Brzmienie
System Cabasse Baltic Evolution II + Santorin 30 jest niezwykły i... nie tani. I jakby nie zgrał, taki pozostanie - wymyślny i kosztowny. Nie spodziewałem się, patrząc i podziwiając jego technikę, wykonanie i design (głównie satelitów), że zabrzmi tak, iż będę mógł zachwycony napisać (a może nawet naprawdę tak pomyślę... he he): "Za taką cenę nic podobnie grającego nie kupicie! Taniocha!". I nie napiszę, chociaż faktycznie nic podobnie grającego nie kupicie... niezależnie od ceny, i to w znaczeniu bardziej szczególnym niż sens stwierdzenia, że każdy głośnik gra inaczej.
System Cabasse Baltic II Evolution + Santorin 30 gra w taki sposób, że jeżeli jego brzmienie trafikogoś prosto między uszy, to trudno będzie mu znaleźć coś, co odtworzy choćby połowę tego specjalnego przedstawienia.
"Specjalne" nie oznacza dziwaczne, pokręcone i dalekie od tego, czego się spodziewamy najogólniej po dźwięku z najwyższej półki. Dziwny jest ten świat... świat, w którym brzmienia mające zbliżać się do ideału naturalności wciąż różnią się między sobą nie mniej, ale znacznie bardziej niż brzmienia głośników niskobudżetowych.
Może więc wcale nie zbliżają się do jednego punktu, lecz w takim razie dokąd biegną, skoro wyraźnie słyszymy, że jest lepiej, o wiele lepiej, niż z taniego sprzętu?
Tu nie ma prostej autosugestii, odbioru przez pryzmat ceny, rutyny i oportunizmu... Cabasse Baltic II Evolution + Santorin 30 może zafascynować nawet konesera, a tanie kolumny - co najwyżej początkujących. Zacznijmy od samych Baltików.
Kule wyglądają tak efektownie i są przy tym na tyle szerokopasmowe, że kusiło mnie, aby spróbować ich brzmienia bez pomocy subwoofera - pomyślałem, iż wielu klientów może mieć podobne plany...
Rezultat jest w sumie lepszy, niż można by się spodziewać na podstawie racjonalnych przesłanek, choć hurraoptymistyczne prognozy się nie spełnią - same kule po prostu nie mają niskiego basu, pod względem rozciągnięcia lepiej sprawują się niektóre wysokiej klasy konstrukcje podstawkowe, a kolumny wolnostojące... w zasadzie bez względu na cenę swobodnie przekraczają granicę, przed którą zatrzymują się Baltiki.
To nie są zarzuty, ale potwierdzenie deklarowanego przez producenta stanu rzeczy i pogrzebanie niepotrzebnych nadziei, że wspaniała technologia i cena uczyniły jednak jakieś basowe cuda, z których nikt wcześniej nie zdawał sobie sprawy, a dopiero Audio ten skarb odkopało.
Baltic nie gra jednak jak "zwykły" podstawkowiec. Przy braku najniższych częstotliwości, wyższy podzakres basu demonstruje niepospolitą dynamikę i autorytet (wciąż w porównaniu z konstrukcjami podstawkowymi), tak że można poddać się wrażeniu dźwięku mocnego, pełnego, na pewno nierozjaśnionego i kulejącego.
Duży wpływ na taki efekt ma naprawdę rewelacyjna kondycja tzw. "niższego środka" - i tutaj Baltic wygrywa z wieloma dużymi kolumnami mającymi pełny bas, ale na skutek nierozwiązania różnych możliwych problemów akustycznych niezapewniającymi adekwatnie nasyconego przejścia do częstotliwości średnich.
Może częściowo przez zmianę proporcji, dzięki uwolnieniu od zawsze trochę mulącego niskiego basu, Cabasse Baltic Evolition II wydobywają na pierwszy plan ten właśnie, często zaniedbany, zakres, ale nie tylko dlatego - jest przecież wiele głośników bez niskiego basu, które wcale nie dają w zamian niczego podobnego, i o ile jeszcze zaatakują wyższym basem, to niski środek mają znowu cienki - to według mnie podzakres najtrudniejszy do odtworzenia, narażony albo na osłabienie, albo na zdudnienie i zamglenie.
Przy tym Baltiki wcale nie robią z tego zakresu dominanty, wcale nie przesuwają w cień wyższego środka - w gruncie rzeczy cała średnica jest nasycona, lecz nie ciepła - wyrazista, krzepka, kreatywna, bardzo energetyczna, obsługująca wokale nie gęstą pulpą, lecz konturami, podkreśloną artykulacją, która - i tu jest sedno sprawy - nie sprowadza się do podkreślania wyższych harmonicznych, do przejaskrawiania, lecz wypływa w bardzo szerokim planie, poczynając w zasadzie już z wyższego basu, a kończąc na... wysokich tonach.
Pora wreszcie położyć na stół kolejną mocną kartę - brzmienie Cabasse Baltic Evolition II jest niesamowicie spójne, czego niby można się było spodziewać po układzie koncentrycznym, chociaż intuicja mogłaby nas zawieść - nie jest przecież żadnym "problemem" tak (źle) zestroić układ koncentryczny, żeby pasmo było niezrównoważone i pojawiały się w nim osłabienia, a koniec końców dźwięk był "rozszarpany".
Koherencja, koncentracja energii jest ważnym motywem brzmienia Baltików. Wysokie tony nie fruwają wokół, akustyczna atmosfera nie jest lekka, zwiewna i rześka, jednak swoboda i przestrzeń jest i tak wyśmienita, tworzona innymi środkami - dominują precyzyjnie ustawione, wyraźne pozorne źródła, mające zarówno siłę, jak i plastyczność, odrębność i płynność, naturalne przenikanie na dalszych planach.
Dźwięk nie jest nadmiernie sklejony, ale też nie cierpi na poszatkowanie, duże instrumenty brzmią poważnie, czasami obficie, lecz nigdy tłusto. Wysokie tony raczej nas nie głaszczą, nie umizgują się słodkim drobiazgiem, nie powlekają wszystkiego aksamitnością, trzymają się konkretu, przy czym wcale nie gubią detalu, tyle że go nie rozpieszczają kosztem podstawowych informacji.
Tym sposobem góra pasma jest po prostu kontynuacją średnicy, nie jest wyizolowana ani wyeksponowana. Nie sądzę, aby można było się zachwycać jej specjalną rolą i niezwykłym polotem, tym samym nie można jej zarzucić grzechu pychy i błędów złej interpretacji.
Nie pasują do niej pochwały za wyrafinowanie i finezję, natomiast porządek, zróżnicowanie, mikrodynamika, uniwersalność, a przede wszystkim proporcjonalność w ramach całego pasma są bezdyskusyjne.
Nie ma tu nic do poprawienia, do przestrojenia - takie brzmienie jest kompletne... prawie kompletne, bo przecież pozostajemy przy brzmieniu samych Balticów, bez subwoofera. Jego podłączenie otwiera nowy rozdział w tej historii, chociaż nie trzeba pisać od nowa wszystkiego, co wiemy już na temat samych Balticów.
Owszem, nasz słuch trochę kaprysi, trochę nas zwodzi i niby proste dodanie niskiego basu wprowadza pewne zamieszanie oraz zmianę percepcji zakresu średnio-wysokotonowego - chociaż faktycznie nic się w nim nie rusza...
Pozycjonowane pozornych źródeł nie traci stabilności i precyzji, spójność wciąż jest spoiwem autorytetu oraz naturalności, średnica nie traci swojej mocy i żywości, jednak wejście do gry subwoofera trochę brzmienie... łagodzi.
Atak wciąż potrafibyć piorunujący, próby z najdynamiczniejszymi fragmentami system zjada jak ciastko z kremem, w sumie dodanie niskiego basu tworzy większą potęgę - ale trochę kosztem wcześniej fascynującej wyrazistości i ostrości rysunku (nie barwy!).
Agresywność kojarzy się zwykle z rozjaśnieniem, czyli wyeksponowaną górą, z czym nie mamy tu do czynienia, jest za to impulsywność, bliskość pierwszego planu.
Tyle że atak samych Balticów jest trochę ponadnaturalny i wynika po części właśnie z wycofania basu; większy udział niskich częstotliwości, jakkolwiek dynamicznych i dobrze kontrolowanych, zawsze zaokrągli i ociepli brzmienie, bo "ogon" wybrzmienia basu, bez względu na okoliczności (typ głośnika, rodzaj obudowy, akustyka pomieszczenia) jest dłuższy niż częstotliwości średnich oraz wysokich i musi brzmienie trochę spowolnić, a właściwie przywrócić mu naturalność i znane, oswojone przez słuch, proporcje.
W przypadku systemu Cabasse Baltic Evolution II + Santorin 30, nawet idące tą drogą częściowe osłabienie dynamicznego charakteru Balticów nadal pozostawia brzmienie ponadprzeciętnie wyrazistym i bardzo bezpośrednim.
Wiele zależy od wyregulowania basu, bo można przecież tak nim przywalić w wyższym podzakresie albo podnieść poziom samych najniższych rejestrów, że wszystko utonie w basowej nawałnicy; można też postąpić bardzo ostrożnie, dodając basu mało, niewiele zmieniając profil znany już z Balticów; w takiej sytuacji trudno mówić o ustalonym, konkretnym brzmieniu.
Możliwość i konieczność regulacji subwoofera jest dla użytkownika wyzwaniem i kłopotem z jednej strony, a z drugiej - daje okazję do ustalenia subiektywnie optymalnego - w danych warunkach - brzmienia basu, a w zgodzie z tym, co napisałem wcześniej, znacznie więcej niż samego basu; dla recenzenta jest to jednak tylko kłopot i sytuacja bez dobrego wyjścia - trzeba arbitralnie wybrać jakieś ustawienie, uznane samemu za najlepsze (w danych warunkach...) i relacjonować rezultaty, które gdzie indziej nie zostaną powtórzone.
Możemy więc mówić o takim brzmieniu tylko w ogólnym zarysie, chociaż pewne fakty też się da ustalić. Po pierwsze, możliwości natężeniowe Santorini są z grubsza odpowiednie do potencjału Baltików. Cały system mógł grać bardzo głośno i wciąż czysto, dynamicznie, trójwymiarowo.
Po drugie, bas Santorin schodzi tak nisko, że trudno na podstawie odsłuchu wyznaczyć jakąś granicę. Słychać to, co chce się usłyszeć, czego się spodziewamy ze znanych już nagrań; nie pojawiają się nieznane wcześniej pomruki i stricte subsoniczne drgawki.
Dalej - subwoofer Cabasse Santorin 30 ma tak szeroki zakres regulacji, że nie ma problemu z ustawieniem filtrowania właściwego dla współpracy z Baltikami. Wciąż w ramach dobrej integracji możemy wybrać brzmienie albo nieco mocniejsze, z podkreślonym średnim basem (tak było przy ustawieniu rekomendowanych przez instrukcję 80 Hz), albo delikatniejsze i bardziej miękkie, z wyeksponowanym skrajem pasma (na "liczniku" 60 Hz). Tak czy inaczej, pojawia się dźwięk niezwykle jędrny, chętnie pulsujący i wibrujący, bez kluchy i misiowatości.
Nie wiem, czy Santorin 30 tak udanie podąża tropem charakteru Baltików, czy one same wciąż potrafią swoim mocnym charakterem determinować końcowy rezultat, ale za cenę tylko niewielkiego - i być może słusznego - wyhamowania ich impetu, a bez uszczerbku dla spójności, razem z Santorin 30 powstaje system o brzmieniu imponującym, rozciągającym się od najniższego basu, z dynamiką robiącą wrażenie niekoniecznie przy bardzo wysokich poziomach, z nadzwyczajną przestrzenią, budowaną na stabilnych i swobodnie rozplanowanych pozornych źródłach.
Trzeba jednak lubić (lub dopiero polubić...) jedną znamienną cechę Cabasse Baltic Evolution II - mocny, wysunięty przed linię głośników pierwszy plan z dźwiękami zdecydowanymi, przedstawianymi bez kurtuazji i owijania w bawełnę jakichkolwiek niedoskonałości samego nagrania.
Chociaż Baltiki nie eksponują samych wysokich tonów, to chropowatości są ujawniane bez pardonu; i właśnie zaciemnione, gorzkie brzmienia, pozbawione blasku i oddechu cierpią najbardziej, bo Baltic ich nie dosładza i nie naświetla, mówi tylko prosto w twarz całą prawdę o kondycji nagrania.
Kiedy jednak pojawiają się realizacje wysmakowane, w których nie zabrakło subtelnego detalu i oddechu, czasami nieco - z pozoru - grubiańskie brzmienie Baltików sprawdza się wyśmienicie, jakość nagrania zostaje uszanowana, zademonstrowana jest wysoka rozdzielczość i mikrodynamika, lecz nie następuje dalej idące "wydelikacanie" brzmienia, a raczej jego wzmocnienie, nadanie mu zdrowej soczystości i zwartości.
I gdy po usłyszeniu tego spojrzy się na system, trudno nie westchnąć, że to jeden z takich produktów, który po prostu chciałoby się mieć... żeby mieć, a nie żeby zaraz sprzedać. Nie tylko z powodu brzmienia, ale i nie tylko z powodu wyglądu.
Andrzej Kisiel