Dalej też nie będzie problemów, bo tak jak Dania jest krajem głośników, tak Holandia – wzmacniaczy. Można było przejechać "kilka" kilometrów do kumpli z doskonale znanej firmy Hypex i kupić tam niezawodne końcówki w klasie D, razem z zasilaczami, ale PrimaLuna nie poszła na taką łatwiznę.
W prace zaangażowała się holenderska firma Durob Audio (dystrybutor sprzętu audio, sprzedający również urządzenia PrimaLuna), której częścią jest z kolei marka Floyd Design. Zajmowała się ona początkowo serwisowaniem i modyfikowaniem sprzętu, a później projektowaniem i produkcją wzmacniaczy tranzystorowych.
Czytaj również: Jak dzielimy wzmacniacze ze względu na technikę wzmacniania sygnałów?
Na czele projektu stanął Jan de Groot, który wcześniej współtworzył, znaną również Polsce dwie dekady temu, firmę Sphinx, ma on także na swoim koncie pracę dla Luxmana, Thorensa, AirTighta, B&W... Na Floyd Design spoczęło więc zadanie przygotowania kompletnej końcówki mocy (wraz z zasilaczami), co zostało nawet odnotowane sporym logo na przednim panelu.
Można uznać, że PrimaLuna Evo 300 Hybrid jest wspólnym dziełem dwóch firm. Jednak reprezentuje go ostatecznie PrimaLuna – ona objęła pieczę nad całością, co widać doskonale we wzornictwie i sposobie wykonania obudowy.
PrimaLuna Evo 300 Hybrid - wykonanie
PrimaLuna Evo 300 Hybrid wygląda bardzo podobnie do wzmacniaczy lampowych z serii Evo (zwłaszcza Evo 300), włącznie z niskim fragmentem chassis, do którego są zwykle montowane lampy, osłony, transformatory.
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
Pokrywę sekcji lampowej wykonano z metalowych, zaokrąglonych wsporników bocznych i rozpiętych między nimi poziomych prętów – żaluzji. Całość dopełniają boczne, szklane okienka, dzięki którym duży i ciężki wzmacniacz staje się wizualnie lżejszy.
W normalnych, to znaczy lampowych, wzmacniaczach PrimaLuny za sekcją z lampami znajdują się osłony transformatorów głośnikowych. W tym miejscu PrimaLuny Evo 300 Hybrid wygląda już zupełnie inaczej. Ustawiono tam dwa potężne bloki radiatorów (z zewnątrz widać ich użebrowanie) przykryte metalową, perforowaną pokrywą.
Obecność radiatorów jest oczywiście związana z tranzystorowymi końcówkami mocy pracującymi w klasie AB. Taki układ wymaga również wydajnego zasilania, tutaj opartego na klasycznym zasilaczu liniowym z transformatorem toroidalnym.
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
PrimaLuna nie poszła więc na całość i nie połączyła lamp z układami impulsowymi, zresztą zalet tych drugich nie dałoby się w pełni wykorzystać – sam przedwzmacniacz lampowy narzuca spore gabaryty urządzenie ostatecznie nie mogłoby być tak kompaktowe, jak większość wzmacniaczy w klasie D.
Poza tym, a może przede wszystkim, mówiąc szczerze, klasa D wciąż jest u audiofilów na cenzurowanym, a u miłośników lamp chyba w ogóle nie wchodzi w grę – w przenośni i dosłownie. Jeżeli więc hybryda ma się udać również biznesowo, nie może być zbyt ekstrawagancka. Również funkcjonalnie.
- Front
Na froncie PrimaLuny EVO 300 Hybrid dzieje się niewiele: aby obsłużyć podstawowe funkcje audiofilskiej integry, wystarczą przecież dwa pokrętła, oczywiście regulacji głośności (można wyczuć tradycyjny, oparty na potencjometrze układ analogowy) i wyboru źródeł. Bez najmniejszych śladów atrakcji sieciowych czy choćby cyfrowych.
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
- Boczna ścianka
Na bocznej ściance jest wyjście słuchawkowe (6,3 mm) i mechaniczny przełącznik, którym wybieramy, czy sygnał ma płynąć do zespołów głośnikowych, czy do słuchawek. Identyczny przełącznik z drugiej strony to włącznik zasilania. Takie rozwiązanie jest charakterystyczne dla PrimaLuny.
PrimaLuna EVO 300 Hybrid - panel przyłączeniowy
Tylna ścianka PrimaLuny EVO 300 to eldorado analogu. Wejść liniowych jest aż pięć, a nawet sześć, uwzględniając wejście na końcówkę mocy (przydatne do pracy w trybie kina domowego, po podłączeniu kanałów głównych z procesora AV).
Jest wyjście dla rejestratora oraz dwa wyjścia dedykowane subwooferom, chociaż sygnał na nich nie jest filtrowany. Parka może pracować w dwóch wariantach (wybieramy je niewielkim przełącznikiem hebelkowym) – monofonicznym oraz stereofonicznym.
Czytaj również: Czy lepiej podłączyć monobloki (wzmacniacze mocy) krótkim kablem głośnikowym i długim interkonektem, czy na odwrót?
W tym drugim staje się więc "zwykłym" wyjściem z przedwzmacniacza. Ciekawostką jest dokręcona do dolnej ścianki metalowa puszka z dodatkową parą gniazd RCA oraz trzpieniem uziemiającym. Oznaczenia nie pozostawiają wątpliwości – to wejście gramofonowe.
Odkręcam puszeczkę i zaglądam do środka, aby ponownie się przekonać (to typowe dla PrimaLuny), że w podstawowej wersji wzmacniacza nie ma żadnej elektroniki, a tylko złącze gotowe do wpięcia opcjonalnego modułu z przedwzmacniaczem phono.
Pomysł z dodatkowymi kartami rozszerzeń stosuje wielu producentów (miedzy innymi Accuphase, NAD, Primare). W przypadku Evo 300 Hybrid (czy w ogóle wzmacniaczy PrimaLuna) byłaby to znakomita okazja, by zaproponować nie tylko rozszerzenie gramofonowe, ale i cyfrowe.
Czytaj również: Czym się różni wzmacniacz zintegrowany od wzmacniacza dzielonego?
Skłania do tego sposób montażu płytki – poza właściwą obudową, a nawet w zewnętrznej puszce, która poprawia ekranowanie. Na taki ruch PrimaLuna się jednak nie zdecydowała. Na razie...?
Wyjścia głośnikowe są pojedyncze (i bardzo dobrze). Na pierwszych, wstępnych grafikach terminale nie robiły dużego wrażenia, ale w gotowym egzemplarzu prezentują się godnie, chociaż nie są to kosztowne "W...".
Co prawda nie przyjmą "gołych" przewodów, bo trzpienie nie mają otworów, jednak mało kto chciałby podłączać kable w taki sposób. Każdy egzemplarz PrimaLuny Evo 300 Hybrid jest sprzedawany w komplecie z pilotem RCU – dużym i ciężkim, tylko część przycisków jest związana z obsługą wzmacniacza, pozostałe służą odtwarzaczowi CD... którego PrimaLuna nie ma ani jednego w aktualnej ofercie. Pilot prawdopodobnie przetrwał z dawniejszych czasów, nie jest on chyba przyszłościowy...
Czytaj również: Czy wejścia XLR oznaczają, że urządzenie jest zbalansowane?
PrimaLuna EVO 300 Hybrid - wnętrze
Cały układ rozplanowano na dwóch poziomach. Po odkręceniu dolnej płyty mamy dostęp przede wszystkim do przedwzmacniacza. Blisko tylnej ścianki zainstalowano płytkę z przekaźnikami do wyboru źródeł, dalej sygnał trzeba było przeprowadzić aż do ścianki przedniej, gdzie znajduje się regulator głośności (potencjometr Alps).
Wiązki przewodów zostały starannie spięte (także do bocznej ścianki), ale ścieżka sygnału staje się przez to dość długa. Z tyłu przykręcono też dwa spore transformatory, każdy zamknięty w ekranującej puszce. Wygląda to nawet trochę jak w konstrukcji dual-mono, ale ta część zasilania jest przeznaczona tylko dla przedwzmacniacza.
Blisko przedniej ścianki znajduje się logika sterowania, a nieopodal gniazda lamp, zastosowano w ich obszarze montaż punkt-punkt. Widać wysokiej jakości elementy pasywne, większe kondensatory zainstalowano za pomocą plastikowych opasek (wiszą "do góry nogami").
Czytaj również: Co to jest konstrukcja dual-mono, jakie są jej wady i zalety?
Same lampy są podobne jak w lampowej integrze Evo 300 – w sumie sześć 12AU7, na każdej z nich widnieje logo i oznaczenie firmy PrimaLuna. 12AU7, znana również jako ECC82, to podwójna trioda; wybór producentów, a więc i wersji różniących się parametrami i brzmieniem jest duży, nie będzie więc problemu z serwisem i indywidualnym "tuningiem".
Dwie z sześciu lamp 12AU7 pracują jako wtórniki katodowe, kolejne dwie użyto w stopniu sterującym, a ostatnią parę we wzmocnieniu napięciowym. Przechodzimy do górnej części obudowy, w której niepodzielnie panują już półprzewodniki.
Zaprojektowany przez Floyd Design układ końcówek mocy rozpoczyna się od niezależnego (tylko dla nich) zasilacza – to układ liniowy z pojedynczym (również ekranowanym) transformatorem toroidalnym.
Duże płytki końcówek mocy są niezależne i przykręcone do tylnej powierzchni radiatorów. Wykorzystano tranzystory JFET (dostarczyła je firma Linear Integrated Systems) oraz układy typu MOSFET.
PrimaLuna stosuje w zasilaczach (wszystkich) dodatkowe obwody filtrujące AC Offset Killer, oczyszczające napięcie linii 230 V. System ten działa także w drugą stronę, dbając o to, by wzmacniacz nie "zaśmiecał" okolicy.
PrimaLuna Evo 300 Hybrid - odsłuch
Ogólna koncepcja wzmacniacza hybrydowego jest dość jasna zarówno pod względem celów, jak i środków. Chcemy połączyć to, co najlepsze z dwóch światów – lampowego i tranzystorowego.
Najlepsze, o ile na wstępie zgodzimy się, żeby wziąć pod uwagę argumenty zarówno miłośników lamp, jak i zwolenników tranzystorów. Rozróżnienie na "miłośników" i "zwolenników" nie jest przypadkowe. W związku z pewną polaryzacją opinii nie wszyscy się z tym zgodzą, ale przynajmniej duża grupa:
Czytaj również: WAT WAT-owi nierówny, czyli co powinien wiedzieć amator lamp
Lampy zapewniają przyjemną sygnaturę brzmienia, a tranzystory wysoką moc i zdolność jej zwiększania przy niskich impedancjach. Zaletą tranzystorowej końcówki mocy jest też niska impedancja wyjściowa, a więc wysoki współczynnik tłumienia, ale razem z takimi szczegółami wkraczamy już na grząski grunt kontrowersji, a może jesteśmy na nim od samego początku.
Niski współczynnik tłumienia (typowy dla wzmacniaczy lampowych) to obok innych efektów pogorszenie odpowiedzi impulsowej, a więc "kontroli" basu, co objawia się jego zmiękczeniem... A to już może się komuś podobać, tak jak podbarwienia wprowadzane przez zniekształcenia harmoniczne.
Trudno więc przesądzić, jakie parametry i brzmienie powinien mieć idealny wzmacniacz, skoro nie wszyscy są zgodni nawet co do tego, że powinien mieć niskie zniekształcenia! A wzmacniacz idealny powinien być taki dla wszystkich...
Ale znowu duża część zgodzi się z tym, aby bas był dynamiczny, "tranzystorowy", a średnie i wysokie tony choć trochę lampowe, barwne i żywe. A może ciepłe i łagodne...?
Czytaj również: Jakie są podstawowe typy wzmacniaczy cyfrowych?
Nawet co do tego, jak brzmią lampy, nie ma pełnej zgody, bo brzmią bardzo różnie. Tak jak tranzystory... Więc każdy wynik jednych zadowoli, a innych nie. I każdy będzie niepowtarzalny. Ale nie musi wcale być ekstremalny.
Brzmienie PrimaLuny Evo 300 Hybrid nie jest ani uniwersalnie doskonałe, ani wyczynowe, ani przeciętne, za to łączy tak wiele wątków w ciekawą kompozycję i pod każdym względem sprawną "maszynę", że grono niezadowolonych z uzyskanych efektów nie będzie duże.
Działanie lamp nie jest tak oczywiste i pierwszoplanowe, aby określić charakter brzmienia "na dobre i na złe", ale wystarczy dobre nastawienie... Aby to, co w brzmieniu PrimaLuny Evo 300 Hybrid najmilsze, zapisać na ich konto, a to, co najmocniejsze – na konto tranzystorów. Inaczej mówiąc, każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, jeśli trochę... poszuka.
Czytaj również: Co to są wzmacniacze hybrydowe?
A kto nie chce niczego na siłę kojarzyć i dorabiać teorii do praktyki, usłyszy dźwięk angażujący i przyjazny, tonalnie zrównoważony i dynamicznie rozwinięty, czysty i zorganizowany. W takim samym stopniu płynny, jak i dokładny – bez rozlewania się i bez spięcia. Swobodny, żywy, bez nerwowości.
Domniemana lampowa barwa jest delikatna, a bas... powinien już być "tranzystorowy". I jest faktycznie dynamiczny, selektywny, lecz chętniej roztoczy przed nami obfitość różnych niskotonowych dźwięków, a niektórym pozwoli wybrzmiewać dłużej, niż będzie je krępował, ustawiał w szeregu do równego marszu, służącego głównie rytmice.
Kontury wcale nie są obowiązkowe, bo i wcale nie zawsze są one wyraźne w dźwiękach samych instrumentów, do naturalności zbliżamy się tutaj bardziej przez zróżnicowanie i przenikanie, właściwe proporcje i nasycenie, a nie przez "obrysowywanie".
Czytaj również: Co oznacza Single Ended?
Uderzenia stopy mają specjalną siłę, szybkość i soczystość, ale jeszcze więcej będzie zależało od kolumn. Taka dawka miękkości jest zupełnie odpowiednia i wbrew schematycznemu myśleniu może wynikać nie ze słabszej kontroli, ale z niskich zniekształceń (innego rodzaju niż harmoniczne).
Przewija się ona zresztą przez całe pasmo, chwilami jest kluczem do wyjątkowej elegancji wokali, ale potrafi się też wycofać, a raczej zostaje przykryta przez dźwięki mocniejsze, nawet ostrzejsze.
PrimaLuna Evo 300 Hybrid takich akcji nie kreuje i nie promuje, ale też nie dyskryminuje. Nie gra schematycznie i mechanicznie, może też nie stuprocentowo neutralnie, ale elastycznie, z wyczuciem i zdolnością wchodzenia w różne klimaty.
Gęstość średnicy nie będzie muląca, ale wzmacniająca i naturalizująca. Nie brakuje też żywości jej wyższego podzakresu, wokale są rozciągnięte w obydwie strony, domknięte sybilantami trochę słodkimi, a przede wszystkim gładkimi i czystymi.
Czytaj również: Co lepsze - wzmacniacz zintegrowany czy dzielony?
PrimaLuna Evo 300 Hybrid nie czaruje i nie odbiega daleko od neutralności, nie próbuje urwać się ze smyczy obiektywnych kryteriów jakości i kształtować zupełnie innego, własnego świata.
W kontakcie ze słuchaczem nie jest nawet specjalnie intymny i emocjonalny, nie zbliża się efektownie i namacalnie z pierwszym planem. Przestrzeń jest swobodna, przejrzysta, ale nie ekspansywna.
Płynnie zagospodarowana, akustycznie spójna, z przenikającymi się wybrzmieniami, ale bez tłoku, przesycenia i wyolbrzymiania liderów. Jest oddech i pogłosy, słyszalne nawet przy spiętrzeniach innych dźwięków.
Czytaj również: Czy 'godzina 12.00' na gałce wzmocnienia oznacza wysterowanie wzmacniacza do połowy jego mocy znamionowej?
PrimaLuna Evo 300 Hybrid doskonale radzi sobie w takich sytuacjach, zachowuje plastyczność, klarowność i przestrzenność również przy wyższych poziomach. I może właśnie w tej dziedzinie najlepiej słychać zalety połączenia lamp i tranzystorów.
Wzmacniacze lampowe o niskiej mocy mogą zagrać pięknie, ale z normalnymi kolumnami nie zgrają głośno i czysto. Tranzystory odwrotnie – zagrają czysto, ale beznamiętnie, zarówno cicho, jak i głośno. Pozwoliłem sobie tutaj użyć stereotypów, które nie dotyczą wszystkich wzmacniaczy, a może nawet nie dotyczą większości. Tak czy inaczej... nie dotyczą Primaluny Evo 300 Hybrid.
Dostępna skala dźwięku, przy której zachowane są wszystkie swoje "wyjściowe" przymioty, jest tutaj właściwa dla tranzystora. A same przymioty zręcznie, a więc subtelnie, nawiązują do lamp. Egzotyczna konstrukcja pozwoliła osiągnąć dźwięk nieegzotyczny, bo przecież bardzo uniwersalny i muzycznie "normalny".