Odsłuch
Seria Evoke zastępuje serię Excite, a Dynaudio Evoke 50 wchodzi na miejsce Excite 44. Tenże testowaliśmy, z wyśmienitymi rezultatami, więc teraz... możemy mieć zarówno duże oczekiwania, jak i pewne obawy - czy powtórzy on sukces poprzednika?
Prawdopodobnie tak, ale od razu ważna uwaga - Evoke 50 grają inaczej niż Excite 44. Nie są ani "trochę", ani "wyraźnie" lepsze - są inaczej zestrojone, przynajmniej na skali brzmień jednej firmy, zwłaszcza firmy znanej z pewnej konsekwencji.
Excite 44 słuchałem kilka lat temu, ale dobrze je pamiętam, a wyniki pomiarów są zbieżne z wrażeniami zarówno tamtymi, jak i aktualnymi. Dlatego nie będę obiecywał, że każdemu, komu przypadły do gustu Excite 44, jeszcze bardziej spodobają się Evoke 50. Za to mam inną atrakcję: Evoke 50 bardzo przypominają znacznie droższe Contoury 30.
To utwierdza w przekonaniu, że Dynaudio zmodyfikowało kurs, oczywiście zakładając, że ta zmiana spotka się z uznaniem większości. Też mi się tak wydaje; Evoke 50 robią doskonałe wrażenie już od pierwszych dźwięków, fascynują siłą niskich rejestrów, uwodzą delikatnością wysokich, przekonują przejrzystością średnicy.
Czytaj również: Jak należy ustawić zespoły głośnikowe względem miejsca odsłuchowego?
A jak grały Excite 44? Przede wszystkim łagodniejszym basem; to kwestia proporcji, ale mimo że operowały większymi niskotonowymi, bas nie był wyeksponowany względem zakresu średnio-wysokotonowego, dzięki czemu Excite 44 można ustawić blisko ściany, nawet przy bas-refleksie pracującym "na pełnych obrotach".
Z drugiej strony, w dużym pomieszczeniu, gdy będą odsunięte od ścian, ich brzmienie może nie dysponować potęgą, albo nawet "fundamentem", jakiego spodziewamy się po kolumnach tej wielkości. Pod tym względem nowe Dynaudio Evoke 50 spisują się lepiej, grają basem "męskim", mocnym, gęstym, i to mając wokół dużo miejsca.
Co będzie jednak, gdy przysuniemy je do ściany?
Właśnie wtedy przydadzą się zatyczki. Co prawda, nie robiłem takiej próby, ale efekt jest przewidywalny. W ten sposób Evoki 50 są jeszcze bardziej uniwersalne; Excite 44 można było pochwalić za umiejętność "zmieszczenia się" w niewielkich pokojach, ale Evoki 50, mimo że fizycznie mniejsze, poradzą sobie w różnych sytuacjach.
Mocny, spójny dźwięk nie jest nazbyt twardy ani ciężki, muskularny bas ani trochę nie dudni i nie przymula - jest naprawdę wyśmienity, łącząc obfitość i poprawność w efektowną i przyjemną materię muzyczną. Nie traci kontroli, ale i nie "żyłuje".
Tym razem nie podgrzewa średnicy w sposób, który dawałby jej pierwszeństwo; jest dobrze zintegrowany, pracuje sprawnie, dynamicznie, nie dla "ocieplenia wizerunku". Dzięki temu mamy nie tylko niskie zejścia, lecz również uderzenia, kontury i "konkretną plastyczność", bez basowych rozlewisk.
Średnie tony to demonstracja neutralności, selektywności i kultury. Przy dobrym nasyceniu nie jest to zakres dominujący ani uparcie przyciągający uwagę - to stwierdzenie może niektórych zniechęcić, ale nie można ciastka zjeść i je mieć.
Jak neutralność, to nie czary i czułości, nawet te najbardziej "muzykalne" i uwodzące. Ale i tak Dynaudio utrzymuje w tym teście przewagę nad konkurentami pod względem elegancji i kompletności średnich tonów.
Wyważona średnica bez egzaltacji zapewnia naturalność wokalom, czysto i spokojnie realizuje wszelkie zadania, nie ma "niezdrowych rumieńców", nerwowości wyższego podzakresu ani "dopalenia" niższego.
Wysokie tony są delikatne, świeże, detaliczne bez odrobiny ostrości. Tutaj Dynaudio zmieniło się najmniej, wciąż szlifuje i poleruje górę pasma, nie ryzykując dalszych wycieczek w stylu przyjętym ostatnio przez Sonusa. Taką detalicznością można się delektować jak najlepszymi czekoladkami z luksusowej bombonierki. Polecam wyroby polskiej manufaktury Karmello, ale zawsze duńskie maślane ciasteczka.
Im dłużej ich słuchałem, tym bardziej doceniałem wierność i komfort, co wcale nie jest kombinacją oczywistą. Czasami odbieramy liniowość i precyzję, ale trudniej o przyjemność, albo odwrotnie - dźwięk jest fajny, chociaż dostrzegamy odstępstwa od zrównoważenia, co też trochę psuje nam humor... bo chcielibyśmy mieć zarówno satysfakcję posiadania kolumn obiektywnie prawidłowych w możliwie najwyższym stopniu, jak też odbierać dźwięk subiektywnie lekkostrawny, "pozytywnie nakręcony", emocjonalny, ale nienerwowy. Takie właśnie są Dynaudio Evoke 50.
Czytaj również: Jaki jest związek między wielkością zespołów głośnikowych a wielkością odpowiedniego dla nich pomieszczenia?
Przestrzeń jest świetna, czytelna, bogata, subtelna i wyrafinowana. Są oczywiste lokalizacje, akustyka, pogłosy, wszystko w najlepszych proporcjach, płynnie, na luzie, z oddechem.
Satysfakcjonujące pod każdym względem, stuprocentowo bezpieczne, przyjemne, dokładne i prawdziwe. Typ, który można kupować bez osobistego słuchania (o ile cokolwiek można i o ile rozumie się z takiej recenzji przynajmniej połowę).
Miedź czy aluminium?
Dynaudio dość szczegółowo przedstawia przetworniki, podając fakty ważne i... prozaiczne; zastosowane rozwiązania mają być optymalne dla przetwornika pełniącego w zestawie określoną rolę, a nie uniwersalnie najlepsze dla wszystkich.
Nie wszystkie sformułowania w firmowym opisie są jednak tak trafne i precyzyjne, jak same rozwiązania i konstrukcje Dynaudio. Uzyskaniu dobrej „kontroli” basu (związanej z możliwie niskim współczynnikiem dobroci układu rezonansowego Qts) służy zarówno silny układ magnetyczny, jak i miedziane uzwojenie cewki, jako że miedź ma mniejszą rezystancję, co pozwala uzyskać założoną impedancję przy większej liczbie zwojów (większej długości uzwojenia), a to z kolei zwiększa współczynnik siły Bxl (indukcja w szczelinie razy długość uzwojenia).
Miedź jest cięższa od aluminium, co jest argumentem za stosowaniem aluminium w głośnikach, w których kluczowe jest utrzymanie jak najniższej masy drgającej, a dokładnie - masy samej cewki.
Wzrost masy drgającej można rekompensować wzrostem współczynnika Bxl, wciąż utrzymując odpowiedź impulsową na żądanym poziomie, ale na charakterystykę przetwarzania w zakresie średnich tonów wpływa balans między masą membrany a masą cewki - im większa masa cewki przy określonej masie membrany, tym wcześniej opada charakterystyka.
Dla głośnika niskotonowego nie ma to wielkiego znaczenia (wcześniejsze opadanie może być nawet korzystne), ale ma za to w głośniku średniotonowym. Dlatego średniotonowy w Evoke 50 ma cewkę jeszcze mniejszą (38 mm) i nawiniętą drutem aluminiowym.
Jak obstawiacie, jakie cewki mają 15-cm niskotonowy i nisko-średniotonowy w dwuipółdrożnych Evoke 30? Teoretycznie niskotonowy powinien mieć raczej miedzianą, a nisko-średniotonowy - aluminiową, jednak ponieważ formalnie niskotonowy przetwarza tam aż do 1,2 kHz (taką częstotliwość filtrowania podaje sam producent), więc w praktyce należy go uznać za nisko-średniotonowy i potraktować cewką aluminiową. Tak też to wygląda w rzeczywistości, jednak zaskakujące jest uzasadnienie tego wyboru w opisie producenta, który nie skorelował swoich prezentacji różnych modeli...
Otóż aluminium ma mieć teraz tę przewagę nad miedzią, że jako lżejsze pozwala wykonać więcej uzwojeń przy założonej masie, a jak już wiemy: więcej uzwojeń to wyższy współczynnik Bxl i lepsze prowadzenie basu... Czyli jak zamieniamy aluminium na miedź, to mamy lepszy bas, a jak zamieniamy miedź na aluminium, to... też mamy lepszy bas?
Czytaj również: Na czym polega niesfazowanie kolumn i jaki jest tego wpływ na charakter brzmienia?
Tutaj producent się pomylił, błąd łatwo wskazać, zapomniał bowiem, że w tych porównaniach trzeba utrzymać określoną rezystancję uzwojeń, nie można więc ponawijać tyle uzwojeń aluminiowych, na ile pozwalałoby samo utrzymanie optymalnej masy, bo spowodowałoby to ustalenie zbyt wysokiej rezystancji; musi ich być wręcz mniej niż uzwojeń miedzianych, co obniży współczynnik Bxl.
Czytamy również, że inżynierowie stwierdzili, iż w niektórych głośnikach preferują brzmienie z cewek nawiniętych miedzią połączonych z lżejszymi membranami niż z cewek nawiniętych aluminium połączonych z cięższymi membranami, mimo że w obydwu przypadkach (całkowite) masy drgające (cewka z membraną) były identyczne: "Liczby na papierze były takie same, ale nasze uszy zdecydowały".
Czyżby nie wiedzieli, że również na papierze można było sprawdzić, że różne są proporcje między masą cewek i membran, a to wpływa na charakterystyki, czy sądzą, że nie wiedzą tego czytelnicy tych materiałów, a teza o "odkrywaniu" różnic przez odsłuch, a nie na skutek analizy parametrów, jest przyjmowana przez wielu audiofilów z radością?
Trzeba jednak oddać honor firmie za to, że niezależnie od takich drobnych uchybień, wprowadza do swoich materiałów informacyjnych dużo opisów merytorycznych, na pewno poszerzających wiedzę zainteresowanych, podczas gdy inni producenci często ograniczają się do "czarowania", a błędy w opisach bywają elementarne.
JUPITER, czyli pomiary dookólne
Jedną z nowości przedstawianych z dumą przez Dynaudio jest nie kolejny produkt, ale system pomiarowy Jupiter, zwany też robotem. Zanim go opiszemy, przypomnijmy (podobnie podchodzi do tematu Dynaudio), w jaki sposób mierzono kolumny dawniej.
Obowiązkowym wyposażeniem każdej poważnej firmy głośnikowej była kiedyś komora bezechowa lub przynajmniej dostęp do takowej; im większa, tym lepsza, bowiem od jej rozmiarów zależała głębokość ustrojów tłumiących (mających kształt długich klinów), które musiały pokrywać wszystkie powierzchnie, łącznie z "dnem" komory (użytkownicy chodzili po siatce rozpiętej nad nimi), a od głębokości ustrojów – dolna częstotliwość graniczna prawidłowego pomiaru.
W pewnym uproszczeniu można stwierdzić, że gdy fala jest dłuższa od klina, traci on zdolności tłumiące, a więc komora przestaje mieć właściwości bezechowe, powierzchnie odbijają falę, ta po odbiciach dociera do mikrofonu i zakłóca obraz sytuacji (mierzonej charakterystyki), jaki miały "malować" tylko fale biegnące bezpośrednio z głośnika.
Bardzo duże komory bezechowe (jak np. nieistniejąca już komora we Wrześni – w swoim czasie największa w Europie) miały częstotliwość graniczną ok. 50 Hz, przeciętnej wielkości – ok. 100 Hz. Nowoczesne systemy pomiarowe, działające wg metody MLS (tak też działa nasze laboratorium), pozwalają znacznie zmniejszyć wymagania "lokalowe", symulując rezultaty uzyskiwane w komorze bezechowej, chociaż również z ograniczeniem w zakresie niskich częstotliwości.
Metoda opiera się na wykorzystaniu techniki FFT (a więc techniki obliczeniowej, dostępnej nawet w najprostszych współczesnych komputerach) i oczywistego zjawiska, że fale odbite dobiegają do mikrofonu później niż fale bezpośrednie z głośnika – tym później, im dalej znajduje się powierzchnia odbijająca (fala dźwiękowa rozchodzi się przecież ze skończoną prędkością). Do głośnika nie jest podawana sinusoida, ale szum, który po odpowiednich operacjach staje się odpowiedzią impulsową, a ta z kolei zostaje przeliczona przez algorytm FFT na charakterystykę przetwarzania.
Ważne jest jednak, aby z analizowania odpowiedzi impulsowej "odciąć" tę jej część, która odpowiada energii fal docierających do mikrofonu wraz z pierwszym odbiciem i później. Od tego, jak wcześnie (po czole fali, która biegła bezpośrednio z głośnika) odetniemy "ogon" widma, zależy częstotliwość graniczna pomiaru. W ten sposób można pracować nawet w normalnym pokoju, licząc się z tym, że częstotliwość graniczna, związana z bliskością podłogi i sufi tu wyniesie ok. 300 Hz.
Pomiar zakresu niskich częstotliwości można przeprowadzić zupełnie inną metodą – w polu bliskim – jeżeli jednak chce się przesunąć w dół częstotliwość graniczną pomiaru MLS, trzeba powiększyć pomieszczenie pomiarowe (ale nie trzeba go w ogóle wytłumiać!). W tym celu Dynaudio zbudowało komorę w formie sześcianu o boku 13 m! Wciąż nie wystarczy to, aby zmierzyć metodą MLS całe pasmo akustyczne, ale częstotliwość graniczna leży już poniżej 100 Hz.
Jednak nie tylko temu służy ta imponująca instalacja. Jej celem jest przede wszystkim umożliwienie wygodnego i szybkiego pomiaru charakterystyk pod dowolnym kątem, w każdej płaszczyźnie, a więc jakby w dowolnym punkcie sfery (w centrum której znajduje się głośnik), a nie tylko na osi głównej i w jej pobliżu.
W standardowych warunkach pomiarowych mikrofon znajduje się na wysięgniku, w ustalonej pozycji, a kolumna zostaje ustawiona na stoliku, na którym może obracać się w płaszczyźnie poziomej, co pozwala na zmianę kąta pomiaru w tej płaszczyźnie, a zmianę kąta w płaszczyźnie pionowej można wykonać albo podnosząc lub opuszczając stolik z głośnikiem, albo mikrofon.
Każdy elementarny pomiar, na każdej osi, zwłaszcza w płaszczyźnie pionowej, wymaga "przestawiania", co zajmuje czas, a pomiary pod dużym kątami w płaszczyźnie pionowej są bardzo trudne albo wręcz niemożliwe. W wielkiej komorze Jupitera kolumna stoi na obrotowym stoliku, na końcu długiego wysięgnika zaczynającego się w "otworze załadunkowym", a 31 mikrofonów jest zainstalowanych na wielkim łuku, na półokręgu, który w ten sposób "obejmuje" zakres kątów 180°.
Skrajne mikrofony znajdują się dokładnie pod kolumną i nad kolumną, wszystkie rozmieszczone są co 6 stopni. Wydaje się, że przy takim ustawieniu wystarczy obracać kolumną w płaszczyźnie poziomej w zakresie 360° (wokół jej osi pionowej), aby wykonać pomiary pod dowolnym kątem w dowolnej płaszczyźnie (z dokładnością do 6 stopni).
Dynaudio dodaje, że obracany jest również łuk z mikrofonami; być może służy to jakimś "trudniejszym" sytuacjom, ale teoretycznie wystarczy, gdy łuk przesuwa się płynnie w płaszczyźnie pionowej w zakresie 6 stopni, aby wraz z możliwością obracania kolumny móc zmierzyć charakterystykę pod literalnie dowolnym kątem. Dynaudio dodaje, że pomieszczenie jest tak duże, iż pozwala mierzyć całe systemy głośnikowe, stereofoniczne i wielokanałowe.