Odsłuch
Audio Analogue Maestro Anniversary wcale nie ma wyśrubowanej mocy wyjściowej, jednak jego nazwa i aparycja są sugestywne i rozbudzają nadzieje. Nawet jeżeli nie będzie to mocarz nad mocarze, to może jednak w jakiejś dziedzinie będzie to mistrz nad mistrze?
W pewnych dziedzinach, albo raczej w pewnych klimatach, Maestro może oczarować. Nie zabraknie podstawowej siły, ale nie będzie prowadził muzyki dynamicznymi zrywami, potężnymi uderzeniami czy marszowym tempem.
Użyje jej do nasycenia, zagęszczenia, podgrzania, a jednocześnie do utrzymania dobrej kontroli i rozdzielczości, która jednak nie stanie się w tej prezentacji popisem analityczności, przesłaniającym muzykę i przywłaszczającą emocje.
Nie jest to zaskakujące, urządzenia z Włoch mają taką reputację, chociaż wcale nie zawsze się do niej stosują; zresztą porównując przypadki, które można generalnie zakwalifikować do takiej "szkoły", dostrzeżemy wiele różnic, recepta na brzmienie "ciepłe" nie jest ani prosta, ani jednoznaczna.
Można stwierdzić, że Audio Analogue Maestro Anniversary prezentuje swój własny styl, można też uznać to za mieszankę stylów, wreszcie można zostawić w spokoju wszelkie "stylizowanie" i skupić się na elementarnych cechach dźwięku. Maestro potrafipołączyć siłę, a nawet momentalną drapieżność, z łagodnością i subtelnościami.
Słychać to bardzo dobrze, chwilami nawet przejmująco, w brzmieniu gitar - wcale nie zostały zmiękczone i wygładzone, potrafią ostro szarpać, ich "elektryczność" i przestery są na wierzchu, a zarazem dźwięk nie jest zbyt jasny, ma dużo niskich składowych, substancję i wysoką temperaturę. Ten rozmach i rozpiętość bardzo zbliżają do naturalności, dźwięki mają duży wolumen, ale nie są kluchowate.
Audio Analogue Maestro Anniversary potrafi zagrać nawet twardo, co jednak nie jest jego skłonnością, ale tylko (i aż) umiejętnością. To część naprawdę żywego, ofensywnego brzmienia, co trzeba podkreślić, skoro zaczęliśmy od obserwacji i wniosków idących, przynajmniej pozornie, w nieco inną stronę.
Maestro gra ekspresyjnie, ale nie obsesyjnie; blisko i bezpośrednio, ale nie napastliwie. Nawet wspomniane gitary, świetnie rozwinięte, w pewnym momencie już się zatrzymują - przed tym fałszywym krokiem, którym weszłyby w obszar nadmiernej, już nienaturalnej agresywności. Maestro ustawia nas bardzo blisko sceny i muzyki, lecz nie drapie nas po twarzy.
Wysokie tony nie są w prosty sposób stłumione; są bardzo delikatne, i jeżeli sam realizator nagrania specjalnie się nad tą częścią pasma nie pochylił, to siedzą cicho, nie robią specjalnego wrażenia. Jeżeli w nagraniu są smaczki, to Maestro wydobędzie je uprzejmie, nie robiąc z nich fajerwerków, lecz zademonstruje dobre zróżnicowanie i przyjemne, aksamitne wykończenie.
Może trochę zdziwią się ci, którzy po włoskim artyście oczekują okrągłości, jakichś konotacji z lampami... Ale już po sposobie prezentacji średnich tonów można się było
Terminale z nakrętkami motylkowymi obsłużą największe końcówki widełkowe, instalacja kabli jest szybka, nie wymaga użycia dużej siły.
Za bardzo się nie sprzęgać
Zarówno powody, dla których dąży się do ograniczenia, czy wręcz wyeliminowania sprzężenia zwrotnego, jak też argumenty, dla których większość producentów je stosuje, są od lat znane i nic w tej mierze się nie zmieniło. Sprzężenie zwrotne poprawia stabilność układu, obniża poziom "najpopularniejszych" zniekształceń (harmonicznych), szumów i pozwala osiągnąć szersze pasmo przenoszenia zwrotnego.
Przeciwko jego stosowaniu występuje właściwie jeden fakt obiektywny, ale bardzo przekonujący, działający też na wyobraźnię, więc mocno "obudowany" relacjami już subiektywnymi, wedle których wzmacniacze bez sprzężenia brzmią lepiej.
Obiektywne podstawy teoretyczne (szkodliwości sprzężenia zwrotnego) wskazują na pojawienie się wraz z nim specyficznego rodzaju zniekształceń (których nie "widać" w pomiarach zniekształceń harmonicznych) - zniekształceń typu TIM.
Jak to często bywa, wszelkie uogólnienia prowadzą na manowce. Ze sprzężeniem zwrotnym łatwiej osiągnąć dobre parametry, z wyjątkiem zniekształceń TIM; bez sprzężenia wyeliminujemy TIM, ale co z pozostałymi parametrami? To zależy od staranności, z jaką konstruktor zaprojektował i wykonał cały układ.
Przypomnijmy, że sprzężenie zwrotne jest sposobem na redukcję szumu i zniekształceń nieliniowych, powstających w układzie na skutek jego różnych niedoskonałości. Jest jakby "wynoszeniem śmieci", podczas którego jednak... powstają inne śmieci.
Trudno nie usuwać śmieci, jeżeli się je wytwarza, więc trzeba zaprowadzić taką gospodarkę, w której śmieci nie będą powstawać, czyli zaprojektować układ idealny, który nie generuje szumów i zniekształceń.
To w praktyce niemożliwe, więc nawet najlepsze wzmacniacze bez sprzężenia zwrotnego pokazują wyższy poziom szumów i harmonicznych, niż nawet średniej klasy wzmacniacze ze sprzężeniem; co ostatecznie niczego nie dowodzi, bowiem mamy zniekształcenia przeciw zniekształceniom, jak słowo przeciwko słowu.
Są też konstruktorzy, którzy uważają, że wyeliminowanie sprzężenia zwrotnego jest prostym i gwarantowanym sposobem uzyskania bardzo dobrego brzmienia, nawet bez oglądania się na inne parametry; oczywiście takie podejście jest podszyte brakiem umiejętności lub dostępu do dobrych części, czy też ich kosztami.
W tym stylu powstają wzmacniacze (bez sprzężenia), które "sieją" harmonicznymi w stopniu trudnym do zaakceptowania i usprawiedliwienia, nawet przez kompletny brak demonizowanych zniekształceń TIM. Te przecież również mogą być wyższe lub niższe.
Sam fakt zastosowania sprzężenia zwrotnego nie powoduje ich lawiny, wiele zależy od głębokości sprzężenia, jego zasięgu (lokalne, "globalne") i innych "detali". Ostateczny bilans zysków i strat, konfrontacji jednych zniekształceń z drugimi zależy od konkretnego urządzenia.
Nie należy sądzić, że większość konstrukcji, w których przecież występuje sprzężenie zwrotne, została przygotowana przez projektantów, którzy nic o TIM nie wiedzieli albo to zjawisko zupełnie lekceważyli.
Racjonalne podejście polega na zastosowaniu sprzężenia zwrotnego w takim stopniu, w jakim to konieczne, aby poważnie zredukować szum i zniekształcenia harmoniczne, trzymając też w ryzach zniekształcenia TIM; ponadto stosowanie sprzężenia zwrotnego jest po prostu rozwiązaniem tańszym (dla uzyskania, ogólnie i umownie, podobnego poziomu wszystkich zniekształceń).
Wyeliminowanie sprzężenia wymaga stosowania części najwyższej jakości (wymaga od uczciwego i kompetentnego konstruktora), więc dla takiej koncepcji właściwym miejscem są tylko referencyjne, najdroższe modele; nie dajmy się zwieść, że tani wzmacniacz bez sprzężenia, dzięki geniuszowi jego konstruktora, i realizacji "jedynie słusznej" koncepcji, może się wznieść na wyżyny.
Radosław Łabanowski