Świeżuteńki 2510 trafił do nas z pierwszej dostawy. Jest kolejnym etapem w długiej historii: najpierw był 2010, potem 2010S, 2010S2 i wreszcie - właśnie wycofany - 2010S2D.
Poza kilkoma szczegółami (np. lakierem na górnej powierzchni) 2510 jest z zewnątrz bardzo podobny do poprzednika. Wewnątrz przeprojektowano całą główną płytkę, skrócono ścieżkę sygnału, zmodyfikowano przedwzmacniacz - faktycznie jest sporo zmian.
Exposure 2510 jest dostępny w dwóch wersjach - czarnej oraz tytanowej. Jego obudowa jest konwencjonalna, ma 44 cm szerokości. Zasilanie włączamy mechanicznym przełącznikiem, Exposure nie przejmuje się systemami automatycznego czuwania. Regulacja głośności to pokrętło z dwoma punktami skrajnymi, połączone z potencjometrem - klasyka.
Selektor wejść też jest obrotowy. Exposure 2510 nie ma wyjścia słuchawkowego i trudno się tego nie czepiać, rekomendacja producenta, aby sprawić sobie zewnętrzny wzmacniacz słuchawkowy (Exposure proponuje model XM HP), nie przynosi ukojenia. A skoro nie ma wbudowanego przetwornika DAC, to nie ma wejść cyfrowych, a tym bardziej rarytasów sieciowych czy choćby strumieniowania Bluetooth.
Exposure 2510 - złącza
Dotąd Exposure żałował też wejścia gramofonowego w wyposażeniu standardowym (proponując go w opcji w formie wewnętrznego modułu), w modelu 2510 phono jest już aktywne (dla wkładek MM).
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
Są trzy wejścia liniowe, jest też jedna pętla dla rejestratora, wejście na końcówkę mocy (dość niekonwencjonalne) i wyjście z przedwzmacniacza. Wspomniane wejście na końcówkę jest oznaczone jako AV i znajduje się pomiędzy dwoma innymi liniowymi wejściami, co może sugerować, że jest jednym z nich, przeznaczonym dla źródła ogólnie AV.
To trochę lekkomyślne i niebezpieczne, bowiem na tym wejściu nie działa regulacja głośności, sygnał jest kierowany bezpośrednio do stopni wyjściowych, co (przy podłączeniu regularnego źródła) wywoła od razu wysoką moc wyjściową. Należy więc szczególnie uważać przy podłączaniu wszystkich kabli i omijać z daleka wejście AV, o ile nie wykorzystujemy 2510 w konfiguracji wielokanałowej.
Wyjścia głośnikowe są pojedyncze. Nie są to typowe zaciski, ale gniazda na bananki - jak w Naimach, jednak tam w komplecie znajdują się sprytne przejściówki (do których można już wkręcać przewody), a w Exposure 2510 nie ma żadnych dodatków.
Czytaj również: Czy wejścia XLR oznaczają, że urządzenie jest zbalansowane?
Większość z układów audio znajduje się na jednej dużej płytce drukowanej; na drugiej, mniejszej, ulokowano układ zasilacza, w którym dominuje spory transformator toroidalny.
Cechą charakterystyczną również tej konstrukcji Exposure jest sposób montażu końcówek mocy. Tranzystory przykręcono do płaskownika i dolnej płyty obudowy, zamiast do typowego radiatora. Dostęp do tych części jest utrudniony, nie udało się ustalić typu tranzystorów wyjściowych (jedna para na kanał).
W przedwzmacniaczu zastosowano przekaźniki (sygnał z wejść jest przełączany tuż za gniazdami RCA) oraz popularny potencjometr - "niebieski" Alps. Przedwzmacniacz gramofonowy został wlutowany na główną płytkę w pobliżu gniazd wejściowych. Dodatkowe wzmocnienie realizuje dwukanałowy, scalony wzmacniacz operacyjny analog Devices. Prosto, oszczędnie, ale po brytyjsku...
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
Exposure 2510 - odsłuch
Exposure z determinacją podkreśla swoje pochodzenie, informują o tym napisy na samym urządzeniu, na kartonie, nawet na woreczku, w który opatulono wzmacniacz.
Po takim wstępie wszyscy mają dodatkowo zaostrzony apetyt na "wyspiarskie" brzmienie. Ale kto zna Exposure, ten wie, że najpewniej nie będzie to stereotypowe ocieplenie.
Reprezentant Wlk. Brytanii w tym teście występuje z własnym, firmowym programem. To nie zmieniło się zasadniczo, a jednocześnie jest brzmieniem wyróżniającym się, uniwersalnym i nowoczesnym.
Czytaj również: Co to jest współczynnik tłumienia wzmacniacza?
Z Exposure 2510 ponownie usłyszymy muzykę dynamiczną, a przede wszystkim ekspresyjną - mniej techniczną czy też romantyczną, za to żywą i bliską.
Często uprzywilejowanie średnich tonów łączy się z plastycznością i łagodnością, ale może też być odwrotnie - wprowadzać nawet krzykliwość. 2510 ma jeszcze inny pomysł, trzyma się pomiędzy tymi skrajnościami, ale wcale nie brzmi przez to nijako. Gra mocno, z wyraźną artykulacją, ale ani nie pogrubia wokali, ani nie rozjaśnia.
Nabierają one soczystości, a także swoistej "analogowości", pod tym hasłem można rozumieć (i z winylu usłyszeć) różne rzeczy, jednak skojarzenie jest wciąż uprawnione. Ten dźwięk jest bardziej naturalny niż neutralny, bardziej witalny niż precyzyjny, bardziej atrakcyjny niż wyrafinowany.
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
Exposure 2510 nie dodaje ciepła przez wzmocnienie dolnego środka - ten podzakres jest dobrze nasycony, ale nie dominuje. Dźwięk jest obszerny i ofensywny "szerokim frontem", swobodny i komunikatywny, nie przenosi naszej uwagi na detale, trzyma nas blisko głównego nurtu muzyki.
Nie jest to dźwięk potężny masywnością, lecz pokazuje duży wolumen instrumentów akustycznych, zdrowe wokale - gęste i wyraziste jednocześnie. O ile pojawi się odpowiedni materiał, potrafi też być relaksujący lub intymny, nie ma przecież skłonności do wyostrzania.
Nie jest tak przejrzysty i skrupulatny jak H95 czy A-S1200, za to często trafia w sedno... przekazując to, co najważniejsze i najprzyjemniejsze - każda znana mi płyta znowu sprawiała frajdę.
Czytaj również: Dlaczego nie można podłączyć kolumn 4-omowych do wzmacniaczy 8-omowych?
Wysokie tony są "dopełniające", w ścisłym związku ze średnicą, nie ma tutaj fajerwerków i błyskotek, lecz dostateczna czystość i porządek, a także naturalna barwa, bez szklistości i metaliczności.
Podobnie bas - wykonuje program obowiązkowy, nie popisuje się ani bardzo niskimi zejściami, ani konturowością, zapewnia wsparcie rytmem i odpowiednią tkankę. Exposure 2510 może zagrać głośno, nie zmieniając swojego charakteru - ani nie mięknie, ani nie dodaje nerwowości.
Exposure 2510 to wzmacniacz z charakterem, a jednocześnie wszechstronny: do każdej muzyki, do wieczornych kontemplacji i na imprezę - tylko bez ambicji "monitorowania" każdego nagrania w najdrobniejszych szczegółach najdalszych planów.