Ale tak sformułowane zadanie postawiło przed sobą wielu producentów, więc nie oznacza ono jeszcze gotowej i skutecznej recepty na sukces. Konkurencja jest duża i trzeba wymyślić coś oryginalnego i konkretnego.
Mission wymyśliło i to już dawno, zdobyło mocną pozycję na rynku i teraz ją utrzymuje - systematycznie odnawia ofertę, udoskonala technikę, odświeża wygląd, utrzymując przy tym charakterystyczne rozwiązania i przypominając o swoim brytyjskim pochodzeniu, będącym w cenie u większości audiofilów.
Mission nie jest jednak aż tak ostrożne jak Jamo, nie ogranicza się do produktów niskobudżetowych, skoro Mission LX5 MKII, cenowy odpowiednik najdroższej pozycji w całej ofercie Jamo, należy do najniższej serii Mission, i do tego wcale nie jest w niej modelem największym. Ale i nie najmniejszym wśród wolnostojących, są bowiem w niej trzy: LX4, LX5 i LX6 (oczywiście obecnie wszystkie MKII), a do tego trzy podstawkowe, dwa centralne, jeden surroundowy i jeden subwoofer.
Co prawda subwoofery są zgromadzone w oddzielnej serii, ale zostały oznaczone symbolami serii głośnikowych; w ten sposób można namierzyć LX10Sub. Razem z subem mamy więc dziesięć modeli. Mission solidnie i wszechstronnie przygotowało serię MKII (liczniejszą niż pierwsza edycja LX), co jest dla nas wszystkich wskazówką i nadzieją, że klasyczne stereo i Hi-Fi jest wciąż popularne, nie schodzi do katakumb pod presją głośników bezprzewodowych.
Mission nie rezygnuje też z obszernej prezentacji swoich dokonań, gdzie oprócz typowych frazesów jest też dużo informacji dokumentujących faktyczne rozwiązania. Producent najwyraźniej ma nadzieję (i my też), że ktoś to jeszcze czyta... Dlatego zresztą koncern IAG kupił renomowane brytyjskie marki, aby wykorzystywać ich sławę i kultywować ją wśród wymagających klientów.
Nie zawsze zamożnych, ale zwykle ciekawych - przede wszystkim brzmienia, lecz również historii, która zaczęła się 07.07.1977. Czy w tym roku doczekamy się z okazji 45-lecia czegoś "super", czy dopiero na 50-lecie?
Czytaj również: Jakie znaczenie ma moc, a jakie efektywność zespołów głośnikowych?
Do całej testowanej grupy najlepiej (a w zasadzie wyłącznie) pasowały ceną Mission LX5 MKII, mniejsze Mission LX4 MKII już testowaliśmy, chociaż z kolei one odpowiadają wielkością pozostałym "brytyjskim" (cudzysłów nie bez powodu) zawodnikom w tym teście – Bronze 200 i Diamond 12.3.
Mission LX5 MKII - układ głośnikowy
Mission LX5 MKII to układ z parą 18-cm nisko-średniotonowych (wymienieni konkurenci, tak jak LX4 MKII – z 15-tkami), w większej obudowie, nawet nie o wiele wyższej, ale wyraźnie szerszej, co zmienia proporcje.
Nie jest to taki mikrus jak Monitor Audio ani słupek jak Wharfedale, jednak to wciąż zgrabna, niekłopotliwa kolumienka do małych i średnich pomieszczeń, a para 18-tek to w takich warunkach żadna przesada, a raczej solidny fundament dla przyzwoitej mocy i efektywności.
Układy LX5 MKII i LX4 MKII wyglądają podobnie, jednak różnią się nie tylko wielkością przetworników nisko-średniotonowych. W LX5 MKII dodano delikatny, ale intrygujący szczegół - dolną 18-tkę odsunięto odrobinę bardziej od wysokotonowego (niż górną, która "wcina" się w jego kosz, a dolna już nie), przez co układ przestaje być idealnie symetryczny (jak w LX4 MKII, gdzie obydwie 15-tki siedzą bardzo blisko wysokotonowego).
Czytaj również: Czy długość przewodów ma wpływ na pracę kolumn?
W układach symetrycznych staramy się zarówno o symetrię, jak i o jak najbliższe ustawienie centrów akustycznych wszystkich przetworników, więc nawet lekkie oddalenie dolnej 18-tki nie służy ani jednemu, ani drugiemu. A więc czemu?
Zrodziło to podejrzenie, że układ nie jest symetryczny również "elektrycznie", czyli nie dwudrożny, lecz dwuipółdrożny – z dolnym przetwornikiem filtrowanym niżej. Wówczas jego lekkie odsunięcie nie miałoby żadnych negatywnych konsekwencji (chociaż nie byłoby też wcale konieczne), a pozwoliło "zasygnalizować" układ inny niż symetryczny.
Jednak pomiary wskazują, że obydwie 18-tki są filtrowane tak samo. Być może odsunięcie dolnej 18-tki było konieczne w celu wprowadzenia do obudowy wzmocnienia między nią a wysokotonowym (ale nie pełnej przegrody, bo obudowa jest jednokomorowa), być może chodziło tylko o wizualne nawiązanie do firmowego rozwiązania, które jednak tutaj nie ma zastosowania - "odwróconej geometrii" (Inverted Driver Geometry) z przetwornikiem nisko-średniotonowym (lub średniotonowym) powyżej wysokotonowego, typowej dla konstrukcji podstawkowych i trójdrożnych Mission.
Czytaj również: Czy obudowa z membraną bierną to obudowa zamknięta?
W takich układach głośnik wysokotonowy zostaje przeniesiony niżej, aby nieco oddalić go od słuchacza (a relatywnie przybliżyć nisko-średniotonowy), a ostatecznie... ustawić ich centra akustyczne w podobnej odległości (centrum nisko-średniotonowego jest zwykle cofnięte ze względu na geometrię membrany).
Tak też układają się relacje górnego nisko-średniotonowego i wysokotonowego w LX5 MKII (i w LX4 MKII), bo wysokotonowy znajduje się na wysokości 75 cm – niżej niż zwykle uszy słuchacza. Ale dolny głośnik nisko-średniotonowy jest najbardziej odsunięty, a różnica odległości od nisko- średniotonowych do słuchacza jest w układzie symetrycznym najbardziej szkodliwa, bo wprowadza przesunięcia fazowe w zakresie średnich częstotliwości (w jakim te przetworniki współpracują), a to z kolei powoduje osłabienia na wypadkowej charakterystyce.
Stąd też trudna walka o jak najlepsze charakterystyki kierunkowe w pionie, które mimo symetryczności często szybko pogarszają się już pod niewielkimi kątami (poza osią głośnika średniotonowego, na której odległości od obydwu nisko-średniotonowych są takie same). Uff... tyle teorii.
W praktyce konstruktor Mission LX5 MKII poradził sobie z tymi wyzwaniami doskonale (o czym świadczą nasze pomiary), dzięki ustaleniu niskiej częstotliwości podziału (2,3 kHz) i zastosowaniu filtrów wysokiego rzędu (akustyczne zbocza 24 dB/okt.).
Czytaj również: Po co w zespołach głośnikowych jest zwrotnica?
A do tego pozwolił sobie jeszcze na filuterne odsunięcie dolnego nisko-średniotonowego... Membrana nisko-średniotonowego jest z zewnątrz wklęsłą miską, opartą na stożku połączonym z cewką - to struktura stosowana już przez kilku producentów, zapewnia wysoką sztywność, ale uzyskanie wyrównanej charakterystyki w zakresie średniotonowym nie jest dane z automatu, wymaga starannych badań, doboru profili obydwu części, ich materiałów i sposobu połączenia.
Obydwie warstwy membrany w Mission LX5 MKII są wykonane z prasowanej pulpy włókien o niskiej higroskopijności (a więc o stabilnych parametrach, niezależnych od wilgotności środowiska); sam ten materiał ma prawdopodobnie dobre tłumienie wewnętrzne.
Kopułka wysokotonowa jest tekstylna, tutaj producent zwraca uwagę na znaczenie precyzji dawkowania nasączenia i klejów, gdyż jedna kropla więcej może zburzyć delikatną równowagę wszystkich elementów.
Mission LX5 MKII - odsłuch
Po wręcz ekscentrycznym koncercie Jamo Concert C97 II, które zasypały nas wszelkimi perkusjonaliami, błysnęły dęciakami i szarpały gitarowymi solówkami, wyostrzając i rozjaśniając wszystko na dobre i na złe, Mission LX5 MKII przynoszą uspokojenie, przywracają "normalność", która po takich emocjach może wydawać się mało efektowna, lecz na dłuższą metę będzie bezpieczniejsza i bardziej uniwersalna.
Zresztą większość nie będzie wcale przechodzić akomodacji; napisałem "może wydawać się", ale tylko w takim porównaniu, w takiej kolejności odsłuchów, a przecież mało kto znajdzie się dokładnie w takiej samej sytuacji.
Sam też nie przeżyłem szoku, zachowuję szacunek dla odważnej propozycji Jamo, ale włączenie kolumn Mission LX5 MKII przyniosło wyłącznie pozytywne odczucia. Mam jednak słuch trwale skalibrowany na obiektywnie prawidłową równowagę tonalną i chociaż przyjmuję do wiadomości różne upodobania, to nie zamierzam relatywizować aż do absurdu.
Czytaj również: Na jakiej zasadzie działają kolumny z głośnikami niskotonowymi na bocznej ściance, jakie są zalety i wady takiego ustawienia?
Zresztą Mission LX5 MKII już do końca testu będzie moim faworytem jeśli chodzi o zrównoważenie, naturalność, plastyczność, kulturę. Przy tym nie jest to dźwięk nudny i markotny – ma dużo soczystości i plastyczności, ale nie przesadza z ocieplaniem i rozmiękczaniem.
Tworzy mocny pierwszy plan, w czym największą rolę odgrywa średnica, która jest dobrze wyważona, dyskretnie wsparta przez proporcjonalny bas i płynnie kontynuowana przez wysokie tony. Wokale są obecne, spójne, ładnie wyodrębnione, nienapastliwe.
Wszystko jest tutaj dopięte, ale nie napięte. Muzyka płynie łatwo, czasami jest lekka, czasami z mocniejszym rytmem, który nie jest ani rozmyty, ani podkreślony twardymi kopniakami.
Wysokie tony są znacznie delikatniejsze (niż w Jamo), przy tym pokazują dużo drobnego detalu, na połączeniu ze średnicą trochę się cofają, więc blachy nie są bardzo mocne i gęste, ale zachowują niezbędną ciągłość i dużą paletę wybrzmień.
Dawniej dźwięk Mission bywał nazbyt suchy i przygaszony, seria LX MKII wnosi więcej wyrazistości i oddechu, o czym przekonaliśmy się już w teście mniejszych LX4 MKII, które zrobiły ogólnie bardzo dobre wrażenie, tym bardziej w kontekście swojej umiarkowanej wielkości.
Mission LX5 MKII może grają lepiej, może trochę inaczej, nie mam bezpośredniego porównania, ale raczej nie gorzej... bo od samego początku do końca z każdej próby wychodziły z tarczą. Nie są kapryśne, żadnym nagraniom specjalnie nie pomagają, ale też słabszych nie piętnują, służą im trochę swoją naturalną żywością średnich tonów i subtelną szczegółowością wysokich.
Nie trzeba też wskazywać, do jakiej muzyki się lepiej nadają – każdą potraktują uprzejmie, żadnej nie odbiorą emocji, chociaż nie będą też dolewać oliwy do ognia. Ale kiedy włączyłem kawałki dobrego rocka z gitarowymi riffami, te wcale nie były ugłaskane, Mission mają zakodowaną odpowiednią dawkę szorstkości i drapieżności, czyli rozdzielczości pozwalającej takim dźwiękom sprostać.
Może dadzą radę i na imprezie... chociaż ich największe atuty usłyszymy w innych warunkach – w poważnych "odsłuchach", kiedy będziemy się delektować ich smaczkami i elegancją, lub grając w tle – dostarczą muzykę łatwo i przyjemnie.