przesunięte na prawy skraj pokrętło głośności jest już klasyczne. Lampy zabezpieczono metalowymi koszyczkami, w związku z tym nie trzeba było budować dużej, ażurowej osłony, która zbyt mocno dociążyłaby (wizualnie) niewielki przecież wzmacniacz.
Srebrny front kontrastuje z lakierowanymi na czarno (wysoki połysk) boczkami i górną płytą. W firmie produkującej kolumny, stolarnia pracuje na pełnych obrotach, stąd niektóre elementy, jak np. górna ozdobna płyta nad pokrywą transformatora, są wykonane z MDF-u.
Taga Harmony HTA-25 - przyłącza
Tył wygląda skromnie - dwa komplety wejść RCA (dlatego do wyboru wystarczy dwupozycyjny hebelek) i jedna para zakręcanych wyjść głośnikowych.
Układ elektroniczny wzmacniacza Taga Harmony HTA-25 jest mieszanką technik tranzystorowych i lampowych. Całą końcówkę mocy zbudowano z półprzewodników, instalując na niewielkim radiatorze w okolicach środka skrzynki - dwie pary tranzystorów. Obwód push-pull wykorzystuje (dla każdego kanału) komplet popularnych elementów TIP41C/TIP42C.
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
Ścieżka sygnału rozpoczyna się jednak od maleńkiej płytki tuż przy gniazdach RCA, skąd napięcie jest przesyłane do przodu. Przedwzmacniacz jest "mieszanką" scalonych wzmacniaczy operacyjnych, które wykorzystano między innymi do budowy układów regulacji barwy, oraz lamp.
Zastosowano lampy 6N1 (prawdopodobnie produkcji chińskiej) oraz rosyjskie 6P15 - pentody o konstrukcji bardzo zbliżonej do popularnych EL84.
Okazja, aby wejść w świat lamp z budżetem poniżej tysiąca złotych, nie trafi a się często, a jeżeli już, to tylko za sprawą Tagi. Choćby to była tylko przygoda "hybrydowa", cieszy i przyciąga uwagę.
Odsłuch
Wraz ze świadomą decyzją zakupu lampowca podąża zwykle akceptacja, czy wręcz zamiłowanie do charakterystycznego dźwięku konkretnego urządzenia. Tutaj nie musi rządzić moc, neutralność i dokładność, ale barwa, muzykalność i inne "wartości wyższe", tak jak je słyszą i rozumieją miłośnicy techniki lampowej.
Czy jednak jest to możliwe w przypadku urządzenia tak taniego? I w dodatku hybrydowego, w którym lampy przedwzmacniacza "coś tam" od siebie dodają, ale zasadniczą charakterystykę kształtują tranzystory końcówki mocy?
Czytaj również: WAT WAT-owi nierówny, czyli co powinien wiedzieć amator lamp
Owszem, brzmienie wzmacniacza Taga Harmony HTA-25 prowadzą średnie tony, jednak kojarzyć je z "lampowością" byłoby już nieporozumieniem. Dźwięk jest wyrazisty, z wyraźnymi konturami i artykulacją; potrafi być chrapliwy, dobitny. Nie musi takimi elementami drażnić, raczej podkreśla wybrane wątki naturalności, choć nie są one uwypuklane w lampowym stereotypie.
Twardy dźwięk nie jest "wieczorowo-nastrojowy" i relaksujący, może być raczej pobudką albo substytutem mocnej, gorzkiej kawy. Więcej miękkości usłyszymy w zakresie niskotonowym, gdzie dyscyplina i dynamika są wyraźnie ograniczone, jednak poluzowany bas ma przyjemny charakter.
Podkręcanie rytmu i konturowość są zupełnie nie w jego stylu, co tworzy ciekawy kontrapunkt dla ofensywnego charakteru średnich tonów. W sumie dźwięk ma w sobie sporo energii i "swingu", jest jak najdalszy od nijakości, nudy i smutku, każda płyta zabrzmiała w nowy, specjalny sposób.
Szukanie tutaj jakiegokolwiek wzorca czy konotacji mija się z celem. Ani neutralność, ani lampowość, ani żadna inna jednoznaczna kategoria nie jest kluczem do brzmienia Tagi, która ma pomysł, jak grać po swojemu. Prawdę mówiąc, za sześćset złotych ma prawo grać, jak chce.
Radek Łabanowski