Osobiście, na podstawie własnego doświadczenia, byłbym do tego skłonny, ale nie chcę narazić się na zasadniczo słuszny zarzut, że a priori niczego nie można wykluczyć, że nie można dyskwalifikować całych grup produktów, a tylko oceniać poszczególne modele.
No cóż, a jeżeli na rynku pojawią się piłeczki ping-pongowe, które położone (pojedynczo) w dowolnym miejscu pomieszczenia odsłuchowego, będą miały mieć wpływ na dźwięk, to czy trzeba będzie przetestować każdą, aby stwierdzić, że to bzdura?
Tak czy inaczej, do voodoo niebezpiecznie zbliżamy się wtedy, kiedy w ślepym teście nie jesteśmy w stanie potwierdzić jakiejkolwiek zmiany. Nie musi przy tym chodzić o kilkuminutową próbę, ale nawet o wielodniowe porównania.
W praktyce przeprowadzenie takich badań może nie być łatwe, ale sama idea wskazuje, że dostrzeganie różnic w warunkach pełnej świadomości dokonywanych zmian może być poważnie obciążone autosugestią idącą najczęściej w kierunku wielkiej chęci dostrzegania różnic, co z kolei ma uzasadnienie w dążeniu do uzyskania poprawy, a także usprawiedliwienia już dokonanego zakupu.
W ślad za tym chwalimy się nowym wynalazkiem przed znajomymi, znajomi idą w nasze ślady, i voodoo przeskakuje jak wirus na kolejnych osobników.