Testowaliśmy już większy model JBL LS80, zbudowany bardzo podobnie, więc niemal wszystko zostało już na ten temat napisane...lecz trzy lata, jakie minęły od tamtej prezentacji, uzasadniają przypomnienie tematu. I zapewniam, że nawet nie zajrzałem do tamtego opisu, aby nawet mimowolnie nie popełnić autoplagiatu.
Nowoczesna polityka firm głośnikowych, które oferują szeroki zakres cen, polega na takim żonglowaniu technologiami, aby w tańszych produktach lokować rozwiązania tańsze, mające też coś wspólnego z droższymi; aby tańsze tworzyły choćby pozory zaawansowania i zachęcały do znacznie droższych modeli, a droższe udowadniały swoją przewagę bezkompromisowym podejściem do realizacji firmowych koncepcji.
Estrada i studio
Głównym polem działania JBL-a są jednak profesjonalne systemy nagłośnieniowe, estrada i studio, a tam najlepiej sprawdzają się niekoniecznie te same techniki, co w sprzęcie domowym.
JBL stara się utrzymać jakiś wspólny mianownik, a nie jest to łatwe. Łatwo zauważalnym, wyróżniającym, lecz i kontrowersyjnym elementem, który może połączyć obydwie sfery, jest głośnik tubowy - niemal obowiązkowy w instalacjach nagłośnieniowych, rzadko spotykany w kolumnach domowych. Głośnik tubowy - to jeszcze pojęcie nieprecyzyjne, w praktyce oznaczać może wiele różnych rzeczy...
Mamy przecież do czynienia z wielodrożnymi zespołami głośnikowymi, a w nich z przetwornikami (głośnikami) niskotonowymi, średniotonowymi i wysokotonowymi.
Można ograniczyć się do tubowego głośnika wysokotonowego - jak to robi Triangle - co jest "programem minimum" i wystarcza, aby tylko trochę wyróżnić się w tłumie (kopułek), z kolei zbudowanie tubowej obudowy niskotonowej jest pomysłem szalonym (makabryczna wielkość!) nawet w przypadku najambitniejszych hi-endowych konstrukcji domowych (chociaż szaleństwo to udało się zaobserwować tu i ówdzie - np. subwoofery Avantgarde), i JBL tak daleko się nie posuwa, nawet w swoich referencyjnych projektach, które i tak są potężne (Everest, K2).
Pozostał nam więc zakres średnich tonów...i tutaj zapadnie kluczowa decyzja - czy kolumna będzie miała konwencjonalny średniotonowy i pozostanie tylko "zwykłą" kolumną, czy średniotonowy będzie tubowy, ze wszystkimi związanymi z tym konsekwencjami brzmieniowymi ...i kolumna stanie się wyjątkowa, a w przypadku JBL-a osiągnie sugestywną firmową identyfikację.
Modele tańszych serii ES i Northridge, a od niedawna także Studio, nie mają tubowego średniotonowego - dobra średniotonowa tuba jest: po pierwsze - zbyt droga, a po drugie - duża, a w związku z tym wizualnie zbyt agresywna, aby pojawić się w kolumnach mających zdobyć szeroką popularność.
Kilka lat wcześniej występowała w konstrukcjach serii Array, ale to z kolei propozycje w cenach daleko powyżej 10 000 zł. Inaczej mówiąc, odważni i świadomi firmowych specjalizacji, ale nie bardzo zamożni audiofile nie mieli szansy kupić "prawdziwego", a więc średniotonowo utubionego JBL-a. I wreszcie wprowadzono serię LS z tubami wyglądającymi na średniotonowe...
W serii LS znajdują się trzy modele pełnozakresowych kolumn - podstawkowe (ale dość duże w tej kategorii) LS40 i dwie konstrukcje wolnostojące - JBL LS60 i LS80; wszystkie mają taki sam zespół tub, różnią się głośnikami niskotonowymi - LS40 mają jedną 18-tkę, LS60 - dwie, a LS80 - dwie 20-tki.
Duża tuba JBL-a
Układ JBL LS60, podobnie jak LS80, nie jest jednak pospolicie trójdrożny...Głośnik tubowy dyktuje specjalne reguły gry. Nawet tak duża tuba, o szerokości wylotu prawie 20 cm, nie jest w stanie przetwarzać pełnego zakresu średnich częstotliwości.
Czy w ogóle można mówić, że to tuba średniotonowa, jeżeli działa (według podawanej przez producenta częstotliwości podziału) dopiero od 2 kHz? To już okolice, w których zaczynają pracować...wysokotonowe kopułki!
Faktycznie duża tuba jest tu więc głośnikiem wysokotonowym, natomiast mała tubka, znajdująca się powyżej - superwysokotonowym, co wcale nie znaczy, że zajmuje się wyłącznie ultradźwiękami. Każda tuba zawęża przetwarzane pasmo (w stosunku do typowego głośnika).
Tuba, którą tu początkowo podejrzewaliśmy o specjalizację średniotonową, ma w środku relatywnie duży driver (50 mm), duży wylot a także profil według firmowego firmowego patentu bi-radial i nie potrafi z dobrą charakterystyką "dociągnąć" do 20 kHz.
Dlatego najwyższą oktawą (według danych firmowych od 8 kHz, filtrowanie 24 dB/okt, podobnie jak przy 2 kHz) zajmuje się kolejny, mały przetwornik, który zresztą nie ma już typowej tubowej konstrukcji, a jest produktem "tubopodobnym", ma jedynie krótki tubowy profil ("horn-loaded") przed 19-mm pierścieniową mylarową membraną.
Jak duża tuba byłaby potrzebna do przetwarzania średnich tonów? Nie wiem, od jakiej częstotliwości pracuje, ale w Everestach bi-radial ma szerokość...ponadmetrową! W Avangarde’ach okrągłe tuby średniotonowe mają średnicę ponad pół metra. No tak, teraz już jasne, dlaczego nie widzimy dookoła tub średniotonowych.
Skoro duża tuba kolumny JBL LS60 przetwarza dopiero od 2 kHz, to który głośnik przetwarza prawie cały zakres częstotliwości średnich? Górna z dwóch 18-tek (tak jak górna 20-tka w modelu LS80), nie będąca przecież głośnikiem średniotonowym, ale nisko-średniotonowym, podczas gdy dolna 18-tka jest filtrowania niżej (od 400 Hz, filtrem 6 dB/okt.). Sposób zgrania i częstotliwości podziału dwóch 18-tek wskazuje, że pracują one jak w układzie dwuipółdrożnym.
Ponieważ powyżej 2 kHz sprawa nie kończy się na jednym głośniku wysokotonowym (bo włącza się jeszcze superwysokotonowy), więc w sumie mamy układ aż trzyipółdrożny - mimo że nie ma w nim drogi średniotonowej. Wraz z tandemem zupełnie innych przetworników wysokotonowych - kopułkowym i wstęgowym - bardzo podobnie wyglądają podziały w wielu konstrukcjach firmy Dali.
Zastosowanie tub w połączeniu z tradycją sprzętu nagłośnieniowego może się kojarzyć- i słusznie - z wysoką efektywnością. Jednak JBL LS60 wcale z tym parametrem nie szarżuje, podając w katalogu wręcz najniższy w tej grupie wynik - 87 dB (a Energy obiecuje 93,5 dB!!!).
Oczywiście wszystkie dane weryfikujemy naszymi pomiarami...nie chodzi więc o wybujałą efektywność, tym bardziej że w zakresie niskotonowym ogranicza ją (a w zasadzie czułość) wysoka impedancja. I na tę warto zwrócić uwagę, dlatego zaznaczam to również tutaj, a nie tylko w laboratorium - JBL LS60 są znamionowo 6-omowe w rzeczywistości, a nie tylko na papierze.
Wszystkie inne konstrukcje tego testu mają znacznie niżej położone minima impedancji; w związku z tym JBL LS60 jest najłatwiejszym obciążeniem, jakie można podłączać bez obaw do każdego amplitunera i wzmacniacza lampowego. Ale po co tu w takim razie tuba, która z pewnością musi być mocno tłumiona (w zwrotnicy), aby grała na równym poziomie z sekcją niskotonową?
Tuba zwykle zawęża charakterystyki kierunkowe, przez co zmniejsza udział odbić w całkowitej energii docierającej do słuchacza, a to podnosi precyzję lokalizacji pozornych źródeł dźwięku. Profil Bi-radial ma na celu utrzymać szerokie rozpraszanie w płaszczyźnie poziomej, a zawęzić je w pionowej.
Waga najcięższa
JBL LS60 - to nie najwyższe (tutaj prym wiodą Antale), ale najcięższe kolumny w tej grupie; są naprawdę bardzo solidne, a przy tym wykonane zgodnie ze swoją wysoką pozycją w ofercie JBL-a; boczne ścianki oklejono jedną z najdroższych oklein - oczywiście naturalną - hebanową, polakierowaną na wysoki połysk. Jest też wersja "piano black", no bo jak mogłoby jej nie być...
Ano mogło - pojawiła się dopiero rok temu i kosztuje tyle samo co hebanowa. Wolę zdecydowanie hebanową. Forma obudowy ma dużo drobnych zaokrągleń i ścięć, nie jest też prostopadłościanem - boczne ścianki lekko zbiegają się ku tyłowi.
W dolną ściankę można wkręcić kolce (lub coś podobnego...) - na wyposażeniu są małe zaokrąglone stożki i talerzyki. Trochę brakuje - choćby wizualnie - przynajmniej symbolicznego cokołu.
Odsłuch
Układ głośników JBL LS60, wcale nie aż tak egzotyczny, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało, został zestrojony z najwyższą starannością i powściągliwością, z profesjonalizmem firmy, która z jednej strony chce się pochwalić specjalną techniką, a z drugiej - trzyma się konwencjonalnego, dobrego schematu: brzmienia zrównoważonego, neutralnego, czystego.
JBL LS60, tak jak każdy głośnik, niesie ze sobą własną barwę (traktując to pojęcie najogólniej), ale jest ona dość zaskakująca - wcale nie kojarzy się z tubową natarczywością i podbarwieniami, jest ostrożna, raczej chłodna - ale jest to chłód czystości, a nie rozjaśnienia.
Boję się napisać, że barwa jest "sucha", bo wielu odbierze to jako wadę, lecz są też tacy - i ja do nich należę - którzy cenią sobie takie uspokojenie. Nie ma tu koloryzowania i podgrzewania, które z jednej strony dodawałoby witalności, z drugiej - nieustannie odciskało piętno i maskowało.
Wysokie tony nie sięgają jeszcze szczytów wyrafinowania, ale i tak są nadspodziewanie gładkie, selektywne i bezpieczne, nie wpadają w żadne świsty i gwizdy, a całe brzmienie nie miało dla mnie nawet podskórnej nerwowości, nie mówiąc o jawnej agresywności.
Tubowe właściwości słychać bardziej w sposobie obrazowania sceny, ale i w tej sferze nie dzieją się rzeczy dziwne i niebywałe; to tylko "trochę" inaczej, a nie - "zupełnie" inaczej.
Lokalizacje są bardziej precyzyjne, scena nie jest mgławicą, instrumenty i głosy pierwszego planu nie są jednak imponująco powiększane i przybliżane. Wszystko jest uporządkowane i unormowane, proporcjonalne, ale niestępione i niestłumione.
Chociaż w pierwszym wrażeniu, właśnie na skutek dobrego zrównoważenia tonalnego, spójności i ogólnej poprawności, brzmienie nie epatuje emocjami, subiektywną dynamiką, to ta jest w rzeczy samej świetna - i to w całej skali, poczynając od mikrodynamiki i rozdzielczości, która zrobi wrażenie już przy cichym słuchaniu. Trzeba tylko wiedzieć, czego słuchać...
W nagraniach, które mają zapisany taki plankton, doskonale pokazywane jest właśnie tło ze wszystkimi detalami, szmery, przydźwięki itp. - nie są one ani przykrywane i zatapiane przez główne wydarzenia, ani też wyostrzane i eksponowane, siedzą tam, gdzie powinny, na swoim miejscu w którymś tam rzędzie, mimo to są doskonale widoczne i autonomiczne. To połączenie klarowności i emocjonalnego spokoju tworzy swoisty "intelektualny" klimat spotkania z JBL LS60.
Jednak nie jest to klimat muzycznie jałowy, o ile nie żąda się od głośników czy całego systemu wielkiego zaangażowania w tworzenie, a nie tylko odtworzenia muzyki. Wiem, że tworzenie i odtworzenie są tu nierozerwalnie splecione, lecz chodzi o proporcje - więc JBL LS60 bardziej odtwarza niż tworzy.
Dla mnie specjalną atrakcją - chociaż to złe słowo, raczej specjalną umiejętnością - było pokazanie gry na basie; JBL LS60 świetnie łączy moc i nasycenie niskich rejestrów z klarownym, wyrównanym wybrzmieniem na górze, z harmonicznymi sięgającymi w zakres średnich tonów, płynnymi i naturalnymi.
Ten bas ma "klang", szarpnięcie i strukturę, a przede wszystkim naturalność, nie jest wcale przekonturowany ani utwardzony. Jest bardzo "akustyczny", nawet z gitary elektrycznej, "analogowy", ale nie dam się skusić na słowo "lampowy"...o nie - to soczyste i czyste, szybkie i dynamiczne granie - również z wcale niemocarnym Arcamem Solo Neo.
JBL LS60 to nie są kolumny dla poszukujących silnych wrażeń, gorących średnic i przestrzennej wielkiej improwizacji. Mają brzmienie bardzo zrównoważone i dokładne, a dynamika...jest wyśmienita, tyle że nie polega tu na robieniu hałasu.
Andrzej Kisiel