Trzeba też przyznać, że Diamondy nie zawsze błyszczały. W pewnym okresie wyglądały i grały przeciętnie, producent walczył o utrzymanie mocnej pozycji bez świeżych i trafionych pomysłów, dbając bardziej o dużą liczbę modeli i serii niż o ich dopracowanie.
Równocześnie w ofercie bywało kilka serii Diamond, starszych i nowszych, tańszych i droższych, ale nie przekładało się to na wielki sukces. Ostatnio firmie udało się jednak przygotować znacznie lepsze Diamondy zarówno w serii 11 i i w serii 300.
Ograniczony budżet może usprawiedliwić wiele kompromisów, ale jak w takim razie wytłumaczyć, jakim sposobem Diamond 330 wyglądają tak dobrze? Na pierwszy (i nie tylko) rzut oka to konstrukcja z innej półki niż konkurenci, wyceniłbym ją nawet bliżej 3000 zł niż 2000 zł (oczywiście za parę). A więc można...
Chociaż to nie takie proste, bowiem w jednym ze źródeł przeczytałem, że początkowo kosztowała ona 500 funtów, a więc ok. 2500 zł, ale wkrótce cenę obniżono z powodów nieznanych, lecz na pewno nie ze wstydu i braku szans na równą walkę w takiej kategorii.
Być może chodziło o konkurencję "wewnętrzną" - w serii Diamond 11 najmniejszy model wolnostojący, czyli 11.3, kosztuje 2400 zł, i jeżeli seria Diamond 300 miała być z założenia tańsza... to podobne wielkością 330-ki trzeba było przecenić.
No i mamy estetyczny rarytas, do którego konkurenci nawet się nie zbliżają, nawet tak sprawni w tej dziedzinie, jak Monitor Audio. W serii Diamond 300 znajdziemy tylko jeden model wolnostojący (właśnie 330), dwa podstawkowe (320 i 310), jeden naścienny surround (300 D3) i jeden centralny (300 C), podczas gdy w wyższej serii Diamond 11 - aż trzy wolnostojące, trzy podstawkowe i dwa centralne.
Wygląda na to, że podobnie jak w przypadku Polk Audio i jego serii T, Wharfedale chciał "dopełnić" ofertę o najtańsze propozycje, mogące stworzyć też system wielokanałowy. Zamiar ten wyszedł Wharfedale o wiele ładniej.
Czytaj również: Czy maskownica kolumny słyszalnie obniża jakość dźwięku?
przez indywidualne maskownice (zdejmowane).
Wharfedale Diamond 330 - obudowa
Chociaż obudowy modeli serii Diamond 300 nie mają wygiętych bocznych ścianek, które widzimy w nieco droższej serii Diamond 300, to wyglądają nawet nowocześniej.
Ogólna forma jest znana, np. z projektów Q-Acoustics, mam na myśli zaokrąglone krawędzie - połączenia ścianek bocznych z dolną i górną. Taki zabieg w tym miejscu nie ma znaczenia akustycznego, ale wizualny jak najbardziej, zwłaszcza że nie jest to symboliczny "akcent", ale wyprofilowanie na dużym promieniu 2,5 cm.
Główna część obudowy jest wykończona folią - białą (w teście), czarną lub imitującą orzech. Front jest lakierowany na biało lub czarno (również dla wersji orzechowej), schematy bardzo przypominają więc te poznane już w teście Monitorów 200. Teraz mamy kolejne atrakcje.
Na froncie przygotowano łagodniejsze wyprofilowania, zaczynające się już kilka centymetrów od jego krawędzi, te będą już miały korzystny wpływ na promieniowanie, nawet jeżeli niewielki, to dodają konstrukcji szlachetnych rysów, nie są tylko ozdobą.
Czytaj również: Dlaczego otwór bas-refleks nie promieniuje w fazie przeciwnej do fazy przedniej strony membrany?
Niemal sensacyjna jest informacja, że front ma grubość (w środkowej części) aż 28 mm - to w tej klasie cenowej niespotykane. Za to przedniej ściance "oszczędzono" podziurawienia uchwytami na kołki - co prawda i tutaj nie zastosowano mocowania na magnesy, ale nawet ciekawiej wygląda zasłonięcie wszystkich przetworników indywidualnymi, okrągłymi maskownicami, których kołki trzymają się gniazd w samych koszach; w dodatku okazało się to mieć niewielki wpływ na charakterystykę, więc Wharfedale Diamond 330 dobrze grają i wyglądają zarówno bez maskownic, jak i z nimi.
Ponieważ obudowa jest szczupła, nie pożałowano cokołu - ten jest prostą, ale solidną metalową płytą, przymocowaną już fabrycznie; za to też przyznajemy punkty, samodzielny montaż cokołów lub nóżek w tanich kolumnach jest czasami nie tylko męczący, ale i deprymujący, gdy z nędznego opakowania wydłubujemy równie marne plastiki i wkręty, a wszystko potem trzyma się "na słowo honoru", przypominając nam o niskobudżetowym charakterze naszych zakupów. Tutaj zupełnie inaczej. Adekwatnie eleganckie są też małe, ale chromowane kolce.
Wharfedale Diamond 330 - bas-refleks
Cokół pełni jeszcze jedną ważną rolę. Bas-refleks wyprowadzono przez dolną ściankę, między którą a cokołem pozostawiono obowiązkowy w takiej sytuacji prześwit; zwykle jest on znacznie większy, aby ciśnienie z tunelu uchodziło swobodnie; tutaj szczelina ma tylko kilka milimetrów, co będzie powodowało, że powietrze w niej uchwycone połączy się z powietrzem w głębszej części tunelu i jego łączna masa będzie masą drgającą układu rezonansowego obudowy.
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
Wpływa to na częstotliwość rezonansową, ale nie na sposób rozchodzenia się fal niskich częstotliwości - zawsze dookólnie, zresztą nawet przy otworze umieszczonym konwencjonalnie, z przodu lub z tyłu, długie fale swobodnie "opływają" obudowę, więc korzyść z takiej lokalizacji, jakoby polegająca na niezależności w ustawieniu względem tylnej ściany, jest dyskusyjna. Więcej na temat znaczenia miejsca wyprowadzenia bas-refleksu - w dodatku do opisu Melodiki BL30 mk3.
Wharfedale Diamond 330 - układ głośnikowy
Wharfedale deklaruje zastosowanie układu dwuipółdrożnego, chociaż podaje tylko jedną częstotliwość podziału - 3,2 kHz. Sprawdziliśmy - każdy z głośników jest inaczej filtrowany, chociaż dolny też dość łagodnie, trzyma się blisko górnego aż do 2 Hz (dopiero tam różnica między ich charakterystykami osiąga 6 dB).
Układy drgające przetworników nisko-/nisko-średniotonowego Diamond 300 są podobne do stosowanych od kilku lat również w droższych produktach. Charakterystyczne są tutaj nie tylko membrany, ale i zawieszenia.
Czytaj również: Jakie znaczenie ma moc, a jakie efektywność zespołów głośnikowych?
Membrany są kewlarowe, wzmocnione (i dociążone) twardymi nakładkami przeciwpyłowymi w formie "pocisków", a zawieszenia są piankowe, jak drzewiej bywało, co jednak wraca do łask wraz z udoskonaleniem pianek (zwiększeniem ich trwałości, która wcześniej była ich słabością), a mających pewne właściwości akustyczne lepsze od gumy (mniejsza stratność).
Jednocalowa kopułka też jest przygotowana w typowy sposób dla Wharfedale - potraktowano ją wyjątkowo grubą warstwą substancji nasączającej, przez którą nie widać już tekstylnej faktury.
Jedna rzecz to wysokie walory estetyczne, a druga - to techniczna solidność konstrukcji, o której świadczy również jej masa (18,2 kg), a więc znacznie więcej niż jakichkolwiek innych kolumn tego testu, a na taki wynik prawdopodobnie złożyła się zarówno porządna obudowa, jak i ciężkie układy magnetyczne przetworników niewielkich, ale dobrej jakości.
Odsłuch
Pod względem walorów wizualnych to "full wypas", zupełne przeciwieństwo surowych Polków T50. Konstruktorzy Wharfedale dobrze znają swój fach, pracują tam nie tylko "estetycy", ale i akustycy. Wharfedale Diamond 330 nie są tak subtelne jak BL30 mk 3, jednak są równie dobrze zrównoważone, chociaż z innym rozłożeniem akcentów.
Średnica jest odważna, chwilami ofensywna, nie żałuje swojego wyższego podzakresu; nie jest on wprost wyeksponowany, na to praktycznie nikt sobie nie pozwala, ale nie jest też cofnięty, więc wokale nabierają mocnej artykulacji, fortepian, dęciaki i struny gitar są bliskie i dźwięczne.
Może to dobrze służyć naturalności w wielu sytuacjach, chociaż miłośnicy przewagi niższej średnicy, ocieplenia i "dopalenia" nie znajdą w tym dla siebie wielkiej atrakcji.
Czytaj również: Dlaczego nie można podłączać kolumn 4-omowych do wzmacniaczy 8-omowych?
Ponadto niektóre gorzej zrealizowane nagrania, które niosą już pewną twardość i natarczywość średnicy, tym bardziej tracą w "notowaniach", Wharfedale Diamond 330 nie jest najbardziej łaskawym sędzią takich problemów.
Za to gdy nagranie jest czyste, ale brakuje mu życia, kolumny Wharfedale Diamond 330 dodadzą go, zbliżą się z muzyką do słuchacza. Wysokie tony - poprawne, proporcjonalne, podporządkowane spójnej całości.
Bez żadnych kontrowersji najlepszy w brzmieniu 330-ek i w całym tym teście jest bas - zwarty, krzepki, z szybkim uderzeniem, a do tego kapitalnie rozciągnięty.
To dydaktyczny przykład, co potrafią niewielkie, ale dobrej klasy przetworniki w odpowiednio dostrojonej obudowie. Uwagę zwraca też szeroka scena stereofoniczna, swobodniejsza niż u konkurentów, a przy tym wciąż uporządkowana, ze stabilnymi lokalizacjami.