Występują między nimi pewne różnice. Zresztą LS3/5A produkowane w latach 70., 80. i 90. również trochę się zmieniały. Jest też niemała grupa konstrukcji innych firm, które wykorzystują sławę LS3/5A w nieco inny sposób – ich monitorki są znacznie tańsze, ale poza wielkością i proporcjami głośników mają niewiele wspólnego z "prawdziwymi" LS3/5A.
Projektantem LS3/5A byli inżynierowie BBC. Ciekawym momentem we wczesnej historii LS3/5A jest uzyskanie w 1977 roku licencji przez firmę Harbeth, założoną przez Dudleya Harwooda, kilka lat wcześniej głównego projektanta LS3/5A w BBC. A kto był największym producentem LS3/5A? Większość odpowie, że KEF…
I ja do niedawna bym tak odpowiedział, bowiem skojarzenie jest bardzo silne i ma swoje uzasadnienie. Ale najwięcej kompletnych Musical Fidelity LS3/5A wyprodukował Rogers (50 000 par), a KEF… tylko 4000, pozostając w tyle za większością firm zaangażowanych w LS3/5A. O ile produkcja LS/5A wystartowała u innych licencjonowanych firm w 1975 roku, o tyle KEF otrzymał licencję dopiero w 1993 roku!
Ale… KEF przez cały ten czas był monopolistą w wytwarzaniu samych przetworników; dostarczał je innym firmom tylko "składającym" LS3/5A, i kiedy pod koniec lat 90. ubiegłego wieku KEF zakończył produkcję B110 i T27, wszyscy mieli kłopot.
Aż 10 lat temu firma Falcon Acoustics ogłosiła, iż jest w stanie produkować dawne B110 i T27, a także kompletne Musical Fidelity LS3/5A, na co dostała świeżą licencję od BBC. To inicjatywa Malcolma Jonesa, który pracował w KEF-ie do 1974 roku, a więc kiedy kończone były specyfikacje BBC dla LS3/5A, i to właśnie on, kilka lat wcześniej był odpowiedzialny w KEF-ie za opracowanie przetworników B110 i T27.
Nie były to więc wówczas przetworniki przygotowane specjalnie do LS3/5A, lecz do wielu innych konstrukcji KEF-a, a BBC po prostu wybrało je do swojego projektu. Na tym etapie było zresztą małe zamieszanie, bowiem tuż przed wprowadzeniem LS3/5A do produkcji, KEF "coś" zmienił w technologii i charakterystykach obydwu przetworników, i trzeba było przerabiać zwrotnicę…
Inny pikantny moment to połowa lat 80., kiedy okazało się, że charakterystyki przetworników, zwłaszcza B110, zaczęły się "rozjeżdżać" do tego stopnia, że podbicie przy 1–1,5 kHz bywało o 6 dB wyższe niż powinno…
Czytaj również: Co to jest obudowa band-pass?
Aby poprawić stałość parametrów, zmieniono materiał zawieszenia, zmodyfikowano również zwrotnicę, ale mimo to każda musiała być indywidualnie podregulowana pod kątem konkretnych przetworników, z którymi "współpracowała", a egzemplarze określonej pary musiały być do siebie dobrane (sparowane).
Nie było więc lekko ani słodko, Musical Fidelity LS3/5A stawały się przez to coraz kosztowniejsze w produkcji i, jak się wydawało, coraz mniej opłacalne, ale w tamtych czasach KEF nie mógł przewidzieć, że audiofilska brać na ich punkcie oszaleje i będzie gotowa płacić "każde" pieniądze. Może właśnie do wykreowania takiej legendy i przygotowania gruntu pod takie ceny, jakie dzisiaj osiągają LS3/5A, trzeba było wstrzymać ich produkcję…?
Projekt BBC był ściśle powiązany z zakładanym zastosowaniem LS3/5A. Chociaż później monitorek ten stał się obiektem westchnień audiofilów, przypisujących mu cudowne własności i niedoścignione piękno brzmienia, to BBC miało zupełnie nieromantyczne, profesjonalne podejście do tematu.
Warto jednak rozróżnić dwie sfery. Jedna wiązała się właśnie z określonymi warunkami, w jakich miały pracować LS3/5A; druga – z ówczesnymi poglądami na to, w jakim kierunku powinna iść ogólna poprawa brzmienia i jakie rozwiązanie temu służą.
Czytaj również: Prąd i siła. Głośniki niskotonowe
Owe warunki to… wozy transmisyjne, gdzie potrzebne były monitory bliskiego pola skupione na odtwarzaniu głosu. Żadnej dynamiki, niskiego basu, nawet wysokiej rozdzielczości. Wystarczy, że będzie czysto i zrozumiale. Jakiekolwiek zdolności w zakresie basu były potrzebne o tyle, aby wyłowić ewentualne "brumienie".
Wobec tak skromnych wymagań realizowanych środkami sprzed dokładnie pół wieku, przekonanie o wyjątkowych walorach Musical Fidelity LS3/5A ma znamiona głębokiej, uszczęśliwiającej wiary.
Druga kwestia dotyczy określonego etapu, na jakim znajdowała się wówczas technika głośnikowa. Do tamtej pory dominującym materiałem membran niskotonowych i średniotonowych była celuloza. Wówczas daleka od doskonałości, wprowadzająca duże rezonanse i podbarwienia. I już zużyta "moralnie", bo przecież obecna od samego początku głośnikowej historii.
Wydawało się więc, że należy opracować materiały o znacznie większym tłumieniu wewnętrznym. Wówczas jeszcze nie wiedziano, że takie materiały, tłumiąc rezonanse pasożytnicze, tłumią też mikrodynamikę, a brzmienie staje się jednobarwne, głuche i nosowe. Do takich wniosków dochodzi się latami…
Czytaj również: Czy długość przewodów ma wpływ na pracę kolumn?
Kolejny zwrot akcji – odwrót od polipropylenów, powrót do celulozy, a także do innych materiałów, które cechują się lepiej zrównoważonymi parametrami (w dodatku optymalnymi dla określonego zakresu częstotliwości), nastąpił 20 lat później.
W latach 70. wielu producentów było dumnych, że odstawiło przestarzałą celulozę i stosuje "nowoczesne" materiały. A KEF, lider innowacji, zajął się tym już na początku lat 60.! Jednym z pierwszych materiałów był Bextrene – polistyren, zastosowany w B110 (polipropylen pojawił się później). To materiał zasadniczo tani, z dzisiejszej perspektywy prymitywny, jednak pół wieku temu uformowanie z niego membrany o przyzwoitych i powtarzalnych charakterystykach było dużym sukcesem.
Głośnik wysokotonowy T27 to 19-mm kopułka z Mylaru – też poliestru, znanego jako PET, masowo stosowanego np. w produkcji butelek. Kiedy KEF wprowadzał jubileuszowy monitor LS50 (a to już ponad 10 lat temu…), z jednej strony wspierał jego promocję wspomnieniem LS/5A, przedstawiając LS50 jako kontynuatora tej idei i najogólniej rozumianej koncepcji małego monitora do małych pomieszczeń. Równocześnie przekonywał, że aktualne możliwości techniczne pozwoliły przygotować konstrukcję znacznie lepszą, natomiast odtworzenie dawnych Musical Fidelity LS3/5A byłoby znacznie kosztowniejsze, a więc ich cena – znacznie wyższa niż LS50.
Czytaj również: Jakie właściwości mają magnesy neodymowe?
Wyjaśnienie to było dla niektórych rozczarowujące, bowiem pal licho koszty, cenę, obiektywną jakość – są tacy, dla których liczą się tylko LS3/5A, którzy czekali na ich "reaktywację". I doczekali się, w ciągu ostatniej dekady podjęło się tego wiele mniejszych firm, które wyczuły koniunkturę. Nie obiecuje ona masowej sprzedaży, ale dla "manufaktur" może być opłacalna – zwłaszcza gdy określona grupa odbiorców akceptuje cenę ponad 10 000 zł (za parę). Natomiast cena najnowszej wersji LS50 oscyluje wokół 5000 zł.
Musical Fidelity LS3/5A - obudowa
Musical Fidelity LS3/5A to konstrukcja z obudową zamkniętą. Nawet radykalne ograniczenie rozciągnięcia niskich częstotliwości nie było zmartwieniem dla BBC, ze względu na przeznaczenie tych monitorów.
Zarazem okazało się, że rezonowanie obudowy w zakresie wyższego basu daje subiektywnie lepsze "wypełnienie" niskich rejestrów, które wystarczy do szczęścia wielu audiofilom. Jak deklaruje producent, i co wydaje się mieć niemal pełne pokrycie w faktach, Musicalowe LS3/5A są zgodne ze szczegółową specyfikacją działu R&D BBC 1976/29.
Obudowa została złożona z 12-mm sklejki brzozowej. Starano się uchronić zakres średnich częstotliwości przed rezonansami, pozostawiając je niżej, a jednocześnie tłumiąc. Dokładnie takie zabiegi widać też w edycji Musicala, na wytłumienie składa się mata bitumiczna i gąbka.
Podobno przykręcenie zarówno tylnej, jak i przedniej ścianki (w oryginalnych LS3/5A) miało na celu uzyskanie pewnej "elastyczności" tych elementów, ale sądzę, że był to wówczas powszechny sposób składania obudów, zwłaszcza w sytuacji, gdy głośniki były montowane do tylnej powierzchni frontu.
W aktualnych Musical Fidelity LS3/5A tradycja ta jest zachowana w obrębie przedniej ścianki, przykręconej na osiem śrub, co w dużym stopniu określa charakterystyczny wygląd LS3/5A (bez maskownicy); wzdłuż wszystkich krawędzi frontu biegnie rzep trzymający maskownicę, przymocowany ordynarnie metalowymi zszywkami, które oczywiście doskonale widać – i bardzo dobrze! Chcieliście, to macie, jak w oryginale.
Dookoła wysokotonowego uformowano prostokątne "okno" z gąbki – i nie jest to tylko kolejny ukłon w stronę oryginału, ten element ma swoje znaczenie wobec faktu, że przed lico frontu wystają krawędzie pozostałych ścianek, od których mogłyby się odbijać fale wysokich częstotliwości, powodując ostatecznie nierównomierności na charakterystyce; gąbka staje temu na przeszkodzie.
Czytaj również: Co to jest głośnik dipolowy, jakie są jego właściwości?
Dość gruba 12-mm maskownica częściowo chowa się między ścianki, a częściowo wystaje; niestety jej wewnętrzny otwór nie ma wyprofilowania, dlatego powoduje ona pewne zaburzenia na charakterystyce. Obudowa jest więc wykonana zgodnie z oryginałem, z czym wiąże się również piękne wykończenie fornirem palisandrowym.
Zwrotnica i układ głośnikowy
Zwrotnica jest bardzo podobna do zwrotnicy pierwszej "15-omowej" wersji produkowanej do 1987 roku. Zmieniono ją później, w latach 80-tych, na "11-omową" w związku z modyfikacjami w głośnikach, mającymi na celu uzyskanie lepszej powtarzalności charakterystyk. Nie należy się jednak przywiązywać do podanych wartości; nominalna impedancja wersji "15-omowej" była też określana jako 12 Ω albo nawet 8 Ω, do czego wrócimy w Laboratorium.
Już na pierwszy rzut oka zwrotnica jest bardzo skomplikowana jak na układ dwudrożny; jej topologia nie jest aż tak szalona, aby każdy z widocznych elementów zajmował inne miejsce w schemacie, wiele kondensatorów jest połączonych równolegle.
Czytaj również: Co to jest główna oś odsłuchu?
Głośnik nisko-średniotonowy został podłączony przez nietypowy filtr, złożony z dwóch cewek, trzech pojemności (złożonych z par kondensatorów) i dwóch rezystorów, a jego deklarowanym zadaniem jest nie tylko odfiltrować wysokie częstotliwości, ale też wyrównać charakterystykę w użytecznym pasmie.
To w sumie typowe działanie każdej zwrotnicy, jednak w tym przypadku warto zwrócić uwagę, że tak duża komplikacja wcale nie wyrównała charakterystyki… Jak więc nieładna jest charakterystyka B110 przed tymi korekcjami?
W sekcji wysokotonowej działa ciekawy filtr 3. rzędu – cewka pomiędzy dwoma pojemnościami działa też jako autotransformator (wychodzi z niej kilka wyprowadzeń), służąc do ustalenia właściwego poziomu wysokich tonów, ze względu na potencjalnie możliwe rozbieżności między egzemplarzami wysokotonowych.
Ciekawe, czy jej zastosowanie w musicalowych LS3/5A podyktowała tylko wierność oryginalnej konstrukcji, gdzie było to absolutnie konieczne, czy wciąż są kłopoty z powtarzalnością głośnika z mylarową kopułką? Pod tym względem technika głośnikowa poszła zdecydowanie naprzód i szanujący się producenci przetworników nie pozwalają sobie na tolerowanie problemów, które wymuszałyby takie środki zaradcze…
Czytaj również: Strojenie bas-refleksu - najpraktyczniejsze elementy teorii albo teoria praktycznych rozwiązań
Musical Fidelity LS3/5A - odsłuch
Niezliczona liczba klonów, kopii, reedycji, amatorskich i firmowych, spowodowała również urodzaj recenzji i opinii. Jaka może może być użyteczność n-tego testu LS3/5A, zakładając że jest to w miarę wierne odtworzenie oryginału?
Chodził mi po głowie pomysł bardziej ambitny, aby zebrać i porównać wszystkie aktualnie produkowane wersje LS3/5A; to dałoby wyraźniejszy pogląd na temat propozycji Musicala, a przy okazji… wielu innych, wciąż dostępnych. Powstałby materiał wyjątkowy, ale też bardzo obszerny, wymagałby dłuższych przygotowań, więc zwyciężyła opcja standardowa, prosta i szybka.
Słyszałem różne Musical Fidelity LS3/5A wielokrotnie, w różnych sytuacjach, i chociaż nie jestem ekspertem w tej wąskiej dziedzinie, jak też nie uważałbym za rozsądne wyciąganie poważnych wniosków co do niuansów na podstawie porównania aktualnych wrażeń do wspomnień z przeszłości, to wydaje mi się, że… Musicalowe LS3/5A grają trochę inaczej.
Wcześniej poznane Musical Fidelity LS3/5A grały nieco jaśniej, co można było składać na karb skromnego basu, ale okazuje się, że można całość skomponować trochę inaczej, przesunąć środek ciężkości trochę niżej, co jeszcze bardziej eksponuje średnicę, ale też całość nabiera "ciała".
Czytaj również: Prawidłowe ustawienie zespołów głośnikowych
A wysokich tonów wcale nie brakuje. Nie jest to jednak brzmienie zupełnie inne. Ten test nie przyniesie odpowiedzi, czy LS3/5A Musicala jest w pełni zgodny z oryginałem, albo bardziej niż wersje konkurentów, czy nie. Przede wszystkim ma uświadomić do tej pory mniej zorientowanym w temacie, czym w ogóle są LS3/5A, czym uwiodły już kilka pokoleń, a czego jednak nie potrafią… Napisano na ich temat wiele hymnów pochwalnych i kolejnego na pewno nie potrzebują.
Zacząłem z takim założeniem, wiedząc przecież od dawna "co tu jest grane". Musical Fidelity LS3/5A bardziej fascynują mnie jako nieprzemijające zjawisko niż jako źródło cudownego brzmienia. A jednak ustawiając je do odsłuchu, poczułem dreszczyk emocji… Może to spowodowało podświadomie bardziej pozytywne nastawienie, ale na pewno nie zmieniło zasadniczo oceny.
Myślałem, że trzeba się będzie trochę wysilić, żeby je za coś pochwalić… Ale nie wymaga to naprawdę specjalnego pomysłu ani naciągania. Słychać to od razu i konsekwentnie do końca. Jednym słowem, Musical Fidelity LS3/5A grają bardzo przyjemnie. Oczywiście trzeba to rozwinąć, bo "przyjemnie" może oznaczać różne emocje, ale już nie komplikujmy.
Mimo słabości niskiego basu, brzmienie jest dobrze zrównoważone, co jest pewną zagadką, chociaż nie jest już niespodzianką. Niskie tony są "obiektywnie" bardzo skromne, nawet jak na tak małą konstrukcję, nowoczesne minimonitorki potrafią "zejść" niżej albo pompować "średnim" basem.
Musical Fidelity LS3/5A niemal w ogóle nie zwraca naszej uwagi na niskie rejestry… ale tym samym nie wywołuje żadnego niepokoju i wrażenia "braku". Tak jakby w tej formule bas przestał mieć znaczenie… chociaż jakieś ma, tyle że marginalne i uzupełniające; muzyka wciąż się "trzyma", jest zdrowa, soczysta, emocjonująca. Ograniczenie basu nie ma tutaj rujnującego wpływu na całokształt, ale też nie wmawiamy, iż jest sposobem lepszym niż dźwięk pełnozakresowy.
Konstruktorom Musical Fidelity LS3/5A udało się "uratować" dobre brzmienie, choć skala tego sukcesu może być oceniana różnie, w zależności od potrzeb i… sposobu ustawienia LS3/5A.
W teście, zarówno ze względu na audiofilski obyczaj, jak i domniemany sposób używania LS3/5A przez aktualnych ich posiadaczy, postawiłem je na podstawkach, dość daleko od ściany (chociaż to zupełnie inne warunki niż pierwotnie zakładane przez ich konstruktora).
Czytaj również: Jaki jest związek między wielkością zespołów głośnikowych a wielkością odpowiedniego dla nich pomieszczenia?
Mimo to dźwięk był "porządny", niekarykaturalny, a po przysunięciu do ściany na pewno by się "wzmocnił". Już kończąc ten wątek, nie obiecuję żadnych wielkich basowych emocji; naiwni, wierzący w bajki, będą zawiedzeni.
Bezkrytyczni, zdeklarowani miłośnicy LS3/5A przyjmą za dobrą monetę wszystko co jest i czego nie ma; rozsądni i sceptyczni będą mile zaskoczeni, że przy tak szczupłym basiku muzyka zachowuje proporcje i naturalność. I tyle kluczenia na temat basu.
Największym atutem LS3/5A ma być średnica. Sytuacja tutaj też jest ciekawa, bowiem o ile jej rola faktycznie jest niezwykle ważna, o tyle charakter już kontrowersyjny, przynajmniej w kontekście rozbudzonych oczekiwań na doskonałość. Zresztą samo jej specjalne znaczenie już trochę staje w sprzeczności z neutralnością, ale nie chodzi o takie akademickie podejście i szukanie dziury w całym.
Kolejne zdanie może zabrzmieć jak herezja, ale wytrzymajcie i czytajcie dalej, zanim spalicie ten numer AUDIO, a wraz z nim może i starsze roczniki. Średnica jest podbarwiona. Stwierdzam to z niezdrową, ale uzasadnioną satysfakcją, bowiem słuchając LS3/5A jeszcze przed pomiarami, zanotowałem: "środek podbarwiony, gdzieś ok. 1 kHz". Dopiero potem poznałem wyniki pomiarów. Wierzcie albo nie. Jednak najpierwsze wrażenie było pozytywne (znowu wierzcie lub nie…), odebrałem dźwięk LS3/5A jako całościowo zrównoważony, harmonijny i naturalny.
To dźwięk nasycony, barwny, bliski, a jednocześnie intymny, komfortowy, relaksujący. Tak tłumaczę znaczenie "przyjemności" w kontakcie z LS3/5A, chociaż dla purystów rozczarowujące będzie stwierdzenie jakiegokolwiek "zafałszowania", a tutaj jest ono ewidentne.
Jeżeli punktem wyjścia do zamiaru posiadania LS3/5A jest marzenie o rasowym, profesjonalnym monitorze bliskiego pola, ograniczonym w rozciągnięciu basu i dynamice, w zamian dokładnym, rzetelnym, wiarygodnym w zakresie średnio-wysokotonowym… To nie tędy droga. Czy konstruktorzy Musical Fidelity LS3/5A coś skopali?
To nie miały być monitory studyjne do odsłuchu muzyki, lecz do wozów transmisyjnych i zrozumiałej transmisji przede wszystkim głosu. I takie założenie realizują. A potem okazało się, że bardzo ładnie "grają". Co nie znaczy, że grają neutralnie. Grają z muzyczną charyzmą, komunikatywnie, lekkostrawnie, nie trzeba się do nich ani trochę zmuszać i przyzwyczajać.
Czytaj również: Co to jest system SDA?
Żadne podbarwienia nie poprawiają precyzji i przejrzystości, ale specyfika LS3/5A nie przeszkadza w słuchaniu muzyki, a może nawet dodaje uroku. To może być przyczyną zamieszania – ponieważ LS3/5A kiedyś służyły za monitory, a zawsze grały bardzo sympatycznie… więc zinterpretowano to jako dowód ich "monitorowych" kompetencji.
Wiem, że takim wnioskiem stawiam pod znakiem zapytania również kompetencje… wielu recenzentów. Mam jednak ogromną sympatię dla tych maleństw. Wyobrażam sobie, że w swoim czasie, w dawnej umiarkowanej cenie, LS3/5A dostarczały skromny, ale spójny, muzykalny dźwięk wielu melomanom, którzy z różnych powodów nie chcieli kupić czegoś większego.
Co więcej, dawniej duże kolumny o wiele częściej niż obecnie miały znacznie poważniejsze problemy z neutralnością, niż chociażby LS3/5A, i na takim tle maleństwo BBC błyszczało kulturą.
Najbardziej fałszywe byłyby relacje, które bez bezpośredniego porównania zarzucałyby edycji MF jakieś niedociągnięcia względem oryginału, tylko na podstawie tego, że recenzentowi kiedyś LS3/5A podobały się bardziej niż teraz.
Nigdy nie byłem takim miłośnikiem Musical Fidelity LS3/5A jak wielu innych, zwłaszcza wobec ich aktualnej ceny (i nie chodzi tylko o cenę dyktowaną przez MF, lecz już od dawna przez wszystkie firmy mniej lub bardzie pieczołowicie odtwarzające tę konstrukcję), ale uważam, że zasługuje na sprawiedliwą relację i ocenę, i na takiej podstawie dokonany wybór może wciąż ucieszyć wielu audiofilów o wrażliwości "dostrojonej" do rzeczywiście unikalnych właściwości tej konstrukcji.