Przy współczesnej obfitości festiwali jazzowych na niemal całym świecie nie należy zapominać, że każdego lata (choć z przerwami) już od połowy lat 50. miały miejsce spotkania jazzmanów w nadmorskim Newport, gromadzące rzesze okolicznych fanów. Z czasem festiwal przeniósł się do Nowego Jorku i urządzano nawet objazdowe tury po europejskich metropoliach.
W Newport występowały uznane gwiazdy, ale niezwykle aktywny do dziś manager - George Wein - potrafił ściągnąć na scenę również młode talenty i tym działaniu intuicja nie myliła go nigdy. To właśnie w dużym stopniu Weinowi wielki Miles Davis zawdzięcza owocny rozwój kariery od połowy lat pięćdziesiątych. Wein znakomicie wyczuwał tkwiący w Davisie potencjał nowatora i kolejne edycje festiwalu niemal nie mogły się obyć bez udziału genialnego twórcy i trębacza.
Niniejszy zestaw czterech kompaktów to czwarty wolumin z serii bootlegów, zawierający koncertowe nagrania pochodzące z producenckich kolekcji. Pozwala to prześledzić rozwój koncepcji artystycznych Davisa od be-bopu, poprzez stonowany hard-bop, doświadczenia modalne, do eksperymentów z fuzją jazzu, rocka i funky w zelektryfikowanym instrumentarium.
W niniejszym zestawie kompaktów mamy - oprócz bogatego komentarza - plakat, szereg unikalnych fotografii i w zdecydowanej większości niepublikowaną wcześniej muzykę w całkiem przyzwoitym, jak na koncerty, stanie technicznym.
Zestaw rozpoczyna zapowiadany przez Duke`a Ellingtona występ (1955 r.) sekstetu Davisa z udziałem Gerry`ego Mulligana i Theloniousa Monka. Davis gra wiodące partie, a jego interpretacja tematu "Round Midnight" uchodzi do dziś za wybitną. W doskonałej formie jawi się saksofonista barytonowy Mulligan, choć tym razem nie uzyskują z Davisem tak magicznych współbrzmień jak na albumie "Bith of Cool".
Kolejny fragment festiwalowych występów z 1958 r. (wcześniej już publikowany) to zaanonsowana przez Willisa Conovera prezentacja nowego sekstetu z Billem Evansem, Johnem Coltranem i Julianem Adderleyem - rok później ten zespół dokonał historycznej sesji na najwspanialszy album wszech czasów "Kind of Blue". Jednakże na tym koncercie, pomimo powiewu świeżości (np. utwór "Fran-Dance" Davisa), wyczuwa się, że muzycy nie wyzbyli się jeszcze hard-bopowych wpływów.
Drugi kompakt otwiera rejestracja koncertu z 1966 r. ze słynnym kwintetem (Ron Carter, Herbie Hancock, Wayne Shorter i Tony Williams), której brawurowy, bo jakby inaczej, występ komentuje Leonard Feather.
W secie zachwyca forma "All Blues" w niepokojącym, szybkim metrum. Perfekcyjny występ kwintetu w kolejnym roku potwierdził, że była to najdoskonalsza formacja jazzu nowoczesnego w tamtym czasie.
Trzeci kompakt zawiera (wydane już wcześniej) ogniste zmagania kwartetu Davisa (bo Shorter się spóźnił) z 1969 r. z materiałem nagrywanym w tamtym czasie w studio. Jego spontaniczna forma nie przypomina jednak ani tej wyciszonej z niedawnej sesji "In a Silent Way", ani tej obfitej w polifonie i polirytmie, która zachwyciła nawet sceptyków jazz-rocka na studyjnym "Bitches Brew".
Kolejny fragment pochodzi z 1973 r., gdy Davis grał na elektrycznej trąbce i organach na tle funkujących rytmów. Krążek zamyka utwór jednego z ostatnich występów (1975 r.) przed pięcioletnią przerwą w działalności mistrza. Materia muzyczna jest niezwykle intensywna, lecz jego zelektryfikowana trąbka jakby słabsza.
Czwarty kompakt z 1971 r. przynosi najcięższy gatunkowo materiał. Celnie wyeksponowany Keith Jarrett szaleje jednocześnie na klawiaturach elektrycznego fortepianu i organów, układając unikalne sekwencje bluesowych akordów. To był ostatni moment, aby usłyszeć go na zelektryfikowanych instrumentach, a w grę wkładał tyle serca, co potem na akustycznym fortepianie. Zespół wykonał tematy z albumów "Bitches Brew" i "Evil-Live", a rześki ton elektrycznej trąbki Davisa skutecznie zagrzewał do akcji Gary’ego Bartza na saksofonach.
Gęste rytmy układało aż trzech perkusjonalistów. Uogólniając wrażenia z wysłuchanych materiałów, staje się jasne, że formacje prowadzone przez Milesa Davisa tworzyły zawsze żywsze, ba - nieraz szalone, wizje muzyczne na żywo w porównaniu z ich studyjnymi odpowiednikami. Porównując te koncerty z licznymi publikowanymi wcześniej, utwierdzamy się w przekonaniu, że zespoły mistrza stroniły od rutyny, a proponowana forma ewoluowała z występu na występ. To był kolejny atrybut geniuszu Davisa, dla którego jazz był nieustannie formowaną żywą materią, a nie pakietem standardów do kolejnego odegrania.
COLUMBIA/SONY
Cezary Gumiński