Odsłuch
W tym teście mamy samych tuzów, firmy doskonale znane i cieszące się audiofilskim szacunkiem, które przechodzą jednak przeobrażenia, zmieniają obszary swojego zainteresowania, adresują swoje produkty do nowych grup klientów. Może więc ewoluuje też ich brzmienie?
Pytanie to nie bez powodu pojawia się przy Sonusie. Dawne Sonusy owiane są legendą. Współczesne, flagowe konstrukcje również sięgają szczytów, ale jak firma radzi sobie z wyzwaniem przeniesienia, choćby w pewnej skali, swojego stylu i charakteru, na znacznie niższe pułapy?
Pytanie takie może wydawać się banalne, ale w każdej firmie znajduje nieco inną odpowiedź. W przypadku Sonusa mamy do czynienia z dwoma filarami specjalnego brzmienia jej droższych konstrukcji - to zastosowanie wysokiej klasy materiałów w zakresie zarówno obudowy, jak i przetworników, a także określony sposób strojenia, profilujący charakterystykę częstotliwościową zgodnie z zamiarami konstruktora. Sonus nie stosuje jednak wyjątkowych technik, takich jak Uni-Q KEF-a czy wklęsłe kopułki Focala, które mogłyby być jednocześnie wyróżnikiem i wspólną cechą wszystkich jego konstrukcji.
W tańszych produktach nie ma budżetu na najlepsze komponenty, do dyspozycji pozostaje strojenie, umiejętności samego człowieka, który na końcu wszystko układa i zawsze w największym stopniu decyduje o tym, jak co gra.
Obudowa Chameleona nie jest ani minimalistycznym prostopadłościanem o ostrych krawędziach, ani „rzeźbą w drewnie” w stylu dawnych mistrzów, a jednak Włochom znowu udało się przygotować ładny projekt, nawet w niskobudżetowej serii. Ponadto cienka maskownica nie sprawia żadnych problemów akustycznych. Tak jak większość kolumn Sonusa, również Chameleony są lekko pochylone do tyłu, chociaż nasze pomiary wskazują, że nie było to potrzebne do uzyskania najlepszych charakterystyk.
Czy Sonus przypomina jeszcze Sonusa, czy już nie... Skądinąd widać - dosłownie - że Sonusowi wcale nie zależy na skrupulatnym kontynuowaniu tradycji. Sonus faber Chameleon T wyglądają zupełnie inaczej niż stereotypowe Sonusy, więc może i dźwięk jest ze zupełnie innej parafii, adresowany do nowego klienta o zupełnie innym guście, nieprzywiązanego do żadnych wspomnień - po prostu oczekującego subiektywnie dobrego brzmienia, a nie "rasowego" brzmienia Sonusa?
Posłuchajmy kolumn Sonus faber Chameleon T bez żadnych "obciążeń", bez nadmiernych oczekiwań i bez uprzedzeń - jakby weszła z nimi na rynek zupełnie nowa, nieznana dotąd firma.
Z takiej perspektywy powiedziałbym, że Chameleony grają tak, jak wyglądają - ładnie, nowocześnie i bezpiecznie. Nie będą wzorcem neutralności i dokładności w swojej klasie cenowej, nie będą też imponowały największą dynamiką, nie zabiją basem, ale też nie schowają się do kąta.
Nie będą nadmiernie stylizować, kreować jakichś subtelnych klimatów, w żadnej sprawie nie postawią wszystkiego na jedną kartę, nie pójdą w ekstrema, ale też nie zagrają nazbyt ostrożnie i nijako.
Mimo braku bardzo wyrazistych cech, zamysł jest zupełnie czytelny - kolumny Sonus faber Chameleon Tmają się podobać nie tylko, a nawet nie przede wszystkim, audiofilom obserwującym brzmienie szkiełkiem i okiem, ale "zjadaczom chleba"; i to zarówno w pierwszym wrażeniu, jak i na dłuższą metę.
Warto przy tym wyjaśnić, że różnica gustów między amatorami a ekspertami wcale nie jest przepastna i jednoznaczna; przywykliśmy sądzić, że amatorzy zawsze cieszą się z potężnego basu i ostrej góry, generalnie im więcej adrenaliny, tym lepiej, a tymczasem oni też czasami chcą przy muzyce odpocząć i dobrze wiedzą, jakie brzmienie do tego służy.
Sonus faber Chameleon T mogą więc służyć przy różnych okazjach; skrajne zakresy mają podkreślone, ale nieprzesadnie, wysokie tony są delikatniejsze niż z Focali, a nawet niż z Pro-Aców, chociaż to kwestia innego akcentowania niż ogólnego poziomu.
Sonusy zasadniczo różnią się od ProAców wycieniowaniem przejścia między środkiem a górą, przez co Chameleony grają z większego dystansu, grzeczniej, mniej dobitnie, ale z większą dawką "powietrza"; w tym zakresie brzmienie Focali plasuje się pomiędzy Sonusami a ProAcami. Jednak obserwując cały balans tonalny, barwę, ekspresję, można dojść do wniosku, że Sonus lokuje się pomiędzy Focalem a... KEF-em, a nawet że bliżej mu do R500.
Gniazdo jest już zupełnie prozaiczne, w gatunku dostępnym dla każdego producenta (a nawet hobbystów); swoją drogą, bi-wiringu nie stosuje dzisiaj 99 procent użytkowników, a producenci zakładają takie gniazda (i odpowiednio separują obwody zwrotnicy) raczej z rutyny, niż z przekonania. Większość audiofi lów wolałaby widzieć jedną parę, ale bardziej eleganckich zacisków, co też nie musiałoby mieć żadnego przełożenia na brzmienie, a tylko na "zaawansowanie" luksusowego produktu.
Ostatecznie wysokie tony Chameleonów są zaznaczone, czyste, rozdzielcze, ale też uprzejme i nienapastliwe, nie piszczą i nie gwiżdżą, znajdują dojście bardziej świeżością i aurą niż mocnymi błyskami. Kto lubi mocny atak i pełne brzmienie blach, więcej ich znajdzie w Focalu, a nawet w ProAcu.
Średnica Chameleonów jest schludna i "wygodna" - w żadnym nagraniu nie sprawiła kłopotu; czasami wydaje się ocieplona, czasami szczupła, nigdy nie utonęła między basem a górą, ani nie wyskoczyła do przodu, a tym bardziej nie krzyczała. Nie oczekiwałbym z tej strony ani wielkich emocji, ani problemów.
Podobnie jest z basem - tak jak napisałem wcześniej, Chameleony grają bezpiecznie i przewidywalnie, sekcja niskotonowa nie generuje lawiny, nie rządzi, ale i nie kuleje, w dość typowy sposób niskie tony są wyeksponowane (z czego "zrezygnowały" tylko Audio Physiki), podobne w tempie i w konsystencji do basu z Focala, dobrze wspierające średnicę.
W całym brzmieniu jest trochę smużenia, jakby odrobina "szumu tła", które stoi na przeszkodzie maksymalnej przejrzystości, ale nie jest to "kotara", a może jest to nawet korzystne do maskowania elementów pogarszających bliski kontakt z samą muzyką - pewnie niezamierzone, ale przypadkiem zgodne z koncepcją brzmienia lekkostrawnego i przyjemnego.
Andrzej Kisiel