Na sprzęcie Coplanda dalej pojawiają się metki Made in Denmark i informacje o ręcznym procesie składania sprzętu. Cięższe lata nie pozostały jednak bez wpływu na kształt obecnej oferty firmy.
Kiedyś oferta błyszczała różnorodnymi końcówkami mocy i przedwzmacniaczami, dzisiaj - oprócz jednego wzmacniacza dzielonego, jednego odtwarzacza i wielokanałowego kompletu (procesor/końcówka mocy) - producent proponuje dwie integry. Nie ma co narzekać, dobrze, że jeszcze w ogóle firmy takie jak Copland funkcjonują - i to tam, skąd pochodzą.
Copland CTA 405 - konstrukcja
Wzmacniacz Copland CTA 405 jest jedyną w pełni lampową konstrukcją, mniejszy CSA 29 to integra hybrydowa. Gdy patrzymy na urządzenie, wracają wszystkie najmilsze wspomnienia. Copland był na ustach i w sercach niemal wszystkich audiofilów pod koniec ubiegłego stulecia. Sam miałem w swoim systemie kilka urządzeń tego producenta.
Rozpakowując 405-tkę przeniosłem się w czasie - Copland wygląda niemal dokładnie tak samo jak wtedy. Nie zmienił się styl i wyjątkowa, bardzo staranna, precyzyjna robota - bez szaleństw i wizualnych udziwnień. Gruba przednia płyta, wykonana oczywiście z metalu, i dwa charakterystyczne, "profesjonalne' pokrętła - wzmocnienia i selekcji źródeł.
Równowagę dla nich tworzy trzeci, centralny krąg, w który wkomponowano wskaźnik wybranego źródła oraz kilka dodatkowych kontrolek stanu pracy. Była to także znakomita okazja, by do środka wcisnąć oczko czujnika podczerwieni, nie burząc przy tym harmonii frontu.
W górnej części efektownie wycięto logo producenta, panel w subtelny sposób okraszono jeszcze dwoma maleńkimi przyciskami - trzeba przecież jakoś włączać wzmacniacz, a uruchomienie dodatkowej pętli dla rejestratorów... bez niej nie byłoby symetrii elementów z przodu, może też ucieszą się "dinozaury" z deckami.
Potężna, wysoka bryła spoczywa na dwóch stalowych nóżkach - znów jak za dawnych lat. Pamiętam również do dzisiaj charakterystyczne, ręczne malowanie elementów tylnej ścianki oraz sposób mocowania górnej pokrywy za pomocą kilku grubych, trochę topornych śrub… przyjemnie odnaleźć te detale.
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
Wzmacniacz Copland CTA 405 ma pięć wejść liniowych (w tym jedną pętlę dla rejestratora) oraz odsunięte od tego szeregu wejście dla gramofonu analogowego (wkładki MM lub MC). Wszystkie gniazda są oczywiście złocone, jednak para "analogowa" na ich tle zdecydowanie wyróżnia się jakością.
Pojawiają się oryginalne "Wubety". Jak na lampowca przystało, dostajemy dwa niezależne odczepy wyjściowe dla impedancji 4 i 8 omów. 12-woltowy wyzwalacz dedykowany do firmowego odtwarzacza pozwala synchronizować włączanie całej elektroniki.
Instrukcja obsługi Copland CTA 405... spięta broszurka nie zawiera zbyt wielu informacji, bo i po co. Każdy z podłączeniem zintegrowanego wzmacniacza powinien sobie przecież poradzić.
Jest jednak pewien detal, o którym warto wspomnieć. Otóż na wyjściach głośnikowych pojawia się sygnał odwrócony w fazie. Niektóre wzmacniacze tak się właśnie zachowują, choć nie zawsze jesteśmy o tym uprzedzani.
Producent zawarł tym razem stosowną informację zarówno na tylnej ściance urządzenia, jak i w samej instrukcji, gdzie sugeruje podłączanie kolumn w przeciwnej polaryzacji (oczywiście kanał lewy i prawy muszą być w zgodnej fazie). Nie bardzo więc rozumiem, dlaczego sam nie zmienił oznaczeń zacisków lub wewnętrznych połączeń - do tego by się to sprowadzało.
Copland CTA 405 - wnętrze
Wewnątrz wzmacniacza Copland CTA-405 widzimy rasowy wzmacniacz lampowy, choć jest także jeden detal świadczący o nowoczesności konstrukcji. Znajduje się on zaraz na początku ścieżki sygnałowej, tuż za wejściami, które kluczowane są przekaźnikami hermetycznymi - a nie, jak kiedyś, bezpośrednio mechanicznym przełącznikiem.
Całością steruje procesor, w zależności od położenia pokrętła lub otrzymanego z pilota sygnału. Sam potencjometr to wysokiej jakości hermetyczny Alps.
Duży transformator toroidalny jest wspólny dla obydwu kanałów. Oprócz tego dużo miejsca zajmują dwa inne trafa pracujące w układzie wyjściowym, jak informuje producent: o bardzo szerokim, sięgającym 100 kHz pasmie. Stopień mocy oparto na czterech lampach KT88 (po dwie na kanał).
Tetrody są w stanie wygenerować ok. 100 W mocy, jednak w zastosowanej aplikacji 50 W. Przedwzmacniacz jest również lampowy - tutaj pracuje komplet 12BH7/12AX7.
W sekcji korekcji dla gramofonu analogowego również nie znajdziemy półprzewodników - ponownie pojawiają się lampy, 12AX7 oraz 6922 Electro-Harmonix. Cały układ zbudowano i wykonano bardzo rzetelnie, jakość montażu nie budzi zastrzeżeń.
Czytaj również: Czy wejścia XLR oznaczają, że urządzenie jest zbalansowane?
Odsłuch
Copland CTA-405 to jeden z tych wzmacniaczy lampowych, którym mogą bez obaw przyjrzeć się osoby preferujące solidną technikę tranzystorową - tak, jak przyjrzałem się ja…
Na ogół chwalimy wzmacniacze, których dźwięk łączy wartościowe cechy lampowe i tranzystorowe, tyle tylko, że zdecydowanie łatwiej o takie urządzenia wśród konstrukcji półprzewodnikowych, które do technicznej poprawności dokładają pożądany pierwiastek ciepła i naturalności.
Lampowcom trudniej uciec od swoich wad i ograniczeń. Do tej nielicznej grupy można zaliczyć Copland CTA-405. Założę się, że w ślepym teście, bez znajomości wcześniejszego brzmienia tego wzmacniacza, mało kto odgadnie jego lampową naturę.
To nie zarzut, lecz komplement. Tyle jest tu dobrych cech tranzystora… a lampowe smaczki podaje finezyjnie, bez ujednolicania brzmienia i narzucania własnego charakteru.
Wysokie tony mają co prawda lampową dźwięczność, gładkość i plastyczność, ale uzupełnia to precyzja szczegółu i wyrazisty, przejrzysty, obszerny pogłos, bez nadmiernego sklejenia i skrócenia. Copland CTA-405 nie brzmi zbyt ostro, jednocześnie bez większego problemu potrafi zagrać zamaszyście, z polotem, a jednocześnie elegancko.
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
Typowe wyposażenie wzmacniacza lampowego - z niezależnymi odczepami transformatorów wyjściowych. Gniazda wyjściowe - oryginalne zaciski WBT.
Pięknie jest rysowana głębia sceny, a nie występuje tu wcale osłabienie środka. Wręcz przeciwnie, dźwięki z tego zakresu upatrzyły sobie jedno z głównych miejsc w całym przekazie, a ich moc bije niemal z każdego utworu.
Czysty, zarazem wcale nie wygładzony i ugrzeczniony, bo czasami chrypliwy i ziarnisty wokal wysuwa się na pierwszy plan, niemal niedostrzegalne są tu ocieplenia i dosłodzenia właściwe lampowej technice.
Miłą niespodzianką są możliwości w zakresie niskich częstotliwości. Wprawdzie nie pojawia się nieokiełznane szaleństwo, dynamika czy bardzo głęboki fundament, jednak to i tak niecodzienne we wzmacniaczach lampowych, aby wypracować taką rytmikę, kontury, a także szczególny charakter uderzenia - niezbyt twardego, lecz szybkiego i czasami zaskakująco mocnego.
Fantastycznie prezentuje się zarówno kontrabas, jak i elektryczny bas, bogaty we wszelkie ozdobniki i charakterystyczne detale gry każdego z muzyków. Wzmacniacz Copland CTA-405 utrzymuje dobrą równowagę i neutralność, potrafi jednocześnie nasycić muzykę realizmem.