Lagrange to nazwa nowej serii. Na razie znajdziemy w niej tylko testowany wzmacniacz zintegrowany - największy, najlepszy i najdroższy w całej ofercie. To już nie jest format "pudełka po butach", znany z innych serii Heeda. Urządzenie ma klasyczną szerokość 43 cm i wygląda jak... wzmacniacz.
To zastanawiająca wolta. Co prawda producent nie wymienia całej oferty, ale postawienie na szczycie oferty wzmacniacza w dużym stopniu konwencjonalnego jest z jednej strony zrozumiałe, a z drugiej – warte uwagi. Najwyraźniej to wciąż najlepszy sposób (przynajmniej według Heeda) na osiągnięcie zarówno wysokiej jakości, jak i prestiżu.
Mniejsze formy mają swoją zalety, ale ich możliwości kończą się wcześniej, i tutaj trzeba się z nimi rozstać... Większa obudowa pozwala zmieścić więcej układów, a przede wszystkim osiągnąć wyższą moc.
Heed Lagrange nie jest potężny, ale jak z naleśników wycisnąć ponad 2 x 200 W (przy 4 Ω), pokazują Creek Voyage i20 i Densen Beat B-150XS, i to bez pomocy klasy D. Lagrange jest "ostrożniejszy", zapowiada dwa razy mniej.
Końcówki mocy pracują w klasie AB, zasilacz jest układem liniowym, a więc bez żadnych niespodzianek. Na froncie umieszczono dwa duże pokrętła – regulacji głośności i wyboru wejść – i niewielki wyświetlacz.
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
Płytę z czarnego akrylu "zakleszczono" w srebrnej, aluminiowej ramie, a pokrętła ulokowano w precyzyjnych wyfrezowaniach. Heed Lagrange prezentuje się nowocześnie, a indywidualizm podkreślają jeszcze szczeliny wentylacyjne na górnym panelu.
Wyjście słuchawkowe wygląda poważnie (6,3 mm) i jest podłączone do poważnego układu – wzmacniacz słuchawkowy jest niezależny, pracuje w klasie A. W czasach popularności drogich preampów słuchawkowych to element, który da dużo punktów u wielu zainteresowanych.
Podstawowa wersja jest ograniczona do sygnałów analogowych. My testujemy model rozszerzony, wyposażony w przetwornik DAC. Opcjonalna karta ma postać pionowego modułu, który wsuwamy do zatoki po lewej stronie tylnej ścianki, na podobnej zasadzie, jak w wielu wzmacniaczach marki Accuphase.
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
Heed przygotował tylko jedną kieszeń, bo rozszerzenie może być tylko takie; wzmacniacz automatycznie wykryje obecność modułu i dopasuje do niego działanie odpowiednich funkcji. Pilot nie jest szczytem elegancji, ale... jest i działa, także z firmowym transportem CD.
Wprawdzie w serii Lagrange nie ma jeszcze odpowiedniego źródła, jednak można sięgnąć po "kompakt" z innej serii, jeżeli nie będzie nam przeszkadzać zupełnie inny format i wygląd.
Heed Lagrange - złącza
Heed Lagrange ma aż pięć wejść analogowych, w tym cztery liniowe i jedno dla gramofonu (z wkładką MM) plus wejście prosto na końcówkę mocy; jest też wyjście z przedwzmacniacza, a więc z regulowanym poziomem, i niskopoziomowe wyjście nieregulowane. Terminale głośnikowe to oryginalne elementy WBT – para takich "luksusów" ucieszy bardziej niż dwie pary przeciętnych zacisków.
Czytaj również: Czy wejścia XLR oznaczają, że urządzenie jest zbalansowane?
Po zainstalowaniu karty cyfrowej pojawiają się trzy wejścia - USB, współosiowe i optyczne – ale firmowa dokumentacja nie mówi nic o parametrach, oprócz tego, że USB przyjmie sygnały DSD.
Na dokładkę jest też Bluetooth. Obok gniazda zasilania znajduje się mechaniczny włącznik, do którego trzeba będzie często sięgać, bowiem wzmacniacz nie ma trybu czuwania, co obecnie jest ewenementem.
Radiator dzieli wnętrze na dwie sekcje. Po jego jednej stronie ulokowano zasilacz z dwoma transformatorami toroidalnymi. Większy służy końcówkom mocy (mając dwa uzwojenia wtórne, niezależnie dla każdego kanału), mniejszy – przedwzmacniaczowi.
Czytaj również: Co to jest współczynnik tłumienia wzmacniacza?
W pobliżu końcówek mocy widać dwie duże "bańki" kondensatorów sprzęgających firmowy system Transcap; to bardzo dobre (i drogie) Mundorfy z serii M-Lytic (specjalna edycja dla Heed Audio). Końcówki mocy przygotowano na tranzystorach ON Semiconductor (po dwie pary układów Darlingtona na kanał).
Sporo miejsca zajmuje przedwzmacniacz gramofonowy. Nie jest to "pierwszy lepszy" gotowiec na scalakach, ale układ na elementach dyskretnych. Obwód wejściowy zawiera hermetyczne przekaźniki w roli przełączników wejść, a regulator głośności to klasyczny potencjometr firmy Alps (chociaż z silniczkiem, zdalnie sterowany), dlatego wskazania głośności nie pojawiają się na wyświetlaczu.
Heed Lagrange - odsłuch
Kolejność prezentacji w naszych testach porównawczych, w tym i relacji z odsłuchów, wynika z prostej reguły – kolejności alfabetycznej nazw firm. Nie piszemy więc scenariusza, w którym kolejne brzmienia tworzą jakąś wymyśloną przez nas historię, co może byłoby i ciekawe ale... takie narracje powstają "same z siebie", tak jak tym razem.
Czytaj również: Czy do wzmacniaczy cyfrowych można podłączyć gramofon analogowy?
Najpierw ATC SIA2-150 i Creek Voyage i20 rozwiali nadzieje (przynajmniej niektórych audiofilów) na brzmienie "staroangielskie", dość zgodnie przedstawiając pakiet dynamiczno-analityczny; dźwięk profesjonalny, neutralny, chłodny, "techniczny".
Inną szansą na zmiękczenie, ocieplenie i dobarwienie wydawał się być wyposażony w lampy (przynajmniej częściowo) Copland CSA 150, ale i on całkowicie nie usatysfakcjonuje miłośników "klimatów" – gra zbyt... żywo i uniwersalnie.
I kiedy już wydawało się, że w tym teście nie ma szans na "wieczorowy nastrój", smutek albo relaks, w każdym razie na więcej uczucia, dość niespodziewanie sprawdził się w takiej roli Densen. Co jeszcze może zaproponować Heed?
Czytaj również: Jak dzielimy wzmacniacze ze względu na technikę wzmacniania sygnałów?
Po pierwsze, przyłącza się do Densena. Tym dwóm wzmacniaczom co najmniej tak blisko do siebie, jak pozostałym trzem. Remisu nie będzie, ale test nie jest już zdominowany przez frakcję "mistrzów techniki", która alfabetycznym przypadkiem go otworzyła.
Jednocześnie Heed Lagrange nie zmierza jeszcze dalej niż Beat, nie intensyfikuje soczystości i plastyczności kosztem dokładności, niskie tony są mniej "napompowane", wciąż płynne i zaokrąglone, a do tego żywe i selektywne. Góra pasma jest subtelna, ale barwna i dźwięczna.
Obydwa wzmacniacze przyciągają uwagę środkiem pasma, demonstrują podejście "artystyczne", nie poprzestając na poprawności, chociaż rezygnują z ostrych kontrastów i pełnego wglądu w nagranie.
Czytaj również: Jakie są podstawowe typy wzmacniaczy cyfrowych?
Beat B-150XS jest w tym bardziej jednoznaczny, Heed Lagrange potrafi ładnie ukształtować wokale, jest w tym nie tyle mistrzem, co zręcznym graczem.
Nie siedziałem jak zaczarowany, lecz z łatwością i przyjemnością zarówno obserwowałem nagrania, jak i przyswajałem muzykę. Emocje są dawkowane z umiarem, ale proporcjonalnie, nie każdy kawałek będzie porywający albo wzruszający.
Heed Lagrange nie będzie nas wkręcał i czarował, ale nie pożałuje miłych chwil – znane i lubiane nagrania zabrzmiały "jak należy", bez sensacji i rozczarowania.
Czytaj również: Czym się różni wzmacniacz zintegrowany od wzmacniacza dzielonego?
Heed Lagrange niczego też nie będzie wyciągał "na siłę": ani smaczków, ani brudów, przyzwoite różnicowanie wystarczy, aby zachować naturalność i wiarygodność. To wzmacniacz jednocześnie interesujący i bezpieczny.
W bezpośrednich porównaniach, w poszczególnych dziedzinach usłyszymy jego ograniczenia i pewne zafałszowania, ale wszystko jest tak ułożone, że słucha się Lagrange bezproblemowo i po chwili zapomina o przewagach konkurentów, którym też zawsze czegoś brakuje... To dźwięk ze skłonnością do płynności i harmonizowania, zamiast analityczności i kontrastowania.
Czytaj również: Co to jest konstrukcja dual-mono, jakie są jej wady i zalety?
W nowej roli
Klasa AB na tranzystorach to chyba najlepiej rozpoznany i najpopularniejszy układ wzmacniający (chociaż coraz mocniej konkurują z nimi układy impulsowe).
Stosowany jest w konstrukcjach tanich i drogich, występuje w wielu odmianach, poddawany jest różnym modyfikacjom, pozwala konstruktorom wciąż poszukiwać coraz lepszych rezultatów i zaznaczać swoją innowacyjność.
Densen od wielu lat eksperymentuje ze sprzężeniem zwrotnym (a raczej jego brakiem), z kolei Heed proponuje układ o nazwie Transcap, co w rozwinięciu brzmi Tuned Non-Direct Coupled Amplifier Technology. Zamiast silić się na przetłumaczenie, przejdźmy do rzeczy.
Czytaj również: Dlaczego nie można podłączać kolumn 4-omowych do wzmacniaczy 8-omowych?
W większości tranzystorowych wzmacniaczy sygnał wyjściowy płynie z końcówek mocy niemal wprost (po drodze mogą być jeszcze obwody stabilizujące i zabezpieczające) do zespołów głośnikowych. Heed twierdzi, że gdy pomiędzy wyjściem a kolumnami pojawi się duża pojemność kondensatorów, będzie ona służyła za "magazyn energii".
To bardzo kontrowersyjna i niszowa koncepcja, wysokiej jakości tranzystory wyjściowe potrafią dostarczyć potrzebną porcję mocy bez tego typu "wspomagania", które może zwiększyć impedancję wyjściową, a więc obniżyć współczynnik tłumienia.
Transcap nie jest układem stworzonym dla modelu Lagrange, Heed stosował go już wcześniej we wzmacniaczach serii Thesis, Obelisk i Elixir.