Odsłuch
Moja opinia o kolumnach Triangle wykształcała się i przekształcała na przestrzeni wielu lat. W ciągu dwóch dekad przetestowałem ładnych kilkadziesiąt modeli, a więc kontakt z Triangle miałem dość systematyczny i mogłem obserwować zarówno zmiany, które wskazywały na wyraźną ewolucję, jak i zmiany bardziej przypadkowe. Być może moja percepcja też nie jest taka sama, jak dawniej, ale trzymajmy się zdrowych proporcji - to przede wszystkim Triangle zmieniło kurs, nie ja. Dawno temu. Zdecydowanie.
Pozostaje w pamięci wspomnienie pierwszych spotkań, które w tym przypadku wcale nie były bardzo słodkie. Siadając przed Triangle, zawsze jestem ciekaw, jak gramy tym razem (na taką ciekawość od dawna nie ma szans, gdy siadam przed Dynaudio). Coraz częściej jednak ciekawość idzie w parze z podejrzeniem, że gramy w przybliżeniu normalnie - czyli tak, jak lubię.
Z dodatkiem firmowej swady, trochę pikantnie, trochę pieprznie... ale już bez przesady, a zwłaszcza bez wyraźnego eksponowania wysokich tonów, specyficznego dla dawnych Triangli, które można było odczytywać jako ekscentryczność albo schlebianie popularnym gustom (pierwiastek podobieństwa do naszych Altusów).
Niektórzy odczytywali to, w ślad za konstruktorem, jako przejaw naturalności - naturalności z odrobiną szaleństwa. Ci niektórzy nie byli jednak na tyle liczni, aby utrwalić taki schemat brzmienia, a firma wchodząc na kolejne rynki, postanowiła je "znormalizować". Wielbiciele dawnych Triangli powiedzą, że straciła charakter, że straciła jaja, ale ja bym sobie z charakterystyki jaj nie robił.
Jednak to, co niesie ze sobą Delta, przekracza wszelkie dotychczasowe doświadczenia z Triangle i moje oczekiwania - względem Triangli, ale nie względem dobrego dźwięku w ogóle. W porównaniu z Cabasse Iroise 3, brzmienie Triangle Signature Delta to wzór cnót, powagi, kultury, delikatności.
Czytałem recenzje, w których przedstawia się Delty jako grające przede wszystkim bardzo dynamicznie, żywo, kontrastowo, a nie do końca neutralnie. Ostatecznie, w skali bezwzględnej, to też prawda... Ale w taki sam sposób opisywano dawne Triangle, owijając w bawełnę ich radykalne skłonności do eksponowania skrajów pasma. Zatem używanie dzisiaj takich samych eufemizmów w stosunku do znacznie subtelniejszych zjawisk jest o tyle niesprawiedliwe, o ile wprowadzające w błąd.
Wystarczy właśnie konfrontacja z Cabasse, aby natychmiast, na dowolnym nagraniu usłyszeć, jakie kto ma priorytety. Wszystko jest kwestią układu odniesienia, ale jestem przekonany, że nie tylko na tle Cabasse brzmienie Triangle Signature Delta może być odebrane jako bardzo "porządne". O rozjaśnieniu w ogóle nie ma mowy.
W pierwszym wrażeniu byłem wręcz zadziwiony stopniem utemperowania wysokich tonów - to już nie jest kompromis między dawnym, firmowym brzmieniem, a profilem spokojnego, neutralnego prowadzenia góry pasma, znanego np. z Dynaudio czy ProAca, to już jest właśnie takie granie - jeszcze pół kroku w tył, a mielibyśmy jakieś staroangielskie klimaty, przynajmniej w zakresie wysokich tonów...
Wciąż słychać dźwięczność, blask, selektywność, a nawet odrobinę metaliczności, wnoszonej przez tubowy wysokotonowy, lecz dawka niepotrzebnych dodatków jest zupełnie minimalna, a poziom dobrany tak, aby nawet do głowy nikomu nie przyszło, że góry mogłoby być jednak trochę mniej. Dla mnie - jest akurat.
Obudowa Delty ma boki wygięte jeszcze bardziej, niż Iroise 3, lekko zaobloną górną ściankę i zwieńczenie "aerodynamicznym" garbem za głośnikiem wysokotonowym. Biały kolor staje się coraz modniejszy i dobrze tu pasuje, pomagając uzyskać efekt bardziej subtelny.
I tutaj oczywiście (dla mnie oczywiście) przypomniała mi się moja przygoda z Cello. To model z wyższej serii Magellan, który usłyszałem pięć lat temu, i musiałem go mieć (przynajmniej na jakiś czas... bo już go nie mam). I to nie dlatego, że jego brzmienie było aż spełnieniem marzeń, lecz było odkryciem - właśnie połączenia firmowej zadziorności, kapitalnego basu, aktywnej góry z niezłą harmonią, a także - i to była nowość - plastyczną, wyrazistą średnicą.
Musiałem jednak wtrącić swoje trzy grosze i odrobinę przytłumić wysokie tony - o decybel albo półtora. Miałem z ich słuchania dużo frajdy, a nie audiofilskiego deliberowania, a teraz... bardzo podobną charakterystykę łapię z Delty - i w nich absolutnie niczego bym już nie ruszał. Kolumny prawie dwa razy tańsze od Cello, a grają jak... poprawione Cello. Może gdyby jedne i drugie postawić obok siebie, to Cello wykazałyby się jakimiś przewagami, a może nie...
Średnica z kolumn Triangle Signature Delta podoba mi się nawet jeszcze bardziej; nie jest tak dynamiczna i żywa, ale ustawiona jest idealnie i ma wyśmienite wybrzmienie, oddaje wszystkie niuanse wokali w sposób odpowiednio subtelny i charyzmatyczny. Właśnie wokale mnie powaliły - są tak znajome, tak przyjazne, tak naturalne, że wydają Deltom certyfikat wierności i wyrafinowania. Głosy są pełne, nasycone, ale wcale niedominujące, czyste, ale nieprzenikliwe, bliskie, ale nienapastliwe, nawet niewypychane. Pojawiają się dokładnie tam, gdzie powinny i są tam doskonale czytelne.
Środek jest płynnie rozciągnięty w kierunku basu; dobrze nim podparty, lecz niezachmurzony. Na basie rządzi dynamika, niesprowadzona tylko do konturów - w nisko rozciągniętym pasmie dzieje się bardzo dużo, będą i niskie pomruki, i szybkie uderzenia, ale wszystko ma też znamiona masywności. Dojrzałe, zaawansowane brzmienie bez tanich fajerwerków.
Tubowe smaczki
Tubowe przetworniki wysokotonowe stosowane są przez Triangle od samego początku; nie jest to również coś wyjątkowego dla francuskiej techniki głośnikowej, wielu tamtejszych producentów instaluje wysokotonowe tubowe lub w jakimś stopniu pokrewne tubowym, jak np. Cabasse.
Relatywnie rzadziej (w porównaniu z kolumnami z innych krajów) stosowane są konwencjonalne kopułki (w tej grupie francuskich firm taka się nie pojawiła, a nawet gdyby wystąpił jeszcze Focal… to kopułka byłaby wklęsła).
Francuskie upodobanie do tubek może mieć związek zarówno z preferowanym charakterem brzmienia, jak i staraniem o uzyskanie wysokiej efektywności, bowiem z Francji pochodzi również wielu producentów wzmacniaczy lampowych.
Jednak u dużych producentów narodowe rysy brzmieniowe powoli się zacierają, ponieważ wypływając na szerokie wody, muszą oni, przynajmniej częściowo, dostosować swoje produkty do gustów światowej, a nie lokalnej publiczności.
Coraz dokładniej zaprojektowane i wykonane wysokotonowe tuby Triangle, filtrowane są w sposób wpisujący się w dobrą równowagę całej charakterystyki. Nie grają już tak głośno jak kiedyś, ale o wiele lepiej.
Widać i słychać to bardzo dobrze w ewolucji Triangle; podobne rezultaty można by osiągać już bez stosowania głośników tubowych, lecz z pomocą konwencjonalnych kopułek (z czym przedstawiciele Triangle na pewno by się nie zgodzili, ale napisałem "podobne", a nie "takie same").
Jednak błędem byłoby rozstawać się z tak utrwaloną w wizerunku, efektowną cechą konstrukcji. Jeżeli tubowy wysokotonowy można wkomponować w nowoczesne, uniwersalne brzmienie, to czemu nie? Współcześnie stosowane przez Triangle tubowe wysokotonowe grają zdecydowanie lepiej i są wyraźnie inaczej aplikowane, niż te sprzed dwudziestu lat.
Intrygująca ciekawostka z historii. Wszyscy pamiętamy Altusy, które również były wyposażone w tubowe wysokotonowe. W połowie lat 80. produkowane były jednak przez Tonsil dwie linie bardzo podobnych konstrukcji – właśnie Altusy (trzy modele – 75, 110 i 140) oraz kolumny znacznie mniej znane, o analogicznej konstrukcji, lecz z kopułkowym wysokotonowym i z o wiele lepiej wyrównaną charakterystyką, nazwane Dynamic Speaker. Podobno Altusy były produkowane eksport do Niemiec, a Dynamic Speakery… do Francji! Dziwne... Następcami Altusów były Altony, a następcami Dynamic Speakerów – Mildtony.
Andrzej Kisiel