Niedawno ukazał się kolejny rzut sześciu wznowień z serii Polish Jazz, które będziemy sukcesywnie omawiać. Każdy tytuł wydano zarówno w wersji kompaktowej, jak i winylowej. Wydania winylowe, oprócz nowego masteringu, zyskały polakierowane okładki, co nadaje im wyraźnej głębi; stare oryginały na szarawym papierze gazetowym były znacznie mniej wyraziste.
Nowe tłoczenia odtwarza się gładko, z bardzo sporadycznymi trzaskami. Brzmienie jest bardziej wyraziste i dynamiczne, instrumenty lepiej zarysowane, może tylko czynele perkusyjne dają się zbyt ostro we znaki; a może zasłuchani w pierwsze tłoczenia chcielibyśmy słyszeć całą panoramę muzyczną tak jak kiedyś, tylko bez trzasków. Jakość brzmieniowa spełnia standardy światowe i może nie zasługuje na pełne cztery gwiazdki, ale jako płyta koncertowa adekwatnie oddaje atmosferę występów w tamtych czasach.
Jako płytę miesiąca wybraliśmy album grupy Urbaniaka, który, może nie perfekcyjny artystycznie (ale lekko więcej niż cztery gwiazdki), jest bardzo istotnym wydarzeniem nie tylko w karierze lidera zespołu, ale w historii polskiego jazzu Urbaniak nie mógł sobie darować, że nie zdążył na nagranie płyty "Astigmatic" Krzysztofa Komedy (1965 r.), które przeszło do historii jako jedno z dwóch najważniejszych dokonań jazzu europejskiego wszech czasów, docenionego też za Oceanem. Jednakże los wynagrodził Urbaniakowi to w inny sposób – dekadę później stał się on najpopularniejszym polskim jazzmanem w Ameryce.
Ta historia ma swe początki, gdy po powrocie z zarobkowego pobytu w Skandynawii założył kwartet z Adamem Makowiczem grającym na fortepianie elektrycznym, Pawłem Jarzębskim – na zelektryfikowanym basie i Czesławem Bartkowskim – na perkusji. Ponieważ medycy odradzali Michałowi Urbaniakowi dalszą intensywną grę na saksofonie, sięgnął też po skrzypce, instrument na którym kształcił się w młodości. Ten skład kwartetu zadebiutował na Jazz Jamboree ’70, a trzy miesiące później wystąpił w Filharmonii Narodowej, co zostało uwiecznione na niniejszym krążku.
Przełom lat 60./70. to okres przemian polityczno-społecznych. Narodziły się olbrzymie festiwale rockowe jednoczące młodych ludzi, lecz po nagłej śmierci Jimiego Hendrixa i Janis Joplin ruch hipisowski stracił ideologiczny entuzjazm. Mimo zażartego wyścigu zbrojeń i podboju kosmosu, nasiliły się protesty przeciw wojnie w Wietnamie. Wrzało na uniwersytetach.
W Polsce po stłumionym buncie robotników nastąpiła rewolucyjna zmiana władz państwowych. Na scenie jazzowej buntowniczy kierunek free nie znajdował szerokiego grona fanów a hardbop zaczynał być traktowany jak przeżytek. Jednocześnie w świecie rockowym pojawiło się mnóstwo zespołów z ambicjami i umiejętnościami, które proponowały refleksyjną muzykę improwizowaną, już nie do tańca a do słuchania i kontemplowania. Każdy jazzman poszukujący nowych środków wyrazu nie mógł tych okoliczności lekceważyć. Wydaje się, że właśnie Michał Urbaniak był pierwszym naszym jazzmanem, który wyczuł wiatr przemian. W niniejszych nagraniach dokonał on fuzji rozmaitych elementów, ale nie jest to jeszcze jazz-rock, do którego rozwoju się potem walnie przyczynił.
Rejestrację pamiętnego koncertu rozpoczyna zapowiedź Andrzeja Jaroszewskiego (wzorcowa dykcja), po czym rzewny temat kreślą skrzypce. W miarę rozwoju akcji struktury rytmiczno-harmoniczne ulegają pewnemu rozluźnieniu, a po dojściu do głosu elektrycznego fortepianu Makowicza, materia muzyczna ociera się o free. Temat kolejnego utworu intonuje saksofon tenorowy w rhytm’n’bluesowej konwencji, lecz dalszy rozwój akcji to ponownie wyprawa w regiony free, a to za sprawą błyskotliwych i przewrotnych fraz Makowicza. Trzeci utwór ze wstępem na tenorze przypomina mistyczne celebracje firmowane przez formacje Pharoaha Sandersa w tamtym czasie. Potem podnosi się temperatura akcji, a Urbaniak daje porywający popis gry na skrzypcach.
Drugą stronę płyty otwiera przewrotna wersja "Crazy Girl" Komedy: temat wprawdzie w rytmie podwójnego walczyka, lecz szybko perkusja rozluźnia rytm i przy szaleństwach saksofonu i fortepianu tylko bas trzyma dzielnie puls w ryzach. Dla kontrastu słynne "Body and Soul" przybiera dość konwencjonalną formę a`la romantyczny popis Bena Webstera, a Makowicz kreśli pełne polotu i elegancji solo na fortepianie akustycznym. Na finał dominujący głos należy do saksofonu sopranowego lidera, żywo modyfikującego motyw przewodni, gdy pozostali muzycy zyskują swobodę wypowiedzi.
Cezary Gumiński
POLSKIE NAGRANIA/WARNER MUSIC