Na naszych oczach świat się zmienia, dosłownie z dnia na dzień, i pewnie wielu redaktorów specjalistycznych magazynów w tym miejscu odchodzi od swoich tematów i zabiera głos w "nie swoich sprawach", za to znacznie poważniejszych.
Sam robiłem to w przeszłości, gdy czułem potrzebę, aby mając ku temu okazję i pewną zdolność, wypowiedzieć się "pro publico bono". Wtedy mogło mieć to choćby minimalne znaczenie, a teraz wydaje mi się, że nie miałoby żadnego. Znacznie trudniej o pewną diagnozę, prognozę i dobre rady. Zmienia się nie tylko przebieg gry, ale jej reguły.
Ostatnio w polityce modna stała się gra w karty; dużo mówi się o tym, kto ma mocne, a kto nie. I na tym właśnie polega ta gra, aby przeciwnika zdeprymować, albo wręcz przeciwnie – najpierw przekonać do tego, że karta mu idzie, a potem pokonać i zabrać wszystko.
Wielu gra znaczonymi kartami, inni blefują, inni tylko udają, że w ogóle grają. Niektórym wydaje się, że ciągle to poker w kasynie, a tymczasem grają już w prawdziwego pokera; a prawdziwy poker, tak jak polityka, to sztuka oszustwa.
Teraz musimy być uczestnikami tej gry. Ale nawet słabymi kartami można dobrze pograć, a mocne zmarnować. Pamiętajmy wszakże, że prawie zawsze jest ktoś, kto gra od nas jeszcze lepiej. Nie zapamiętujmy się ani w grze, czyli w żadnym działaniu, ani w opiniach, ani nawet w poglądach. Grajmy z zimną krwią, zwłaszcza gdy gra toczy się o wysoką stawkę.
"Jak tak, to tak". To fraza z filmu "Wielki Szu", wypowiedziana przez głównego bohatera podczas fi nału pokera. Krótka, bez kontekstu pozbawiona sensu, ale obejrzyjcie koniecznie. Jest tam tyle sytuacji i zwrotów akcji, a każda daje naukę; przede wszystkim, abyśmy sami starali się takich rozrywek i pokus unikać. A jeżeli już…
Obyśmy to my, w podobnych sytuacjach, mówili do naszych przeciwników słowami Wielkiego Szu, a nie oni do nas. I żegnali ich nie przekleństwami (zjawiskowa krótka rola Jana Frycza) lecz kolejnym zdaniem mistrza Jana Nowickiego: "Zasiedzieliśmy się, dobranoc". W ostateczności: "Odnoszę wrażenie, że jesteśmy tu niemile widziani".
Andrzej Kisiel