Fani nagrań wydawnictwa ECM zauważyli (szczególnie w ostatniej dekadzie), że wiele nagrywających tam zespołów muzykuje na estradach ze znacznie większą ekspresją, niż w ich studyjnych poczynaniach. Niniejsza płyta firmowana przez pierwszorzędnego norweskiego kontrabasistę, zarejestrowana właśnie na koncercie, wyraźnie odbiega temperamentem od większości albumów proponowanych ostatnimi czasy przez ECM.
Trudno rozstrzygnąć, czy ten "kompromis" ze strony głównego producenta Manfreda Eichera jest wynikiem czołowej pozycji Andersena na scenie europejskiej i dania mu wolnej ręki, czy przykładem przekornego wyjątku w przyjętej przez Eichera regule estetycznej.
Arild Andersen rozpoczynał karierę w kwartecie Jana Garbarka (1967–73). Często akompaniował wielu czołowym jazzmanom amerykańskim zarówno podczas ich europejskich wizyt, jak również w trakcie własnego pobytu w Stanach (1972–74). Prowadził własny kwartet (1974–79), kwintet z wybitnie utalentowaną wokalistką Radką Toneff (1975–81) i gwiazdorski zespół Masqualero (1982–91) z udziałem Jona Christensena, Jona Balke, Nilsa P. Molvaera i Tore`a Brunborga.
Andersen komponował też na potrzeby teatru i wziął udział w bardzo wielu projektach jazzowych z muzykami z całego świata. W swej ponad pięćdziesięcioletniej karierze wykazał się umiejętnością odnajdywania się w bardzo szerokim spektrum stylistycznym. Posiada niezwykle bogate i intensywne brzmienie kontrabasu, którego ton z pewnością działa inspirująco na kolegów.
Od ponad dekady głównym projektem kontrabasisty jest trio wraz ze szkockim saksofonistą Tommym Smithem i włoskim perkusistą Paolo Vinaccią. Na talencie Smitha poznał się dawno temu Gary Burton, potem muzykowało z nim wiele gwiazd amerykańskich. Smith posiada umiejętność niewiarygodnie łagodnego przejścia od płynnie rozwijanych linii melodycznych do frenetycznie akcentowanych nut saksofonu.
Vinaccia, osiedlony w Norwegii, jest bardzo ceniony na scenie europejskiej, a jego największym atutem jest dynamika wypowiedzi, perfekcyjnie scalająca się z grą instrumentów melodycznych. To trio nagrało wcześniej entuzjastycznie przyjęty album koncertowy "Live in Belleville" (ECM, 2008) oraz bardziej wyciszony studyjny "Mira" (ECM, 2014), a analogiczne trio Vinaccia-Andersen-Brunborg sprokurowało kipiący energią album "Mbara Boom" (Polygram, 1998), po które warto sięgnąć w uzupełnieniu niniejszej pozycji.
Zarejestrowany na kompakcie "In-House Science" koncert zorganizowano w austriackim kurorcie Bad Ischl, gdzie często grają wykonawcy reprezentujący rozmaite gatunki muzyczne. Jak twierdzi lider, udało się triu, i to nie tylko na tym koncercie, wypracować taką formę muzykowania, w której wszyscy wnoszą do gry jednakową wartość zarówno w sensie melodycznym, rytmicznym i harmonicznym. Każdy z członków jest jednocześnie solistą i akompaniatorem uważnie śledzącym rozwój akcji. Jeżeli dodać do tego, że grupie udaje się przez cały koncert łączyć dramatyczny nastrój z radością i spontanicznością grania, to wychodzi, że mamy do czynienia z nietuzinkową pozycją.
Koncert rozpoczyna rozbudowana wersja balladowej kompozycji "Mira", bardziej tajemnicza i posępna niż w studyjnym oryginale, a to za sprawą ostrzejszych wtrętów w solówce saksofonu Smitha. W kolejnym utworze "Science" dochodzą w pełni do głosu pokłady energii nagromadzonej w muzykach. Kontrabas narzuca wartki rytm, saksofon wchodzi kaskadą urywanych nut, a jakby czająca się perkusja co pewien czas mocniej akcentuje swą obecność.
W tej dość swobodnej strukturze utworu mamy swego rodzaju falowanie nastroju i po seriach odlotowych fraz następuje nawrót do swingowego pochodu. Fenomenalny popis instrumentalnego zgrania dają tu Aril Andersen i Paola Vinaccia we wspólnej improwizacji. Taneczna introdukcja do kompozycji "Venice" rozciągnęła się na cały utwór, choć szczególnie Smith nie potrafił zrezygnować z pikantnych wtrętów.
Romantyczny temat "North of the North Wind" sugestywnie przybliżył nam swoistą grę wiatrów północy. Znany z poprzedniego kompaktu temat "Blussy" został tu przekazany z przysłowiowym pazurem, w porywająco funkującej aurze. Zamykająca koncert porywająca kompozycja "In-House" (z pierwszej płyty kontrabasisty) stanowi jakby syntezę całego koncertu ze wspaniałym popisem Vinacci na perkusji … I tylko szkoda, że to już koniec płyty.
Cezary Gumiński
ECM/UNIVERSAL