EXPOSURE
3010S + Creek Destiny

Firma założona w 1974 roku przez Johna Farlowe'a jest reprezentantem klasycznej szkoły konstruowania elektroniki hifi. Urządzenia, choć ładnie wykonane, nieodparcie przywołują na myśl "złote lata" hifi. Prosty design, proste funkcje, tylko najbardziej potrzebne łącza. To właśnie Exposure.

Nasza ocena

Wykonanie
Bardzo solidny fundament mocnego zasilacza z potężnym transformatorem. Podstawowe, tradycyjne możliwości wzmacniacza. Gniazda głośnikowe tylko dla bananów.
Laboratorium
Fantastyczna moc wyjściowa, pozostałe parametry z manierą lampy...
Brzmienie
Energetyczne, nasycone, z mocną, zwinną podstawą basową i swobodną, czystą górą.
Artykuł pochodzi z Audio

Odtwarzacz Exposure 3010S CD

Odtwarzacz CD Exposure 3010CD i wzmacniacz Creek Destiny mają mechaniczne wyłączniki sieciowe, co jest zgodne z najnowszymi wytycznymi Unii Europejskiej w sprawie oszczędzania energii elektrycznej.

Wnętrze pokazuje ładnie zaprojektowaną płytkę z całą elektroniką, napęd CD Sony oraz umieszczony za nim duży transformator toroidalny z zalanym żywicą epoksydową środkiem, przygotowany dla Exposure'a przez firmę Toroid Audio.

Niecodzienna jest sekcja zasilania - z wieloma uzwojeniami wtórnymi i potężną baterią kondensatorów - osobno dla cyfry i dla analogu. Co więcej, napięcie jest wielokrotnie stabilizowane.

Przetwornik D/A wlutowano od spodu, więc nie widać, co zacz, jednak skądinąd wiadomo, że to znakomite, już niestety nieprodukowane (czyżby typu NOS - New Old Stock...) układy Burr-Browna PCM1704.

Co więcej, zastosowano po jednym na kanał w układzie dual-mono, sumując sygnał z wyjść każdego z nich i uzyskując dzięki temu wyższą dynamikę oraz mniejsze zniekształcenia i szumy.

Wyjście sprzęgnięte jest w układzie DC-servo, tj. bez pośrednictwa kondensatorów. Elementy bierne są wysokiej próby - polipropyleny Wimy, kondensatory tantalowe i oporniki metalizowane, zaś gniazda wyjściowe podpięto za pomocą grubych, solidnych odcinków solidcore.

Jest jeszcze jeden ciekawy szczegół, a mianowicie jumper ze złoconymi pinami - jeśli go wyjmiemy, wyjście cyfrowe będzie nieaktywne, a tym samym nie będzie wpływało na sygnał przesyłany do DAC-a.

Oprócz pary ładnych RCA, mamy dwa wyjścia cyfrowe, optyczne i elektryczne, ale elektryczne wyprowadzone jest nie na gnieździe RCA, lecz na prawdziwym 75-omowym BNC.

Wzmacniacz Creek Destiny

Exposure jest w swojej filozofii trochę podobny do Naima - i tu, i tam pojawiają się nieco kłopotliwe gniazda głośnikowe. We wzmacniaczu Creek Destiny terminale okazują się standardowymi gniazdami na banany, tyle że wpuszczonymi w ściankę tylną, co oczywiście całkowicie uniemożliwia podpięcie gołych przewodów lub zakończonych "widłami".

Wzmacniacz tak jak CD, chwali się jednak ładnymi, zakręcanymi, oczywiście złoconymi gniazdami RCA. Jest ich aż dziewięć par, ponieważ do dyspozycji mamy sześć wejść liniowych (jedno można zmienić na gramofonowe, kupując stosowną kartę), wyjście do nagrywania oraz dwa wyjścia z przedwzmacniacza. Gniazda RCA są rozstawione bardzo szeroko, można więc korzystać z dowolnych wtyków.

Wzmacniacz Creek Destiny jest dość wysoki przede wszystkim ze względu na potężny, jak na tę klasę urządzeń, transformator toroidalny. Wyprowadzono z niego trzy pary uzwojeń wtórnych - jedno dla sekcji przedwzmacniacza, dwa dla końcówek.

Nie jest to jednak czyste dual-mono, napięcie prostowane jest w bardzo dużym, chociaż pojedynczym mostku. Układy wzmacniacza podzielono między dwie, umieszczone piętrowo płytki. Pod spodem jest sekcja końcówki mocy - w całości tranzystorowej, z dwoma parami bipolarnych Sankenów na kanał.

Przedwzmacniacz oraz elementy zasilacza, w tym cztery duże kondensatory z logo Exposure, umieszczono na wyższej płytce. Preamp zbudowano na bardzo dobrych kościach Burr-Browna OPA604. Wejście przełączane jest zmechanizowanym, suwanym przełącznikiem Alpsa, a regulacja poziomu przeprowadzana jest w niebieskim potencjometrze tej firmy.

Gniazda wejściowe zostały przykręcone do bardzo grubej płytki z włókna szklanego, na której wytrawiono ścieżki masy. Sygnał z pinów gorących prowadzony jest do głównej płytki krótkimi plecionkami z miedzi. Podobnie jak w przypadku odtwarzacza, cała obudowa wykonana jest z aluminium, a urządzenie stoi na sporych, gumowych nóżkach.

Exposure 3010S i Creek Destiny przychodzą z systemowym pilotem HS101 - bardzo plastikowym, bardzo brzydkim i bardzo niewygodnym w obsłudze. Urządzenia nie mają cienia związku z instalacjami, automatyką, siecią, iPodami, itp. Żadnego gniazda do wspólnego sterowania, linków, itd. Jak dawniej, kiedy świat był prostszy i wcale nie mniej przyjazny w obsłudze...

Siła zasilania

Exposure i Creek, zarówno w odtwarzaczach jak i wzmacniaczach, wyraźnie dbają o zasilanie, chociaż wyrażają to w różny sposób. Zacznijmy od "cedeków".

Odtwarzacz cyfrowy składa się z kilku bloków, połączonych wewnętrznie, jednak zasilanych niezależnie. Najbardziej elegancki jest rozdział napędu, części cyfrowej i części analogowej. Każda z tych sekcji ma inne wymagania.

Napęd wymaga dobrej wydajności prądowej i zdolności impulsowych. Zasilić należy bowiem silniczek obracający płytą i układ śledzenia ścieżki, który naprowadzając optykę na właściwe miejsce, pobiera duży prąd w krótkim okresie.

Część cyfrowa, a więc odbiornik cyfrowy (jeśli jest), ew. upsampler i przetwornik C/A, wymaga wciąż sporego prądu, ale niemal bez skoków. I wreszcie część analogowa - konwersja I/U oraz wyjście.

Tutaj potrzebny jest średniej wielkości prąd, ale o zmiennym poborze. W separowaniu tych napięć od siebie najdalej idzie Creek, który wyposażył CD Destiny w trzy, kompletnie niezależne zasilacze z trzema transformatorami. Exposure też ma trzy zasilacze, jednak ze wspólnym transformatorem, ale i taka konfiguracja ma zalety, ponieważ pozwala utrzymać wspólną masę.

Obydwa wzmacniacze stosują pojedynczy transformator. Creek wyprowadza z niego osobne zasilanie dla lewego i prawego kanału, Exposure jedno dla obydwu, ale za to jego potężny transformator obiecuje znacznie większą wydajność.

W jego towarzystwie mamy odpowiednio duże, cztery kondensatory, natomiast Creek rozmienia je na drobne w celu poprawienia szybkości przeładowania.

Odsłuch

Słuchanie i ocenianie Exposure'a ma swoje fazy. Przechodząc przez kolejne płyty, przechodzimy od euforii, poprzez zwątpienie, do zrozumienia. Krótkim demo system ten rozwali wszystko inne wokół, nikomu nie da szansy.

Posłuchajmy go jednak dłużej, gdyż mocny, ekspansywny, duży dźwięk po pewnym czasie może nie wydawać się już tak bezkonkurencyjny i mistrzowski. W każdym razie, od pierwszego momentu Exposure pokazuje, jak duży skok jakościowy nastąpił od czasów, kiedy ostatni raz słuchałem urządzeń tej marki, a więc od pięciu - sześciu lat.

Jest to też skok, jaki definiuje "brytyjski" dźwięk w ogóle. Brzmienie jest bowiem nie tylko soczyste i energetyczne - takie w przypadku Exposure było już wcześniej - ale też rozdzielcze i transparentne.

Zacznę jednak od tego, co wciąż nadaje ton całości: brzmienie systemu jest dźwięczne, głębokie, bardzo plastyczne. Pierwsze odsłuchy odbyły się w towarzystwie magnetostatów Magnepana.

To właściwie standardowe obciążenie 4-omowe, jednak niska efektywność i charakter tych przetworników wymagają mocnego wzmacniacza. I od razu słychać było, że Exposure 3010S radzi sobie z tym świetnie. Gitara Knopflera z nagranej na "setkę" EP-ki The Trawlerman's Song EP miała głębię, masę i otwartą górę.

Exposure nie poprzestaje na zgodnym z brytyjską szkołą wzorowym wypełnieniu średnicy, daje też mocny bas oraz dźwięczną górę pasma. Instrumenty swobodnie oddychają i poruszają się w większej przestrzeni. W tej dziedzinie połączono precyzyjną lokalizację z plastyką.

Tak dobra przestrzeń potwierdzona została też nagraniami z płyt "Spiritchaser" Dead Can Dance oraz "Nine Object of Desire" Suzanne Vegi. Pierwsza z nich to majstersztyk w rejestracji naturalnych, etnicznych instrumentów i łączeniu ich z elektroniką.

Plany zostały na niej umiejscowione wyjątkowo starannie i z wyczuciem, a Exposure po prostu wiernie oddał zamysł realizatora. Także dynamika była na bardzo wysokim poziomie.

Zarówno z panelami Magnepana, jak i z konwencjonalnymi głośnikami o średniej i niższej niż przeciętna efektywności urządzenie poradziło sobie bez problemów. Najniższy zakres nie był skupiony wzorowo, ale nie miało też miejsca wyraźne rozmycie - brzmiał właśnie plastycznie, bezproblemowo.

Bas bardzo dobrze wspomagał też niższą średnicę, tworząc duże źródła pozorne. Wspomniana Susanne Vega, a zaraz potem Norah Jones z ostatniej płyty Not Too Late pokazane zostały blisko, z naciskiem na "obecność".

Z górą pasma wiąże się wszakże jedno z ograniczeń tego systemu. Zakres ten przetwarzany jest mocno, bez skrępowania i może czasem "przeciągnąć" na swoją stronę nagranie.

Ale w sukurs przychodzi lekka perlistość i osłodzenie wyższych zakresów, i przez to nie grozi nam bezlitosny atak twardych, ostrych dźwięków. Druga dyskusyjna kwestia wiąże się z wyższym podzakresem basu. Jego mocne uderzenie potrafi połączyć głos i np. kontrabas, powodując wzmocnienie, ale i pewne rozmycie w tym zakresie.

Warto więc zwrócić uwagę, aby kolumny głośnikowe nie miały zbyt mocnej góry i żeby ich wyższy bas był możliwie szybki i klarowny. Wtedy otrzymamy pięknie wypełnione i rozdzielcze brzmienie.

To połączenie stawia Exposure`a 3010S na bardzo wysokim miejscu, bo odtwarzacz okazał się tylko trochę gorszy w tej mierze od znakomitego Meridiana G08, a wzmacniacz Creek Destiny miał równie piękną barwę, co dobre lampowce z tego przedziału cenowego. I oczywiście o niebo lepsze możliwości dynamiczne i sprawność basu. Po etapie zrozumienia przychodzi znowu pora na euforię... a zwątpienia już chyba nie będzie.

Laboratorium
Exposure 3010S

Moc wynosi aż 136W przy 8 omach w mono i 2x130W w stereo. Producent zapewnia że wzmacniacz może pracować zarówno na 8 omach, jak i 4 omach, ale dodaje, że najlepsze rezultaty uzyskamy jednak na wyższej impedancji.

No cóż, przy 4 omach widzimy aż 240W w jednym kanale i 2x200W przy dwóch obciążonych, zasilacz powoli woła "dość", ale i tak dał z siebie wiele. Odstęp od szumów 79dB nie jest już zachwycający, ale dzięki wysokiej mocy dynamice udaje się przedrzeć przez granicę 100dB.

Pasmo (rys.1) jest zbieżne dla obydwu impedancji, przy 10Hz wyniki są bardzo dobre (-1dB), gorzej sprawa ma się w zakresie wysokich tonów - spadek rozpoczyna się już przy 10kHz, a punkt -3dB przypada na 42kHz.

W spektrum zniekształceń (rys.2) najsilniejszy udział mają parzyste, druga leży przy -78dB, czwarta przy -83dB, a w pobliżu granicy -90dB pojawia się tylko jedna nieparzysta - piąta.

Kształt wykresu z rys.3 odbiega od modelu zachowania wzmacniacza tranzystorowego, ponownie przypominając cechy konstrukcji lampowej. Minimum zniekształceń przypada wcześnie, na 12W dla 8 omów oraz 20W dla 4 omów, powyżej tych punktów następuje już wzrost THD+N. Tym niemniej zniekształcenia poniżej 0,1% możemy utrzymać aż do 80W - niezależnie od obciążenia. (R.Ł.)

EXPOSURE testy
Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta maj 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio grudzień 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu