Można z niej zbudować kompletny system, ale nas interesuje wyłącznie wzmacniacz - najlepszy z całej serii. "Od zawsze" właśnie wzmacniacze, zarówno zintegrowane jak i końcówki mocy, były najmocniejszą stroną Rotela.
Bez zagłębiania się w szczegóły można od razu stwierdzić, że Rotel RA-12 ma kilka elementów, które pozwalają uznać go za wyjątkowo atrakcyjne i nowoczesne urządzenie. Po pierwsze - umieszczony w centrum duży, mlecznobiały wyświetlacz.
Ukazują się na nim wszystkie informacje, a ponieważ RA-12 jest sterowany w pełni cyfrowo, to display ma szanse się wykazać. Z przodu umieszczono cały szereg przycisków selektora wejść i nawigacji dla menu ustawień. Jest też pokrętło wyboru aktywnej pary wyjść głośnikowych, wyjście słuchawkowe, a ponadto gniazdo USB, które też wyróżnia Rotela na tle konkurentów.
Wzmacniacz Rotel RA-12 jest dostępny w dwóch wersjach kolorystycznych - srebrnej oraz czarnej - ale mocowanie frontu czterema śrubami imbusowymi nadaje całości posmak technicznej surowości.
Rotel RA-12 - przyłącza
Na tylnej ściance znajduje się więcej elementów niż w większości tego typu urządzeń. Podwójne terminale głośnikowe zamontowano poziomo, a nie jeden nad drugim, dlatego też z podłączeniem grubszych kabli nie będzie problemu.
W szeregu złoconych gniazd RCA znajdują się cztery wejścia liniowe, jedno wyjście z przedwzmacniacza (system możemy więc rozbudować o zewnętrzną końcówkę mocy), a także wejście dla gramofonu analogowego z wkładką MM.
Największym zaskoczeniem są jednak wejścia cyfrowe - dwa współosiowe i dwa optyczne. Jakby się nad tym chwilę zastanowić, to ich obecność jest naturalną konsekwencją złącza USB (na przedniej ściance), bo przecież mając już wszystkie układy elektroniczne do jego obsługi, dołożenie "parki" cyfrowej z tyłu jest kwestią minimalnych nakładów finansowych, a przede wszystkim dobrej woli i wyobraźni, której projektantom Rotela nie zabrakło.
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
Co ważne, gniazda obsługują sygnały o rozdzielczości 24 bity/192 kHz (PCM), co otwiera drogę do plików Flac. Nie taką jednak łatwą, jak by się optymistycznie wydawało, ponieważ większość komputerów podłączamy do sprzętu audio przez złącze USB (przedni port w RA-12 nie spełnia takiej roli), a tym razem trzeba znaleźć sprzęt (lub sposób) na wyjście koaksjalne lub optyczne - jednak nie każdy komputer takie ma. Z tyłu znajduje się jeszcze drugi, mały port USB, służący wyłącznie do aktualizacji oprogramowania sterującego wzmacniacza.
Rotel RA-12 - wnętrze
Na dnie obudowy większość przestrzeni zajmuje duża, główna płytka drukowana. W prawym tylnym rogu umieszczono płytkę z obsługą wejść i konwerterami cyfrowo-analogowymi. Jej najważniejszym elementem jest DAC Wolfson WM8740, układ 24/192 o teoretycznej dynamice 117 dB. Przetwornik ten ma wbudowane dwa różne filtry wyjściowe, które można przełączać, ale Rotel tej możliwości nie udostępnił.
Sygnał do przetwornika biegnie z wejść cyfrowych lub portu USB. Oczywiście końcówki mocy użyte w tym wzmacniaczu muszą mieć dostarczony sygnał analogowy, stąd potrzeba konwersji cyfrowo-analogowej.
Radiator jest umieszczony w centrum, pracują na nim tranzystory bipolarne. Pilot może obsługiwać nie tylko wzmacniacz, ale i inne komponenty Rotela, a w integracji i kontroli nad całością pomaga system sterowania Rotel Link.
Czytaj również: Dlaczego nie można podłączać kolumn 4-omowych do wzmacniaczy 8-omowych?
Odsłuch
Brzmienie Rotela RA-12 jest bliskie temu, co wcześniej usłyszałem z NAD-a, dlatego warto też wskazać różnice. Obydwa wzmacniacze gwarantują podobny "zasób" dźwięków, ich granie jest swobodne, obszerne i zróżnicowane.
Konkurent idzie tu jeszcze o krok dalej, w zamian Rotel RA-12 zapewnia nawet większe wrażenia w zakresie dynamiki a także żywości średnich tonów. W wykonaniu Rotela są one namacalne, czasami niemal gorące, co z uspokajającym "ciepełkiem" nie ma wiele wspólnego.
Zbliżamy się do iluzji, że przed nami jest muzyka "na żywo", otwartość i bliskość kreowane przez "12-tkę" zasługują na duże uznanie - podobnych właściwości nie mają nawet znacznie droższe wzmacniacze.
Brzmienie werbla ma spektakularną energię i szorstką wiarygodność, udowadnia szybkość i rozdzielczość stojącą za taką prezentacją. Bas pod względem ekspresji może konkurować z NAD-em, i chociaż mniej zuchwale zapuszcza się na sam dół pasma, to i tak tworzy solidną podstawę, a jednocześnie jest konturowy, szybki oraz czytelny, nie wprowadza zaokrąglenia.
Mimo takiej "rezolucji", Rotel okazuje się dość wyrozumiały względem jakości podawanego ze źródła materiału. W tym przypadku jest to o tyle ważne, że nie tylko port USB i współpraca z iPodem, ale przede wszystkim dostarczony interfejs Bluetooth, który sam w sobie nie jest przecież idealnym formatem transmisji, bywa sporym wyzwaniem. Ale również wtedy "da się słuchać", brzmienie trzyma fason.
Adam Mokrzycki