Po sześciu latach zaprezentowano następną generację - Caspian M2 - ograniczającą się już tylko do wzmacniacza zintegrowanego, dwukanałowej końcówki i odtwarzacza CD - mimo że firma wyrosła z analogu, w samej serii Caspian go nie znajdziemy, ale w całej ofercie wciąż ich nie brakuje.
Odtwarzacz CASPIAN M2 CD
Urządzenia serii Caspian M2 są dostępne w dwóch kolorach: czarnym oraz oficjalnie określonym jako srebrny, choć to odmiana ciekawa, zmieniająca barwę w zależności od oświetlenia - wpada w złoto, a nawet brąz.
Obudowy odtwarzacza i wzmacniacza są zunifikowane, różnią się właściwie tylko układem elementów na przedniej i tylnej ściance. Capisan M2 CD nie ma też tak obfitych perforacji ścianek, nie ma tutaj przecież potrzeby intensywnego chłodzenia.
Szufladę (jej zewnętrzna część, podobnie jak cały front, jest wykonana z metalu) ulokowano w centrum, uzupełniając obszerną "szczeliną" wyświetlacza poniżej. Sama matryca jest niewielka, zresztą M2 CD nie będzie przekazywał wielu informacji; odczytuje tylko płyty CD, w specyfikacji nie ma miejsca dla plików, nawet tych zarejestrowanych na płytach.
Z przodu jest tylko sześć przycisków dotyczących właściwie wyłącznie obsługi mechanizmu; z jednym wyjątkiem - klawisza trybów czasowych. Nie widać wyłącznika zasilania, ale znajdziemy go sięgając pod dolną krawędź, z lewej strony.
Z tyłu zaskakuje rozbudowana sekcja cyfrowa, ale nie są to wejścia, a jedynie wyjścia, za to aż w trzech standardach: optycznym, współosiowym i zbalansowanym AES/EBU. Zbalansowane gniazda znajdziemy też obok, w obszarze złącz analogowych, oczywiście oprócz XLR-ów są też gniazda RCA, wyjątkowo solidne. Producent poleca połączenie zbalansowane, jako że XLR-y są również w integrze.
Mimo dość niepozornego wyglądu, konstrukcja mechanizmu odczytującego płyty jest znakomita. Zbudowano ją na niezależnej platformie oddzielonej od reszty obudowy, widać nawet wycięcie w dolnej ściance, w miejscu montażu dodatkowej ramy napędu. Firma sama zaprojektowała także precyzyjny układ zegarów taktujących.
Elektronika cyfrowa i analogowa nie zajmuje dużo miejsca, niska obudowa Caspiana zupełnie tutaj wystarcza.
W zasilaczu pracują dwa transformatory toroidalne, niezależne dla mechanizmu i obwodów audio. W sumie jest tu aż dwanaście niezależnych linii zasilania.
Przetwornik C/A to układ Texas Instruments PCM1798 o rozdzielczości 24 bit/192 kHz. Mimo upływu wielu lat (2003 rok), cieszy się wciąż uznaniem, a tutaj ma szczególny sens, bowiem oferuje od razu analogowy sygnał symetryczny, co idealnie wpisuje się w "zbalansowaną" koncepcję źródła M2 CD.
Wzmacniacz CASPIAN M2 AMP
Wzmacniacz Caspian M2 zaprojektowano, zanim jeszcze nastały czasy integrowania DAC-ów oraz popularności techniki impulsowej, pozwalającej na miniaturyzację. Mimo to M2 AMP jest najmniejszym (najniższym) wzmacniaczem w tym teście; bez uwzględniania niewielkich nóżek, sama obudowa ma zaledwie 7 cm wysokości. Projektant odważnie połączył szczotkowaną fakturę frontu z błyszczącymi, chromowanymi dodatkami – przyciskami i pokrętłami. A jakby tego było mało - dołożył lustrzaną szybkę, za którą ukryto wskaźniki selektora wejść. Klientom przyzwyczajonym do brytyjskiego konserwatyzmu nie musiało się to spodobać...
Do przełączania źródeł służy lewe pokrętło oraz sterowany mikroprocesorowo układ elektroniczny. Bardziej klasyczną budowę ma regulacja wzmocnienia, sprzężona z analogowym, zmotoryzowanym potencjometrem.
Ciekawą funkcję pełni jeden z przycisków, oznaczony jako Mode – przełącza pomiędzy trybami pracy, wyciszenia oraz... rozgrzewania. Zarówno w górnej, jak i dolnej pokrywie wykonano sporo otworów wentylacyjnych. Końcówki mocy są analogowe i bez efektywnego chłodzenia, w ciasnej obudowie doszłoby pewnie do katastrofy.
Perforacje znalazły się także na tylnej ściance, zajmując przestrzeń pomiędzy wejściami a gniazdami głośnikowymi. Te ostatnie są pojedyncze, dość mocno zabudowane plastikowymi kołnierzami, przez co dostęp jest utrudniony, a w przypadku końcówek widełkowych – wręcz niemożliwy; najlepiej zaopatrzyć się w końcówki banankowe.
Wzmacniacz Caspian M2 operuje wyłącznie na sygnałach analogowych, ale może pracować w dużym systemie. Wejść liniowych jest aż sześć, przy czym gniazdo RCA dla odtwarzacza CD zdublowano dodatkową parą XLR- -ów (przełączamy między nimi miniaturowym hebelkiem).
Wbudowany przedwzmacniacz oferuje jedno wyjście nieregulowane (dla rejestratorów) i aż dwa regulowane, co ma zachęcić do rozbudowy o zewnętrzne końcówki mocy (bi-amping, a nawet tri-amping). Chociaż na tylnym panelu widać trzpień uziemiający (i to pozłacany, podobnie jak styki gniazd wejściowych), to wewnątrz nie ma przedwzmacniacza gramofonowego.
Ciekawą funkcję pełni jeden z przycisków, oznaczony jako Mode - przełącza pomiędzy trybami pracy, wyciszenia oraz... rozgrzewania. Zarówno w górnej, jak i dolnej pokrywie wykonano sporo otworów wentylacyjnych. Końcówki mocy są analogowe i bez efektywnego chłodzenia, w ciasnej obudowie doszłoby pewnie do katastrofy.
Niemal połowę przestrzeni wewnątrz obudowy zajmuje zasilacz oparty na dwóch transformatorach toroidalnych; większy pracuje na rzecz obwodów związanych z sygnałami audio, mniejszy jest dla obwodów sterowania.
Radiator tunelowy przykręcony w centrum pełni rolę chłodzenia oraz ekranowania sekcji audio od zasilacza. Kolejnym układem wspomagającym chłodzenie mógł być niewielki wentylator; widać przeznaczony dla niego wspornik, ale samego wentylatora już nie ma – prawdopodobnie producent zmodyfi kował nieco układ i takie rozwiązanie nie jest konieczne.
Odsłuch
System Roksana jest pod względem brzmienia odmienny od Marantza już choćby dlatego, że składa się z urządzeń o różnym charakterze, więc końcowy rezultat jest ich wypadkową, dając jeszcze inny obraz niż każde z urządzeń obserwowane niezależnie. Z kolei konfrontacja z Ayonem wygląda trochę jak odwrócenie ról - to Caspian przyciąga ciepłem, nastrojem, smaczną średnicą i słodką górą, wzmacniając jednocześnie brzmienie dynamicznym basem.
Zakres wysokotonowy na pewno nie jest wyeksponowany, ale swoim kolorytem zwraca uwagę nawet bardziej niż w neutralnej prezentacji Marantza. Teraz trudniej chwalić dokładność, bo brzmienie ma swoją sygnaturę, za to łatwiej się z nim "zaprzyjaźnić". Rysowanie sceny nie jest tak "profesjonalne" i chłodne jak w Marantzu, nie jest też tak spontaniczne i skracające dystans jak w Ayonie, lecz daje bardzo uprzejmy i czytelny, proporcjonalny przekaz, w którym przesunięto ciężar w kierunku niskich częstotliwości, a jednocześnie zadbano o dobrą dynamikę. Nie jest to brzmienie ciemne i ociężałe, ale krzepkie i rozgrzane.
Góra pasma jest przyjazna, płynna, gładka i odpowiednio selektywna, a do tego dość swobodna, i chociaż nie wyskakuje ze szczegółowością, to tworzy aurę, nie jest ściśnięta i zdeprymowana. Roksan najpełniej i najładniej prezentuje wokale, zapewniając ich różnorodność, żywość, plastyczność i wyrazistość, unikając tylko natarczywości, najostrzejsze kawałki zabrzmią trochę "luźniej" i cieplej. Zakres niskotonowy to popis wszechstronności, tutaj Roksan pokazuje, że ma i muskuły, i "kulturę osobistą", którą tak ładnie prezentuje na drugim skraju pasma. Ten bas może się bardzo podobać, nie jest nijaki i asekurancki, łączy przyjemne z pożytecznym, nie można mu zarzucić przesady i braku kontroli, jest aktywny i obecny, odnajduje się w każdej sytuacji.
W tym systemie wzmacniacz jest komponentem dominującym, z innymi odtwarzaczami wciąż nadawał brzmieniu rozpoznawalny charakter, z mocnym basem, zagęszczoną średnicą i łagodną, ale barwną górą. Odtwarzacz też nie eksponuje wysokich tonów, ale i nie przyprawia ich w zauważalny sposób, gra w sumie bardziej rześko i świeżo.
Radosław Łabanowski