Odsłuch
High-endowy sprzęt w ogólności, a kolumny w szczególności, to dla nas rzecz zwyczajna, zawodowo oswojona.
Nie zadzieramy nosa, mając do takich produktów dostęp łatwiejszy niż przeciętny audiofil, chociaż i to nie jest takie oczywiste - dzisiaj w całej Polsce pełno jest miejsc, w których można posłuchać sprzętu najwyższej klasy, niemalże wchodząc "z ulicy", i samemu ocenić - nawet jeżeli nie wszystkie interesujące nas modele, to przynajmniej niektóre - i wyrobić sobie własne zdanie, jaka jest nasza indywidualna wrażliwość na uroki high-endu, czy wyraźnie słyszymy różnicę między sprzętem za tysięcy kilka, kilkadziesiąt i kilkaset, czy tylko się nam wydaje, czy... odważnie (chociaż pochopnie) stwierdzamy, że to naciągana sprawa i drenowanie kieszeni najbogatszych klientów, a przy okazji wpuszczanie w kompleksy pozostałych.
Po setkach spotkań i odsłuchów high-endowych "klocków" wiem swoje, ale prędzej powiedziałbym: wiem, że nic nie wiem, niż że wiem wszystko. Nie ma jednej prostej odpowiedzi.
Problem trzeba by obserwować i analizować na wielu płaszczyznach, w wielu kontekstach, a o końcowym rezultacie, w konkretnym przypadku, decyduje w dużej mierze... przypadek. Przypadek rozumiany jako zbieg pewnych nieprzewidzianych i do końca nierozpoznanych czynników (np. akustyka pomieszczenia, albo nawet nasz nastrój danego dnia) i przypadek rozumiany jako konkretne urządzenie - generalnie udane, wartościowe, wspinające się na wyżyny albo wdzierające się do high-endu i w obszar naszych zainteresowań swoją zawyżoną ceną. Ale granica między mistrzostwem a uzurpacją też nie jest ostra.
Pieniądz może być prawdziwy lub fałszywy, lecz high-end nie daje się podporządkować żelaznej logice prawdy i fałszu. Dochodzi jeszcze przecież kwestia subiektywnej oceny, a więc przypadek konkretnego odbiorcy - dla jednego coś będzie super, a dla innego już nie. Im dalej w high-endowy las, tym więcej drzew. Nie jesteśmy w nim jednak skazani na całkowitą ślepotę i głuchotę.
Co usłyszymy, to nasze. Do odsłuchuSonus faber Lilium siadałem, jak zwykle, podszyty obawami: co usłyszę, i dlaczego, i dlaczego nie usłyszę tego, co mógłbym usłyszeć, gdyby... Tak też myślałby Stirlitz, więc Strilitz, nie myślcie tyle, tylko zapnijcie rozporek.
Czyli - trzeba posłuchać i uznać to, co usłyszymy, za prawdziwe. Innego (konstruktywnego) wyjścia nie ma. A wtedy moje wątpliwości rozwiały się jak mgła i nagroda za pokorne podejście do tematu była natychmiastowa.
W ciągu półrocza poprzedzającego ten test, opisywałem wyjątkowo dużo kolumn w cenach bliskich 100 000 zł i trochę się obawiałem, że ponad dwa razy droższe Sonusy zagrają... generalnie na podobnym poziomie.
Takie sytuacje wcale nie są w high- -endzie rzadkością. Jednak to, co przedstawił Sonus, było najpiękniejsze - i zanim przejdę do analizy elementarnych cech brzmienia wedle audiofilskiej nomenklatury, sposobu i stylu, powtórzę i podkreślę - to było piękne.
I nie jest to przejaw mojej egzaltacji, ale spokojny, przemyślany wybór jednego słowa, które najlepiej pasuje do tej sytuacji. Oczywiście, nie daje ono odpowiedzi na wiele pytań, jednak wyjaśnia, dlaczego Sonus faber Lilium mają prawo kosztować tyle, ile kosztują.
Znam recenzję z bardzo znamienitego miesięcznika, w której napisano, że Lilium nie wpisują się w profi l znany z Amati i Stradivari (kolumny jednak dwa razy tańsze).
W największym skrócie: te ostatnie mają grać subtelnie, a Lilium - potężnie. Zdecydowanie nie zgadzam się z tak zarysowaną alternatywą, nawet jeżeli z założenia ma być ona tylko przybliżeniem, to jest zwodnicza i prowadzi do grubego nieporozumienia.
Nie odmówię ani siły, ani gracji żadnej z tych trzech kolumn (a przy okazji również jeszcze większym Aidom, które też już testowaliśmy), jednak to, co mnie zaskoczyło i urzekło w Lilium, to właśnie wyjątkowa, jak na tak dużą i rozbudowaną konstrukcję, delikatność i zwinność.
Oczywiście nikt nie kupuje wielkich kolumn za ćwierć miliona para tylko po to, aby grały lekko i zwiewnie... Jasne, wspomniana delikatność jest połączona z bogatą substancją, muzyka ma do dyspozycji ogromne możliwości dynamiczne, bas sięga bardzo nisko i ostatecznie to wszystko, czego intuicyjnie spodziewamy się po dużych, high-endowych kolumnach - dostaniemy.
Wydaje się, a nawet jest pewne, że ta delikatność, zdolność do różnicowania, niuansowania, swobody i lekkości wcale nie jest antagonistyczna względem siły, masy, energii, jaką mamy do dyspozycji; wcale nie następuje tutaj cudowne połączenie, pogodzenie ognia i wody, nawet nie chodzi o symbiozę dwóch nurtów, lecz o kulminację doskonałych, obiektywnych parametrów, procentującą we wszystkich aspektach jakości dźwięku.
Niskie zniekształcenia wszelkiego rodzaju wyzwalają właśnie taką subtelność, zdolność do ukazania nie tyle "detalu", bo to określenie w tym kontekście wręcz zbyt ordynarne, co każdego składnika, pierwiastka, smaku, niemalże zapachu... Sonus faber Lilium otworzyły przestrzeń dosłownie i w przenośni, bo i scena jest rewelacyjna - głęboka, szeroka, a przede wszystkim przejrzysta.
Dlaczego nie potrafią tego wszystkie duże kolumny? Wcale nie przeszkadza im w tym ich wielkość, ale wciąż niedostatek prawdziwej dynamiki, czyli trudności z błyskawicznym i czystym przejściem przez różne poziomy, częstotliwości, skomplikowane dźwięki.
To, że mogą zagrać głośno, uderzyć, zagrzmieć, to nie to samo; nawet gdy mogą wytwarzać bardzo wysokie poziomy ciśnienia akustycznego, "po drodze" gubią barwę, kształty, niuanse. Jeżeli je zniekształcają - to tak, jakby je zgubiły...
Nie chodzi nam przecież o "ilość" informacji, ale o ich prawdziwość. Wywołać ostrość wysokich tonów to nic trudnego, jeżeli jeszcze do tego dołoży się wyeksponowanie charakterystyki w tym zakresie, to w ten sposób można symulować "analityczność". Dlaczego więc czasami wydaje się, że małe głośniki mają lepszą mikrodynamikę?
Bo wtedy mamy do czynienia z innymi proporcjami wszystkich aspektów, mniejsza jest skala dźwięku, często słabszy bas i detale łatwiej wychodzą na pierwszy plan, ale faktycznie wszystkiego jest mniej.
W kolumnach Sonus faber Lilium wszystkiego jest więcej: oczywiście bas, wielka scena, dynamiczny rozmach, możliwość nagłośnienia dużych pomieszczeń - to wszystko może zaimponować, ale z tym już się nieraz zetknąłem. Lilium stawia kropkę nad i, i tą kropką mnie fascynuje, to ta kropka określa owe piękno.
Imponują mi też, np. opisane w poprzednim numerze, Avantgarde Duo XD - potrafi ą w sumie wcale nie mniej (a kosztują dwa razy mniej), jednak grają zupełnie inaczej. Nie spierałbym się z nikim, kto by powiedział, że Avantgarde grają pięknie, nawet bym się ucieszył, że w ten sposób podziela moje uznanie dla tych kolumn, ale sam bym tak tego nie ujął...
Avantgarde grają zarąbiście, a pięknie to grają Lilium. Przyzwyczailiśmy się jednak do komplementowania sprzętu i dźwięku za wyraźne kontury, szybkość, artykulację, nawet za twardy bas, zostawiając miękkości i zaokrąglenia amatorom o mniej wyrobionym guście; "profesjonalny" audiofil ceni przede wszystkim dokładność, a dokładność to rysunek, a rysunek to... byle nie ostrość.
Można się w tym pogubić, z niczym nie należy przesadzać, ale Lilium wskazują, że dźwięk prawdziwy może też być przyjemny, wcale nie musi oznaczać poprzeczki zbyt wysoko ustawionej przed samym słuchaczem. Sonus faber Lilium grają wybornie i komfortowo, cały czas byłem pod wrażeniem bogactwa, naturalności, zróżnicowania, a jednocześnie łagodności, płynności i kultury każdego dźwięku.
Lilium potrafi ą zagrzmieć, zatrząść, ale takie efekty i emocje trzymają w zakresie niskotonowym (gdzie jednak też wcale nie przesadzają). W zakresie średniotonowym nie szarpią i nie iskrzą, ale też nie są szare i matowe; Lilium wysokich tonów nie żałują, mają ich więcej niż Amati czy Stradivari i z tej różnicy można by na siłę wyciągać wniosek, że starsze konstrukcje są bardziej "wytrawne"; tyle, że nic specjalnie korzystnego, w moim odbiorze, z tego dla nich nie wynika...
Czystość i wyrafinowanie wysokich tonów z Lilium pozwala, wręcz skłania do tego, aby odrobinę je wyeksponować, bez zagrożenia rozjaśnieniem, za to z uzyskaniem świeżości i oddechu; do przejaskrawienia czegokolwiek daleka droga - to dźwięk wciąż tonalnie spokojny, świetnie zrównoważony, ale już swobodny i "napowietrzony".
Spójność i plastyczność też jest frapująca - i tutaj trzeba przyznać, że małe konstrukcje mają łatwiejsze zadanie; po pierwsze, mniej jest potencjalnych problemów z częstotliwościami podziału; po drugie, wszystkie przetworniki są skupione bliżej siebie.
A Lilium to kombajn; uzyskanie takiej koherencji to odrębny wyczyn projektanta, chociaż składa się on z innymi zaletami na brzmienie nie tylko ekscytujące, ale i zupełnie... bezproblemowe; a to może komplement jeszcze większy niż "piękno", bo problemy towarzyszą nam wszędzie, a w high-endzie szczególnie.
Im lepsze kolumny, tym więcej wrażeń, emocji, podziwu... i zwykle również "ale". Znajdziemy jakieś "ale" w brzmieniu Lilium? Na pewno, lecz trzeba się bardzo postarać i pokombinować. Skoro grają delikatnie, to nie grają brutalnie.
Nawet operując dużą dynamiką, pokazując zdrowy bas, pracując na solidnych fundamentach, ale łącząc to z ujmującą plastycznością i swoistą "koronkową robotą" w zakresie wysokotonowym, Lilium nie potrafi ą być drapieżne ani przytłaczające, ani ostre.
Każde nagranie w jakimś stopniu oswajają, redukując ewentualny prymitywizm, wzbogacając i uszlachetniając. Hm... chociaż można to tak interpretować, to taka perspektywa jest "odwrócona" - Lilium niczego przecież nie tłumią, grają równo, czysto, precyzyjnie, a że "przy okazji" miękko i gładko?
To właśnie argument za, a nie przeciw, dowód ich obiektywnie bardzo niskich podbarwień. Lilium mają płynny, nasycony dolny środek, bezpiecznie połączony z basem, lecz nie będą nim grzały i ryczały, wokale nie będą dodatkowo "zmaskulinizowane", instrumenty nie będą dociążane i powiększane.
Drugie "ale" jest już prostym faktem - scena jest budowana dość wysoko (w związku z pozycją sekcji średnio-wysokotonowej), co jedni lubią, inni nie. Najlepszym sposobem na to jest odsunięcie się od kolumn na większą odległość, co chyba było przewidywane przy ich projektowaniu - nie są to przecież kolumny do małych pomieszczeń (więcej o różnicach pomiędzy charakterystykami uzyskiwanymi na różnych wysokościach - w dziale Laboratorium).
Kończę bez egzaltacji, wszystko już przecież wyjaśniłem.
Andrzej Kisiel