Nawet w ramach samych zespołów głośnikowych można by robić rozróżnienie między małymi konstrukcjami podstawkowymi, które w cenie 5000 zł miałyby szanse na zakwalifikowanie się do hi-endu, a kolumny duże - na pewno nie.
Jeżeli chodzi o cenę, to ewentualnie chodzi o zajmowanie pozycji nawet nie na samym szczycie hierarchii cenowej w danej kategorii urządzeń, ale o przynależność do np. 10-procent najdroższych urządzeń - i znajdą się w niej zarówno monitorki za 5000 zł, jak i za 25 000 zł, bo 90 procent podstawkowych zespołów głośnikowych na rynku kosztuje z pewnością poniżej 5000 zł.
Jednak jakiegokolwiek 'naukawego' kryterium cenowego byśmy nie ustalili, nie będzie ono wyczerpywało problemu kwalifikowania urządzeń do hi-endu, bo przecież naszym życzeniem jest, aby hi-end dotyczył produktów najwyższej klasy, a nie tylko najdroższych.
Właściwsze wydawałoby się przyznawanie tytułu hi-endowego na podstawie testu, co czasami robi się w przypływie entuzjazmu dla urządzeń relatywnie tanich, które wykazują się wybitną jakością. Z drugiej strony nie można odmówić miana hi-endu urządzeniu bardzo drogiemu, które wcale nie jest mistrzowskie pod względem brzmienia, ale np. swoim wzornictwem i luksusowym wykonaniem zwala z nóg.
Wreszcie można określeniu 'hi-end' nadać wręcz pejoratywne znaczenie, określając tak urządzenia, które swoją ceną 'odleciały' od możliwości brzmieniowych, a tłumaczą ją oryginalnością, specyficznymi cechami, egzotycznym pochodzeniem, itp.
Ostatecznie odczucie hi-endu jest sprawą indywidualną i subiektywną. Dla audiofila już oswojonego z szerokim zakresem cen urządzeń audio, hi-end zaczyna się na wyższych pułapach, niż dla klienta znającego tylko tani sprzęt z supermarketów.