Historia jest zapisana, ale w pewne zakłopotanie może wprawić zdobiący pudło napis: “Musical Fidelity, an Austrian brand". Pod koniec ubiegłego roku nowym właścicielem Musical Fidelity jest Tuning Vertriebs GmBH, czyli Heinz Lichtenegger, twórca potęgi Pro-Jecta.
I najwyraźniej nie zamierza tego ukrywać. "Przejęcia" nie są niczym szczególnym, a skoro Michaelson postanowił się wycofać, to w sumie dobrze, że MF trafił w takie ręce. Na czele samego zespołu MF wciąż stoi Anthony Michaelson wraz z grupą zaufanych ludzi.
Najnowszy wzmacniacz zintegrowany Musical Fidelity M2Si (jak również partnerujący mu odtwarzacz CD - M2CD) to pierwsze urządzenia przygotowane pod nowym patronatem. Jednocześnie "dwójki" są najtańszymi urządzeniami marki od dłuższego czasu (w kategorii sprzętu "pełnowymiarowego").
M2si nawiązuje do większej integry M3si. Front jest metalowy i charakterystycznie podcięty. Duże pokrętło to oczywiście regulacja wzmocnienia, obok niego znajduje się sześć niewielkich przycisków wyboru źródeł (dioda na każdym potwierdza wybór).
Siódmym przyciskiem jest włącznik zasilania, jemu towarzyszą już dwie diody, dodatkowa sygnalizuje tryb wyciszenia, aktywowany także tuż po uruchomieniu wzmacniacza. Układ miękkiego startu weryfikuje poprawność działania kluczowych obwodów i “zezwala" na załączenie końcówek mocy, jeśli nie dzieje się nic niepokojącego.
Czytaj również: Co to jest współczynnik tłumienia wzmacniacza?
Pokrętło głośności wygląda i funkcjonuje, jakby pracował za nim tradycyjny potencjometr analogowy. Okazuje się on jednak tylko sterownikiem przekazującym rozkazy do mikrokontrolera.
Musical Fidelity M2si - złącza
Musical Fidelity M2si to wzmacniacz w pełni analogowy, a więc wejścia są tylko takie, chociaż jest ich dużo. Podłączymy aż sześć źródeł liniowych, jedno z nich może być rejestratorem, ponieważ przewidziano także wyjście, a nawet dwa, z tym że drugie wyprowadza sygnał z przedwzmacniacza na zewnętrzną, dodatkową końcówkę mocy.
Ponadto jedno z wejść można przełączyć w tryb integracji z systemami wielokanałowymi (sygnały będą doprowadzone wprost na końcówki mocy M2si). Na tym jednak koniec "wypasu". Nie ma wejść cyfrowych, brakuje też najzupełniej analogowego wyjścia słuchawkowego oraz superanalogowego wejścia gramofonowego.
Humor poprawi nam znowu jakość konstrukcji wewnętrznej. To klasyczny, solidny kawał amplifikacji, o czym świadczy również staranny montaż i prowadzenie przewodów, które są utrzymywane w porządku za pomocą uchwytów i złączek. Cały układ audio znajduje się na jednej dużej płytce drukowanej.
Czytaj również: Czy do wzmacniaczy cyfrowych można podłączyć gramofon analogowy?
Sporo nowoczesnych wzmacniaczy jest wyposażonych w wyświetlacze i rozbudowane układy mikrokontrolerów, które czuwają między innymi nad regulacją głośności. Potencjometr analogowy, chociaż dla wielu najwygodniejszy, ma ewidentne ograniczenia i niedoskonałości.
Musical Fidelity połączył w M2si dwa światy - regulacji analogowej i cyfrowej (cyfrowo sterowanej). Od strony użytkownika mamy wciąż zwykły potencjometr, który jest jednak zaledwie sterownikiem, przekazuje informacje o położeniu pokrętła do mikroprocesora, który tłumaczy je na wymagane tłumienie.
W ścieżce sygnału znajduje się precyzyjny, scalony regulator Burr Brown PGA23201 załączający odpowiednią kombinację tłumików.
Takie rozwiązanie nie jest nowe, ale widuje się je raczej w droższych wzmacniaczach. Jego zaletą jest także możliwość skrócenia ścieżki sygnałowej, wynikająca z montażu scalonego regulatora w optymalnym miejscu układu (potencjometr analogowy jest zwykle zainstalowany przy przedniej ściance, co wymusza prowadzenie długich przewodów).
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
Potencjometr zainstalowano na oddzielnej płytce, ale ponieważ jego rola nie wiąże się z sygnałami audio, nie ma to żadnego znaczenia. Selektor źródeł ma formę scalonego przełącznika LC78211 ON Semiconductor.
Radiator końcówek mocy jest pojedynczy i znajduje się z prawej strony; jest duży, wygląda bliźniaczo do znanego już z mocniejszego modelu M3si. Również toroidalny transformator zasilający ma metkę z nazwą droższego wzmacniacza M3si.
Odsłuch
Od strony funkcjonalnej Musical Fidelity M2si wypada na tle konkurencyjnych wzmacniaczy blado. Głównym partnerem ma być odtwarzacz CD. Jednak płyty tego formatu wciąż się bronią, a M2si świetnie sobie z nimi daje radę.
Nawet jeżeli nie jest absolutnie najlepszy pod każdym względem, to proponuje klimat, który dla wielu może okazać się najbardziej kuszący, i tym sposobem może zrekompensować ograniczone wyposażenie.
Nie wszyscy wciągnęli się w słuchanie "analogu", a nawet plików czy serwisów sieciowych. Karmiony sygnałem analogowym, liniowym, Musical Fidelity M2si daje dużo frajdy. Takiej prostej, łatwej, błyskawicznej - gra emocjonalnie, dźwiękiem nasyconym i otwartym.
Nie jest to prezentacja ani tak elegancka, jak z Arcama, ani tak przejrzysta, jak z Audiolaba, Musical dociera do naszej percepcji przede wszystkim dynamiką i swoistą "radością grania".
Czytaj również: Jakie są podstawowe typy tranzystorów, ich charakterystyka i zastosowanie?
Obszerna, głęboka obudowa i duża główna płytka drukowana – trochę na wyrost, same układy są skromniejsze.
Każde nagranie okazało się ciekawe; nie było odkrywaniem szczegółów realizacji, ale transmisją emocji. Musical Fidelity M2si gra mocno i dziarsko, a napędem tego brzmienia jest bas - chyba najlepszy w całym teście. Efektownie niski, ale i prawidłowo kontrolowany, nasycony i "nakręcony".
Wspomaga każdy dźwięk, który tylko może na tym skorzystać, ale nie przedłuża swojej akcji, potrafi zarówno okazać potęgę, jak też uderzyć szybko. Środek pasma jest bezpośredni, nawet nieco wypchnięty do przodu, ale nie rozkrzyczany, bo dobrze wypełniony w dolnym podzakresie.
Wysokie tony są "konstruktywnie" detaliczne, nie brakuje informacji, ale też nie jesteśmy atakowani ostrościami ani nawet specjalnie absorbowani drugoplanowym drobiazgiem.