Na przedniej ściance obrodziło regulatorami, rozplanowanymi jednak logicznie i ergonomicznie. Obok największego i centralnie umieszczonego pokrętła wzmocnienia ulokowano mniejsze regulatory barwy wraz z odłączającym je przyciskiem Direct, oraz obrotowy selektor aktywnej pary zacisków głośnikowych.
Rotel RA-10 ma również pokrętło zrównoważenia kanałów oraz rozdzielony na dwie kolejne gałki selektor wejść - jednym wybieramy słuchane źródło, drugim przełączamy pomiędzy nimi a pętlą dla rejestratora; to także pewne "zaszłości" z lat 90., które jednak nie rodzą żadnych ograniczeń.
Oprócz czterech wejść liniowych Rotel RA-10 może się pochwalić układem korekcji dla gramofonu z wkładką MM. Z przodu jest również wyjście słuchawkowe oraz wejście dla sprzętu przenośnego, obydwa w standardzie mini-jack.
Z tyłu, oprócz dwóch par terminali głośnikowych i dużej gamy wejść RCA (wszystkie złocone), jest jeszcze coś ekstra - wyjście z przedwzmacniacza na zewnętrzną końcówkę mocy. Specjalnie potraktowano wejście dla gramofonu analogowego, odsuwając je od szeregu gniazd liniowych i uzupełniając trzpieniem uziemiającym.
Rotel RA-10 jest dostępny w dwóch wersjach wykończenia - czarnej oraz srebrnej. Co ciekawe, choć też trochę przykre, nie został wyposażony w układ zdalnego sterowania.
Odsłuch
Mimo pewnych podobieństw do NAD-a w zakresie średnicy, jej muzykalności i dźwięczności, Rotel RA-10 prezentuje brzmienie mocniejsze, obfitsze, może nawet bogatsze.
Rotel gra nieco "wolniej" od swojego brytyjskiego konkurenta, ale zależnie od nagrań, przynosi to często niezłe rezultaty. Przede wszystkim trudno uwierzyć, że tyle gęstego i jednocześnie zróżnicowanego dźwięku wydobywa się z tak małej skrzyneczki.
Brzmienie w każdym zakresie pasma ma sporo do zaoferowania, na średnicy jest komunikatywne, w niskich tonach potrafi być nawet brutalnie mocne czy wręcz przytłaczające - takich możliwości nie ma jednak NAD.
Rotel RA-10 chętnie gra basem i to całkiem niskim. Wzmacniacz tej wielkości nie zgarnie jednocześnie ekstremalnych zejść, siły i kontroli, więc jakiś kompromis musiał mieć tu miejsce. Dotyczy on tym razem dyscypliny, która została poluzowana na rzecz potęgi i swobody.
Nie zarzucam wzmacniaczowi Rotel RA-10 spowolnienia czy braku tempa, jednak Rotel ma inne sposoby na przekonywanie słuchacza. Wiele wzmacniaczy może mu pozazdrościć siły i efektownego basu.
Wysokie tony są detaliczne i dokładne, rozdzielcze, a przy tym gładkie, pozwalające na komfort długiego słuchania, góra pasma nie generuje łoskotu blach czy deszczu iskier.
Rotel przesuwa środek ciężkości nieco w dół pasma, dzięki czemu mamy wrażenie obcowania z dźwiękiem poważnym, nasyconym. Bardzo dobrze brzmią niskie, męskie wokale, nawet elektronika jest muskularna, a rzadko jaskrawa.
Radek Łabanowski