testach tego numeru ponownie dominują urządzenia klasycznych kategorii. Wiele z nich ma znamiona nowoczesności, a więc funkcji i rozwiązań, jakich nie było dziesięć, a tym bardziej dwadzieścia lat temu, ale ich podstawowe role w systemie audio są takie same.
Wzmacniacze zintegrowane zdobywają "sprawności" cyfrowe, w ten sposób bronią swojej pozycji, w nierozerwalnym sojuszu z kolumnami pasywnymi broniąc się przez kolumnami aktywnymi. A w high-endzie nawet nie muszą się "ucyfryzować" – tam cenione są za swoją czystą, analogową formę.
Znowu śmielej pokazują się odtwarzacze CD; one również miewają wejścia dla innych źródeł cyfrowych, ale najwyraźniej strumieniowanie, mimo kolejnych rekordów rozdzielczości nam nie wystarcza, wciąż lubimy kręcić płytami… nie tylko winylowymi.
Specjalną atrakcją jest test dwóch kolumn z linią transmisyjną; mimo wielu niełatwych doświadczeń, które zniechęciły do niej większość konstruktorów, dla innych wciąż pozostaje "złotym runem", wartym długiej i ryzykownej wyprawy. Nasze hobby to "pasja drogi", przygód i poszukiwań, w których sukcesy smakują wtedy, gdy przeplatane są z porażkami.
Testujemy system Quada, którego założyciel, Peter Walker, był autorem poglądu, że idealny wzmacniacz powinien zachowywać się jak "drut ze wzmocnieniem", czyli być brzmieniowo transparentny. Jednak doświadczenia audiofilów doprowadziły do ustaleń, że nawet kable nie zachowują się jak idealizowany, transparentny "drut", różnią się przecież brzmieniem, i to jak niektórzy zeznają – kolosalnie…
Tego Quad nie wziął pod uwagę, jednak zdanie o "drucie" pochodzi z czasów, gdy nikt nie przywiązywał do nich wagi, traktując jako komponent całkowicie neutralny. Ostatecznie, przywracając właściwą wagę różnym zjawiskom i znaczenie słowom je opisującym, wedle staropolskiej z kolei dewizy: "Znaj proporcją mocium Panie", można stwierdzić że hasło Quada zachowuje swój zasadniczy sens.
Wpływ kabli na brzmienie jest znacznie mniejszy niż wzmacniaczy, nie mówiąc o zespołach głośnikowych, więc gdyby wzmacniacze zachowywały się pod tym względem tak jak choćby przeciętne kable, to byłyby do siebie znacznie bardziej podobne, teoretycznie bliższe ideału neutralności, a różnice między nimi sprowadzały do mocy i funkcji.
I tak byłoby się nad czym zastanawiać… Ale mniej byłoby dyskusji, kontrowersji, sporów, które w takim natężeniu mogą dotyczyć tylko kwestii tak subiektywnej i niewymiernej, jak brzmienie. A gdyby nasz świat skurczył się do porównywania parametrów, dla niektórych stałby się nieprzystępny, dla innych nieciekawy. Dlatego wszędzie szukamy okazji, żeby dzielić włos na czworo, szukać czego nie zgubiliśmy, gonić króliczka. Może dlatego obudowa z linią transmisyjną, nazywana też (i nawet słuszniej) labiryntową, tak nas kusi, bo jest emanacją naszych skomplikowanych potrzeb.
Andrzej Kisiel